niedziela, 21 października 2012

Piętnasty.

XV


~*~Diana~*~

     - Jak minął lot? Wszystko w porządku? - zapytał tata, gdy po całych trzech dniach nieobecności wróciłam do domu. 
Westchnęłam cicho siadając przy kuchennej wyspie. Przytaknęłam na pytania i sięgnęłam po cotygodniową gazetę, która leżała tuż przed moim nosem. Otworzyłam na pierwszej stronie, gdzie widniał wielki napis "Kolejne zamieszki w centrum Londynu. Tym razem chodził o coś innego!". Przeleciałam wzrokiem po kartce, po czym przerzuciłam kolejną stronę. 
     - A babcia? - ciągną tata. - Wszystko u nie dobrze? Ostatnio do mnie dzwoniła w bardzo nietypowej sprawie... - Spojrzałam na posiwiałego mężczyznę, który z zakłopotaniem podrapał się w kark. - Stwierdziła, że ja Cię tutaj w ogóle nie karmię. Coś ty jej nagadała?
     - Ja? - Uśmiechnęłam się szeroko i prychnęłam wracając do lektury. - Nic jej nie mówiłam. Wiesz jak to jest z babciami... Wiesz może gdzie jest Ola?
     - Wyszła jakąś godzinę temu do sklepu. Zaraz powinna wrócić. 
     Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 20:30. Przerzuciłam jeszcze dwie strony i bez jakiegokolwiek zainteresowania zamknęłam gazetę. Miałam już odejść od wyspy, gdy mój wzrok przykuł napis na ostatniej stronie. 
     - Niall Horan wyprowadził się od przyjaciół - przeczytałam po cichu. - Czyżby wokalista miał dosyć kolegów z zespołu? - dokończyłam tym samym tonem. 
     - Mówiłaś coś? - zapytał tata. Zaprzeczyłam, a on tylko machną ręką i wyszedł z kuchni. 
     Zaciekawiło mnie zdjęcie, które widniało na środku strony. Przedstawiało ono Niall'a z jakąś dziewczyną. Stali przed ogromną willą, która podobno miała być nowym mieszkaniem Horan'a. Zaraz, zaraz... Czy to Laura? Uśmiechnęłam się do siebie widząc radosny wyraz twarzy przyjaciółki na fotografii.
     - Dostawa żarcia! - usłyszałam krzyk Olki z korytarza. Po chwili w kuchni pojawiła się ciemnowłosa trzymająca w obu rękach torby z TESCO. Gdy mnie zobaczyła momentalnie podskoczyła w miejscu. - Diana, kochanie! Czemu nie dzwoniłaś, że już jesteś? Na pewno bym przyszła wcześniej! - Dziewczyna odłożyła szybko torby na bok i rzuciła mi się w ramiona. Omal nie spadłam z krzesła gdy przyjaciółka coraz bardziej mnie do siebie przytulała. - Kupiłam masę jedzenia. Zrobimy jakieś dobre danie, włączymy film i opowiesz co tam słychać w Polsce. 
     - Czy ja słyszałem jedzenie? - Do kuchni wszedł mój brat, który zajrzał w torby z jedzeniem. 
     - O nie, Kamil! - krzyknęłam podchodząc do brata. - Nie dość, że mnie olałeś i nie zawiozłeś w piątek na lotnisko to na dodatek dzisiaj też się spóźniłeś! I ty chcesz za coś takiego dostać jedzenie? Nie ma mowy, to wszystko dla mnie i Oli. - Pokazałam mu język i sprzątnęłam mu sprzed nosa torby. 
     - Oj, no nie przesadzaj! Dobrze wiesz, że spotkałem się z Katy. 
     - Czyli jakaś tam dziewczyna jest ważniejsza dla Ciebie od własnej siostry? - prychnęłam i siłą wypchnęłam Kamila z kuchni. - Jak dziecko. 
     - Dokładnie! - Ola przytaknęła i zaśmiała się głośno. 
     - Słyszałem! - krzyknął Kamil z góry. 
     
     - O mój Boże! Naprawdę? - krzyknęłam trzymając w ręku miskę popcornu. - Nie mogę uwierzyć w to, że Harry jest taki romantyczny. Zmarnowałam niezły towar... - Zaśmiałam się przypominając sobie pierwsze spotkanie ze Styles'em. Ola musiała byś nieźle podjarana faktem, że Harry wynajął dla nich całe kino i zrobił tą całą kolację. 
     - Też byłam w szoku. - Ola wsadziła kolejną porcję popcornu do ust. - A teraz tak odbiegając od tematu... Emily jednak u nas nie zamieszka. 
     - Dlaczego? Przecież Dany tak bardzo chciał tego. 
     - Widzisz, Laura nie akceptuje jego dziewczyny. Dany nie chciał jej robić na złość więc postanowił jeszcze poczekać z tą całą przeprowadzką. Tylko, że Laura o tym nic nie wie i nadal nie wróciła do domu. - Ola westchnęła cicho. 
     - Czyli nadal się nie pogodzili? - Brunetka zaprzeczyła. - W takim razie trzeba coś z tym zrobić...
     - Co masz na myśli? - Ola uniosła brwi ku górze i wzrokiem próbowała wyczytać moje myśli. 
     - Oni muszą się pogodzić... A my im w tym pomożemy. Jeszcze nie wiem jak, ale - uniosłam palec wskazujący do góry - to zrobimy. 
     - Wiesz co? Czasami mnie przerażasz. - Dziewczyna rzuciła we mnie popcornem i wybuchła śmiechem. 


Następnego dnia, w szkole.

     - Kurcze, zapomniałam o tym całkiem! - Shannon tupnęła nogą i zamknęła ze złością szafkę. - A wy? Umiecie coś? 
     - Wiesz... - zaczęła Ola. - Chemia nie jest moim ulubionym przedmiotem. Tak szczerze, to w ogóle nie zajrzałam do podręcznika. 
     - Ola! - krzyknęłam mierząc przyjaciółkę wzrokiem. - Przecież miałaś się nauczyć. Dobrze wiesz, że ta ocena jest dla mnie ważna...
     - Sorki, jakoś tak wyszło. - Dziewczyna wyszczerzyła się przepraszająco i jak tylko szybko się dało wparowała do sali chemicznej. Zaraz po niej do klasy weszła Shannon, niosąca w ręku stos książek. 
     - Hej! - usłyszałam za sobą czyiś głos. 
Odwróciłam się i ujrzałam rozweselonego Harry'ego, który szybkim krokiem szedł w kierunku klasy. Kiwnęłam mu głową i ponownie się odwróciłam. Stanęłam na wprost szafki numer 115, która tym samym była moją szafką. Wpisałam szyfr, który zatwierdziłam wcześniej jako hasło. Wyciągnęłam podręcznik od chemii, i zamykając za sobą metalowe drzwiczki weszłam do klasy. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mojej partnerki, Oli. Gdy w końcu ją znalazłam nie była przy stanowisku sama. Obok niej siedział rozpromieniony Styles, który zakładał białe rękawiczki. Podeszłam do tej dwójki i nie ukrywając zdziwienia uśmiechnęłam się sztucznie. 
     - Harry... To moje miejsce - powiedziałam spokojnie. 
     - Sorry, zamieniłam się partnerami - powiedziała Olka kładąc dłonie na stoliku i splatając palce. 
     - Świetnie - przyznałam. - W takim razie kto będzie moim partnerem? Ten kujon z pierwszej ławki? - zapytałam wskazując jakiegoś rudego chłopaka w okularach. 
     - Nie. - Harry zaprzeczył kiwnięciem głowy. - O... Twój nowy partner właśnie idzie! 
     Westchnęłam głośno z myślą, że właśnie zbliża się Shannon. Nie chciałam być z nią w parze. Może nie byłaby taka zła, gdyby nie jej dziwny nawyk gadania jak najęta. Odwróciłam się modląc, by był to ktoś normalny. No i w tedy ujrzałam zbliżającego się do nas Niall'a. Miał na sobie czerwoną koszulkę i czarne rurki. Przez jego ramię przepasana była czarna torba, a jego włosy postawione zostały ku górze. 
     - Cześć - powiedział, a uśmiechając się pokazał wszystkim swój aparat ortodontyczny. 
     - Cześć - odpowiedziałam z wielką ulgą na myśl, że to jednak nie Shannon. - Te dwa głupki - wskazałam na Harry'ego i Olę - pozamieniali się parami. 
     - Czyli co? Jesteś dziś w parze ze mną? - zapytał i ściągnął z ramienia torbę. 
     - Na to wychodzi - przyznałam zajmując miejsce przy wolnym stoliku, na którym był już ustawiony potrzebny sprzęt do lekcji. Horan usiadł tuż obok i sięgną po białe rękawiczki, które zostały uznane za obowiązkowe podczas wykonywania doświadczeń. Podał mi jedną parę i sam zajął się ich zakładaniem.
     - Dzień dobry wszystkim. - Do klasy wszedł nauczyciel. Odłożył dziennik na biurko i staną pod tablicą. - Proszę bardzo. Dzisiaj wykonujemy doświadczenia na ocenę, tak jak wam mówiłem. Każda z par dostanie inne zadanie do wykonania. - Mężczyzna rozdał wszystkim karteczki z doświadczeniami. 
     - Działanie kwasu octowego na tlenek miedzi (II) - przeczytałam treść zadania. - Czyli nie tak źle. 
     - Współpraca, współpraca i jeszcze raz współpraca! - krzyknął nauczyciel. - To zaczynajcie. 
     Profesor zasiadł do biurka i zaczął sprawdzać obecność. W tym samym czasie zdążyłam założyć rękawiczki i przygotować potrzebne odczynniki i takie tam. 
     - Jak minął weekend w Polsce? - zapytał nagle Niall, który nie robiąc nic przypatrywał się moim ruchom. Podałam mu probówkę, którą miał trzymać w powietrzu. 
     - Świetnie - odpowiedziałam i wsypałam do naczynia szczyptę czarnego tlenku miedzi. - Mógłbyś nalać trochę octu? 
     Chłopak dolał do probówki ocet i ponownie skierował się w moją stronę. 
     - I teraz pod palnik - powiedziałam i włączyłam potrzebne narzędzie, służące do ogrzewania różnych substancji. Niall trzymał probówkę tuż nad ogniem i delikatnie nią wstrząsał. 
     - Niebieski - przyznał zadowolony z wykonanego działania. Rzeczywiście, roztwór stał się niebieski. 
     Zapisałam obserwację na kartce i odebrałam od chłopaka próbówkę. 
     - Na dodatek zniknął czarny osad tlenku miedzi... Czyli kwas octowy reaguje z tlenkiem miedzi (II), tworząc rozpuszczalną sól o barwie niebieskiej.
     - Wyjęłaś mi to z ust! - Niall zrobił poważną minę przez co zaczęłam się głośno śmiać. 
     - Chciałbyś! Dobrze wiem, że nic z tego nie zrozumiałeś - powiedziałam i odłożyłam probówkę do specjalnego pojemnika tym samym wyłączając palnik. 
     - Wiedziałem, wiedziałem. Tylko nie zdążyłem powiedzieć. 
     - Co to za rozmowy? - usłyszałam nad sobą głos nauczyciela. - Panie Horan, mam nadzieję, że zadanie wykonane.
     - Tak jest. - Niall zasalutował i żartobliwie przyłożył dwa palce do skroni.
     - Nie wygłupiaj się - szturchnęłam chłopaka w ramię i zaczęłam przedstawiać nauczycielowi doświadczenie. 
     Dla profesora było nowością wpisania przy nazwisku Niall'a ocenę bardzo dobrą. Natomiast Ola była zła na Harry'ego, przez którego dostała tróję z minusem. 
     - Mogłam się nie zamieniać - prychnęła gdy razem siedziałyśmy na lekcji języka angielskiego. 
     - Mogłaś. - Zaśmiałam się złośliwie i wróciłam do robienia ćwiczeń. 

     - Jakie znowu kółko teatralne? - zapytałam.
     - No normalne! Zapisałam się na zajęcia dodatkowe z aktorstwa. Znalazłam swoje nowe powołanie... - Ola uśmiechnęła się dumnie. 
     - Ile te twoje zajęcia trwają? 
     - Dwie godziny.
     - I ja mam tyle na Ciebie czekać? - zapytałam zdziwiona.
     - Nie musisz... - W tym samym momencie obok nas pojawił się Styles. 
     - Idziesz? - zapytał i szturchnął Olę w ramię. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i razem z Lokowatym ruszyła korytarzem przed siebie. 
     - Tsa, powołanie... Od kiedy ma ono imię "Harry Styles"? - zapytałam samą siebie. 
     Dochodziła godzina 15:30 gdy opuszczałam teren szkoły. Wszyscy uczniowie kończyli zajęcia o tej samej porze więc na ulicy było strasznie tłoczno. Na parkingu stało mnóstwo aut, które teraz powoli go opuszczały. Przeszłam przez ulicę omal nie wpadając pod koła jakiemuś facetowi, który zatrąbił kilka razy w moją stronę. Pokazałam mu środkowy palec i ruszyłam przed siebie. Po chwili znów ktoś zatrąbił, a obok mnie staną czarny sportowy wóz. Szyby były przyciemniane, więc nie miałam pojęcia kto siedzi za kierownicą. Dopiero gdy szyby się opuściły ujrzałam jakiegoś faceta, którego nie raz mijałam na szkolnym korytarzu. 
     - Hej mała! - krzyknął w moją stronę. Nie zareagowałam i nadal szłam przed siebie. Samochód ruszył doganiając mnie. - Podwieźć Cię gdzieś? No nie daj się prosić. 
     - Nie, dzięki. - Uśmiechnęłam się z grzeczności i przyśpieszyłam. 
     - Wsiadaj, szkoda takich ładnych nóg. 
     - Słucham? - zapytałam lekko zdenerwowana. - Nigdzie z Tobą nie pojadę. 
     - Pojedziesz, pojedziesz - powiedział ktoś nad moim uchem. Usłyszałam donośny śmiech, a później czułam czyjeś dłonie na moich ramionach. - Gdzie mieszkasz? - zapytał chłopak stojący za mną. Gdy mu nie odpowiedziałam zaczął mnie prowadzić siłą do auta. 
     - Mat, otwieraj tylne drzwi - rozkazał.
Facet za kierownicą posłuchał kolegi i zrobił to o co go poproszono. 
     - Puszczaj mnie! - krzyknęłam próbując się wyrwać. W dobrym momencie odwróciłam się i uderzyłam mojego napastnika w twarz. 
     - Niezła z Ciebie suka - sykną łapiąc się za policzek. 
Wszyscy ludzie omijali nas szerokim łukiem. Pewnie wiedzieli, że nie jest to dobre towarzystwo ani moment. 
     - Wepchnij ją do tego auta David! - krzyknął siedzący za kierownicą Mat, o ile dobrze zapamiętałam.
     - Nigdzie z wami nie jadę! - cofnęłam się do tyłu, ale David mocno złapał mnie za nadgarstki. 
     - No nie wiem, nie wiem - pokiwał głową i z chytrym uśmieszkiem pociągną mnie w stronę auta. 
     Słyszałam śmiechy obu chłopaków mieszające się z głośnym biciem mojego serca. Wystraszyłam się. Co ja mówię! Byłam przerażona. A co jeśli oni mi coś zrobią? Wywiozą, zgwałcą... Próbowałam wyrwać rękę, ale to nic nie dawało. Chłopak był ode mnie dwa razy silniejszy i większy. 
     W pewnym momencie usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Z trudem zdołałam odwrócić głowę do tyłu. Ale gdy już to zrobiłam zobaczyłam dobrze znanego mi chłopaka. Niall szybkim krokiem znalazł się przy David'zie i złapał go za kołnierz. Byli mniej więcej tego samego wzrostu i postury, jednak różnili się. 
     - Puszczaj ją - powiedział przez zaciśnięte zęby.
     - Najpierw ty puść mnie. 
     Chłopak uwolnił moje nadgarstki po czym szybko pozbył się dłoni Niall'a z jego koszulki. Wykorzystując dobry moment odsunęłam się od niech na dwa metry. 
     - David, co jest? - zapytał jego przyjaciel, który nadal sterczał za kierownicą.
     - Nic. Nasza wielka gwiazdunia postanowiła dziś zostać bohaterem. 
I w tym momencie zaciśnięta pięść Horan'a wymierzyła w nos David'a. Celnie i sprawnie. Brunet wytarł strużkę krwi cieknącą mu z nosa i zmierzył Niall'a przenikliwym spojrzeniem. Poczułam jak mój żołądek podskakuje, a serce jakby miało mi zaraz wyskoczyć na zewnątrz. 
     David szybko się zrewanżował uderzając blondyna w brzuch. Niall wydał z siebie cichy jęk i skulił się. 
     - No, bohaterze. Udowodnij jaki jesteś silny! - Chłopak parskną śmiechem i powoli podchodził do Niall'a. 
     Nie czekając na dalszy przebieg wydarzeń podbiegłam do Irlandczyka i położyłam dłoń na jego ramieniu. Ten nadal trwał w pozycji skulonej i dusił się powietrzem. 
     - No co ty, stary! Żeby dziewczyna miała więcej odwagi od Ciebie? - Chłopak parskną śmiechem.
     - Przestań! - Krzyknęłam. 
     Niall z trudem powrócił do pionowej postawy i z zawziętą miną szykował się do zadania kolejnego ciosu. 
     - Nie. Chodźmy stąd - poprosiłam go. Ten nie spuszczał wzroku ze swojego rywala. Dopiero gdy złapałam go za rękę, zareagował i przeniósł wzrok na mnie. W jego oczach była złość, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam. 
     Tamci natomiast śmiali się coraz głośniej i wymieniali między sobą jakieś głupie teksty. Nie słuchałam ich. Niall z coraz większą łatwością mógł się poruszać, więc o własnych siłach zdołał dość do swojego auta. Wiedziałam, że to była moja wina. To przeze mnie dostał od tego idioty. Zrobiło mi się strasznie głupio. 
     - Oni mogli Ci coś zrobić. - Z zamyśleń wyrwał mnie spokojny ton głosu blondyna. Nadzwyczajnie spokojny. Zdziwiło mnie to, że nie był na mnie zły. 
     - Zamiast tego zrobili coś tobie - przyznałam. 
     Niall otworzył drzwi do swojego auta i wpuścił mnie do środka. Usiadłam na skórzanym fotelu i odetchnęłam z ulgą, że nie skończyło się na niczym poważnym. Mimo to moje serce nadal biło ze zdwojoną szybkością. Po chwili za kierownicą usiadł Niall. Skrzywił się gdy niechcący uderzył się w brzuch. 
     - Może powinieneś jechać do szpitala... - zaczęłam widząc kwaśną minę blondyna. On tylko zaprotestował i odpalił silnik. Oddychał coraz ciężej. - Niall, jesteś pewien, że...
     - Nic mi nie jest - zapewnił i ruszył powoli. 
Nie byłam pewna czy mówi prawdę. Ba! Na pewno kłamał. Przecież dobrze widzę jak go to boli. To może być coś poważnego. Najlepiej będzie jeśli ktoś go obejrzy. 
     Jechaliśmy w ciszy. Co jakiś czas tylko Niall nerwowo zmieniał pozycję. Skręcił w ulicę, która wcale nie prowadziła w stronę mojego domu. Po kilku minutach ujrzałam duży napis "szpital im. świętego Piotra". 
     - Czyli jednak coś - powiedziałam. 
Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że jednak postanowił pójść do lekarza. 


~*~Niall~*~

     - Poboli przez kilka najbliższych dni. W tym czasie proszę się nie przemęczać - powiedział lekarz, który krzywym drukiem wypisywał jakąś receptę. Włożyłem na siebie z powrotem koszulkę i podniosłem się z łóżka. 
     - Czyli wszystko ze mną w porządku - stwierdziłem.
     - Ma pan szczęście.
Starszy mężczyzna wręczył mi do ręki kartkę, po czym oboje wyszliśmy z jego gabinetu. Na korytarzu czekała na mnie Diana. Wiedziałem, że się martwiła i obwiniała siebie za to co się stało. Ale to wcale nie była jej wina. Wolałem, żeby to mnie się oberwało, aniżeli jej miałoby się coś stać. 
     - Mówiłem, że nic mi nie jest - powiedziałem podchodząc do dziewczyny. Uśmiechnąłem się, a ona z wyraźną ulgą odetchnęła.
     - Zawsze lepiej jest się upewnić. Co jeśli byłoby to coś poważnego? - zapytała i pokręciła głową. 
     - Pańska dziewczyna ma rację. Jeszcze parę cisów, a wylądowałby pan na łóżku szpitalnym na co najmniej dwa tygodnie. - Lekarz spojrzał na nas i nieznacznie się uśmiechną. Pożegnał się z nami i odszedł. 
     Diana nie skomentowała wypowiedzi mężczyzny. Trochę skrępowana ruszyła ku wyjściu. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem za nią. Gdy wyszliśmy ze szpitala dochodziła godzina 17:00. 
     - Niall? - zapytała Diana, gdy byliśmy w drodze do jej domu. Spojrzałem na nią. - Dziękuję. 
     - Proszę bardzo - powiedziałem uśmiechając się. 
     - Gdyby nie ty, to... - przerwała i pokręciła przecząco głową. 
Właśnie... Gdyby nie ja to co? Co by było gdybym wtedy jej nie zauważył? Co ci dwaj mogliby jej zrobić? Odgoniłem od siebie tę myśl i skupiłem się na drodze. 
     - Na pewno dobrze się czujesz? - zapytała po raz kolejny dzisiejszego dnia, gdy zaparkowałem pod jej domem. Przytaknąłem. - Ale na pewno? - ciągnęła. 
     - Na sto procent! - Zaśmiałem się. 
     - W takim razie jeszcze raz Ci dziękuję - powiedziała i otworzyła drzwi. - Mam nadzieję, że więcej takie coś się nie powtórzy. 
     - Ja też. 
Diana uśmiechnęła się delikatnie mierząc mnie wzrokiem. Po chwili wyszła z auta i zamknęła za sobą drzwi. Odpaliłem silnik, a dziewczyna pomachała do mnie. 
     Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę swojego mieszkania, które swoją drogą zostało już urządzone przez chłopaków. 
     Nie czułem już takiego bólu co wcześniej. Teraz czułem tylko radość. Dlaczego właśnie radość? Bo pomogłem Dianie. Wiedziałem, że teraz spojrzy na mnie z innej perspektywy. Miałem taką nadzieję. Czułem się dziwnie z myślą, że to dzięki mnie będzie mogła spokojniej zasnąć. 
     Może i nie wyszedłem na wielkiego bohatera, ale wiedziałem, że Diana to docenia. Widziałem jak się o mnie martwi... 


~*~Louis~*~

     Właśnie kończyliśmy wnosić gitary Niall'a do jego sypialni, gdy sam właściciel domu wszedł do mieszkania. Zayn, który był na dole, rozmawiał o czymś z Horan'em. Razem z Liam'em zeszliśmy na dół i ujrzeliśmy Niall'a, który pokazywał właśnie Malikowi swój brzuch. To trochę dziwne... I podejrzane. 
     - Ej, co jest grane? - zapytałem podchodząc do chłopaków. 
     - Niall dostał od jakiegoś kolesia. Ale na szczęście mu oddał - Zayn uśmiechnął się dumnie i przybił z Irlandczykiem żółwika. 
     - Jak to "dostał od jakiegoś kolesia"? - Liam zmierzył Niall'a wzrokiem i zatrzymał się na jego posiniaczonym torsie. 
     - Miał miejsce mały konflikt...
     - Mały? - zdziwiłem się. - Byłeś chociaż z tym u lekarza? 
     - Byłem - odpowiedział. - Razem z Dianą. To właśnie z jej powodu był ten konflikt. Jacyś dwaj frajerzy próbowali wepchnąć ją do auta... Musiałem zareagować. 
     - Bardzo dobrze, ale nie mogłeś tego załatwić w inny sposób? - zapytał Liam ze złą miną. 
     - Nie. - Niall opuścił koszulkę i wszedł do kuchni. 
     - Wiesz co? I bardzo dobrze zrobiłeś - powiedziałem i poklepałem przyjaciela po ramieniu. - Diana pewnie była Ci wdzięczna. 
     Chłopak uśmiechnął się znacząco, a na jego policzkach pojawiły się dwa rumieńce. 
     To było widać z daleka jak on bardzo lubi Dianę. Nie przyznał się nam, ale to tylko kwestia czasu. W końcu i tak nam się wygada. Zawsze to robił. 
     - To my się zbieramy - ziewną Zayn. 
     - Niall, uważaj tutaj na siebie! - krzyknąłem. - Słyszałem, że podobno ten dom jest nawiedzony. 
     - Lou dobrze gada - przytaknął poważnie Liam. - Ponoć mieszkała tutaj pewna kobieta, która zamordowała swojego męża i dzieci. 
     - A wiesz dlaczego? - Zayn spojrzał na Niall'a, który kręcił tylko głową. - Może dowiesz się, gdy odwiedzi Cię dzisiejszej nocy. 
     - Idioci. - Niall puknął się w głowę na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem. 
     - To nara! Do zobaczenia jutro na nagraniu! - krzyknąłem przy wyjściu, a po chwili opuściliśmy nowe mieszkanie Niall'a. 
     
     









Niespodzianka! : D 
Specjalnie dla was kolejny rozdział. Mam nadzieję, że ktoś się cieszy. <3
Musiałam wymyślić jakąś akcję, i tak mnie dziwnie natchnęło na pisanie , że nie mogłam się powstrzymać przed napisaniem tego rozdziału. ; ) 
Mogą pojawić się jakieś błędy, za co z góry przepraszam. 
Dziękuję za komentarze pozostawione pod ostatnim rozdziałem. <3 
Tak więc następny rozdział za tydzień! Tym razem bez kolejnej niespodzianki. : D 
Pozdrawiam, Kinga


sobota, 20 października 2012

Czternasty.

XIV



~*~Diana~*~

     Babcia jeszcze spała, więc z racji tego, że ja już od godziny stałam na nogach, postanowiłam przyrządzić dla nas śniadanie. Słońce, które przebijało się przez okno, bardzo dobrze oświetlało kuchnię. Podwinęłam rękawy jasnego swetra i nalałam wody do elektrycznego czajnika. 
     Obie z babcią lubiłyśmy jajecznicę, więc zabrałam się za jej robienie. To jedyne co przyszło mi do głowy, a jednocześnie najłatwiejsze było do przyrządzenia. Schyliłam się do dolnej szafki, gdy poczułam mocny ucisk w okolicach serca i ostry ból przeszywający w mostku. Zachłysnęłam się powietrzem i, jak najwolniej potrafiłam, przeniosłam się na krzesło stojące tuż obok. Opadłam na nie bezwładnie. Z trudem mogłam oddychać, ale po chwili mój oddech miarowo zaczął powracać do normalnego. Jednak gdy próbowałam wstać w sercu znów pojawiło się dziwne ukłucie. Jęknęłam cicho i ponownie opadłam na mebel. 
     Dopiero po dobrych pięciu minutach ból zanikł. Jednak nie byłam pewna na jak długo. Przestraszyłam się. Nigdy wcześniej nie miałam tak ostrego bólu w klatce piersiowej. Z resztą nigdy nie bolało mnie serce. Może to przejściowe, normalnie? 
     Cholera, co w tym normalnego? 
     - Dzień dobry - usłyszałam nad sobą głos mojej babci. - Diana, wszystko w porządku? - zapytała patrząc na mnie uważnie. Zauważyłam w jej oczach zmartwienie i ciekawość. 
     - Tak, tak - odpowiedziałam szybko podnosząc się z krzesła. Ucieszyłam się, że nic mnie nie zabolało. Przecież nic mi nie jest. Odetchnęłam z ulgą. - Siadaj babciu, zaraz zrobię śniadanie. 
     - Och, nie musiałaś. - Starsza kobieta, w czerwonym szlafroku, usiadła przy stole. - O której masz samolot? 
     - O 18:00. Chciałabym jeszcze tutaj zostać - przyznałam ze smutkiem. 
     - Też wolałabym mieć Cię przy sobie. Strasznie cicho tu bez was. 
Pokiwałam głową, na znak, że rozumiem i zabrałam się za robienie śniadania. 

     - Babciu! Wychodzę. Powinnam wrócić za 2 godziny - powiedziałam.
     - Uważaj na siebie, kochanie - usłyszałam cichy głos babci z kuchni. 
     Wciągnęłam przez głowę sweter i złapałam za torebkę wiszącą na wieszaku. Miałam zamiar dzisiaj iść do rodziców Oli. Pogadać trochę z nimi, zdać im relacje z Londynu i takie tam. 
     Gdy wychodziłam z domu była godzina 11:00. Dom Oli był dwie ulice dalej, więc sama droga nie zajęła mi zbyt długo (bo dosłownie 15 minut). Stanęłam przed wielkimi drzwiami i zapukałam kilkakrotnie. 
     Po chwili drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna w czerwonej koszulce i ciemnymi włosami sterczącymi w każdą stronę. Mateusz, brat Oli, nigdy nie przejmował się tym jak wygląda. Ważne, żeby było wygodnie. 
     - Diana! Co ty tutaj robisz? - zapytał i ruchem ręki zaprosił mnie do środka. 
     - Przyleciałam na weekend i postanowiłam na chwilę do was wpaść. 
Przechodząc do salonu kątem oka ujrzałam małą postać biegnącą po schodach. Nim zdołałam się odwrócić, ktoś się na mnie rzucił. 
     - Diana! - Sześcioletnia Marta przylgnęła do mnie i nie puszczała. - Gdzie jest Ola? Dlaczego jesteś sama? - zapytała gdy w końcu się ode mnie odsunęła. Ta dziewczynka zawsze zadawała masę pytań. Często bezsensownych pytań. 
     - Ola nie mogła ze mną tutaj przyjść. Musiała się uczyć, wiesz? Ostatnio mamy strasznie dużo nauki - powiedziałam i zmierzwiłam małej włosy. 
     - Daj jej spokój, młoda. - Mateusz odsunął ode mnie swoją siostrę po czym zaprowadził mnie do salonu. - I jak tam w tym waszym Londynie? 
Usiadłam na skórzanej kanapie i odłożyłam torebkę na bok. 
     - Na razie całkiem dobrze. To miasto jest naprawdę świetne! - przyznałam. - Całkiem inaczej ni...
     - Mateusz! Gdzie ty jesteś do cholery? Miałeś pójść po zakupy. - Do pokoju weszła niska kobieta, na której twarzy widniał nieznośny grymas. Anna, matka Oli, mierzyła swojego syna groźnym spojrzeniem. Dopiero po jakieś chwili spostrzegła i mnie. - Diana? Boże święty, witaj kochanie! 
     Kobieta podeszła do mnie, na co ja wstałam. Po chwili zamknęła mnie w szczelnym uścisku. 
     - Co ty tutaj robisz? - zapytała. 
     - Miałam pew... - zaczęłam, jednak Anna nie pozwoliła mi skończyć. 
     - Poczekaj, zrobię Ci herbatę i wszystko mi opowiesz. 
     Westchnęłam cicho i wzrokiem próbowałam prosić brata Oli o pomoc. Znając ich mamę za szybko ta rozmowa się nie skończy. Anna jest strasznie rozgadaną kobietą. Mimo to od zawsze ją lubiłam. Była dla mnie jak daleka ciotka, jak członek rodziny. 




~*~Niall~*~

     - Kurczę, ten dom jest naprawdę wielki! I ty chcesz w nim mieszkać sam? - Laura wpatrywała się w moje nowe mieszkanie z takim zafascynowaniem, którego nigdy przedtem u niej nie widziałem. - Ile kosztował? - zapytała przenosząc wzrok na mnie. 
     - Sporo - powiedziałem. - Chcesz zobaczyć wnętrze? 
     - I ty się jeszcze pytasz? 
Zaśmiałem się i zaprosiłem Laurę do środka. Dziewczyna zaniemówiła gdy znalazła się w ogromnym pomieszczeniu potocznie nazywanym kuchnią. Wszystkie szafki były w ciemnym odcieniu bieli, zdobione różnymi wzorami. Na samym środku stał drewniany stół, który mieścił nawet 10 osób. Jednak najważniejsza w tym wszystkim była ogromna lodówka, stojąca w kącie. Mogła pomieścić tyle jedzenia, ile jest w TESCO. Zaśmiałem się na samą myśl o tym całym żarciu. 
     Przeszliśmy do następnego pomieszczenia, którym był salon. Na samym jego środku stały 3 kanapy zwrócone w swoją stronę, a pomiędzy nimi stał niski stoliczek. Na przeciwnej ścianie wisiał 60 calowy telewizor z kinem domowym i odtwarzaczem DVD. Tuż obok wielkiego okna stał barek, mała biblioteczka i komoda. 
     Następna była łazienka. W odróżnieniu od poprzednich miejsc, była o wiele mniejsza. Mimo to z łatwością zmieściła w sobie dwa prysznice i toaletkę o długości 2 metrów. Wszystkie cztery ściany były pokryte beżowymi kafelkami w nowoczesnym wydaniu. Parkiet był podgrzewany, a w samych rogach można było zapalić światło. 
     - Jakie łóżko! - wykrzyknęła Laura wchodząc do głównej sypialni. 
     - Zostawiłem na deser - powiedziałem i wszedłem do środka.
Rzeczywiście, łóżko było ogromne. Żeby na nie wejść, trzeba było się nieźle namęczyć. Sam materac był grubości 40 centymetrów. Tuż nad nim wisiał obraz przedstawiający kosmos i drogę mleczną. Po prawej stronie łóżka stała komoda, na której postawiono lampkę nocną. 
     Ze sypialni można było przejść do drugiej łazienki, która była urządzona w bardzo podobny sposób co poprzednia. Jednak najlepszą rzeczą w tym pokoju był ogromny balkon z widokiem na miasto. 
     Razem z Laurą przeszliśmy przez szklane drzwi i znaleźliśmy się na zewnątrz. Dziewczyna podeszła do barierki i spojrzała w dół. 
     - I nawet basen masz - powiedziała zdumiona. - Niall? 
     - Tak? - zapytałem podchodząc do niej. 
     - Nie potrzebujesz czasem kogoś do towarzystwa w tym wielkim domu? - Laura zrobiła błagalną minę i uśmiechała się do mnie słodko. Zaprzeczyłem głową i zaśmiałem się pod nosem. - Dobra! Jeszcze będziesz mnie kiedyś błagać żebym u Ciebie zamieszkała...
     - Zobaczymy - powiedziałem i poklepałem ją po ramieniu. - Puki co możesz przychodzić tutaj kiedy tylko zechcesz. 

     - To kiedy się wprowadzasz? - zapytał Zayn, gdy wszyscy zasiedliśmy do coniedzielnego wspólnego obiadu. Uświadomiłem sobie, że gdy nie będę już tutaj mieszać, to niedzielne obiady będę jadł w samotności. Pozbyłem się tej myśli z głowy i wróciłem do jedzenia spaghetti. 
     - Najlepiej jutro. Pomożecie mi, co? - zapytałem z nadzieją. 
     - Jasne - odpowiedzieli wszyscy chórem. 
     - A ja nadal nie mogę uwierzyć w to, że nasz mały, słodziutki i śliczny Niall się usamodzielnił. - Louis zachlipał nad swoim talerzem i spojrzał na mnie. - Tatuś jest z Ciebie dumny. 
     - I mamusia! - Harry wyszczerzył się ukazując dołeczek w lewym policzku. 
     - Bardzo śmieszne - powiedziałem i kopnąłem Harreh'a pod stołem w kostkę. Ten sykną głośno i zmierzył mnie morderczym spojrzeniem. 
     - Wy się tutaj bawcie w rodzinę, a ja zajrzę do Laury - Zayn wskazał palcem na sufit, a po chwili wstał od stołu i ruszył na górę. 
     - No, żonko. Mamy takich cudownych synów... Może skombinujemy jakąś córeczkę? - Louis spojrzał na Styles'a i zafalował brwiami. 
     - A idź ty zboczeńcu! - Lokowaty prychną i załadował kolejną porcję makaronu do ust. 
     - Zobaczymy później, kochasiu! - Loui uśmiechnął się chytrze i zajął się swoim daniem. 
      - Z kim ja tutaj żyję? - Liam spojrzał na mnie, na co ja tylko wzruszyłem ramionami. 


~*~Zayn~*~

     Stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do mojego pokoju. Chociaż mógłbym teraz powiedzieć, że jest to pokój Laury, z racji tego, że dałem jej pełne prawo do mieszkania w nim. Zapukałem dwa razy, a gdy nie usłyszałem odpowiedzi zapukałem jeszcze raz. Po usłyszeniu cichego "proszę" dopiero nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. 
     Laura siedziała na brzegu łóżka z założoną nogą na nodze i wpatrywała się w okno, zza którego widniał przepiękny obraz zachodzącego słońca. Trzymała coś w ręku. Dopiero gdy podszedłem bliżej, okazało się, że jet to zdjęcie jej ojca. 
     - Laura, co jest? - zapytałem siadając obok niej. Dziewczyna nie drgnęła, wręcz przeciwnie. Nadal sterczała w tej samej pozycji. Ani mrugnęła okiem. 
Dopiero po chwili z jej ust wydobyło się głębokie westchnięcie, a jej ciało delikatnie zmieniło ustawienie. Opuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w fotografię, którą obracała w dłoniach. 
     - Nie chcę się z nim kłócić. - Wzdrygnąłem się gdy usłyszałem jej głos. - Ale na pewno nie wyciągnę ręki jako pierwsza. 
     Czyli jednak chce wrócić do domu. 
     Przez chwilę poczułem ucisk w sercu, a mój żołądek podskoczył parę razy. 
     - Nie musisz tego robić - powiedziałem. Laura uniosła wzrok i spojrzała na mnie. Zaniemówiłem, gdy ujrzałem błękit jej oczu. 
     - Nie chcę wam już więcej zawracać głowy. Wynajęłam pokój w hotelu na tydzień. W ten czas powinnam załatwić sprawy z tatą.
     - Ty chyba sobie żartujesz. - Pokręciłem z niedowierzaniem głową. - Żartujesz, prawda? 
     - Zayn, robisz dla mnie tak wiele, a ja nie mam pojęcia jak Ci się odwdzięczyć - powiedziała i zmieniła swoją pozycję. Teraz siedziała na samym środku materaca z podkulonymi nogami oparta o drewniane zagłowie łóżka. 
     - Ty już mi się odwdzięczyłaś. - Odwróciłem się w jej stronę. 
     - Odwdzięczyłam? Czym? - zapytała zdziwiona jednocześnie kręcąc energicznie głową. - Tym, że wam się narzucam? 
     - To nie prawda. - Dotknąłem jej chłodnej dłoni po czym zbliżyłem się do niej. 
     No dalej, Zayn. Teraz albo nigdy. Przecież ją kochasz. Nie pozwól by odeszła, nie chcesz tego, prawda? Powiedz jej co czujesz, albo duś to w sobie przez kolejne lata. 
     - Laura, ja... 
     - Już postanowiłam. 
     Dlaczego ona jest taka uparta? Dlaczego nie chce tutaj zostać? Może ma mnie dość? Albo zbyt bardzo jej się narzucam...
     Wpatrywała się we mnie przez bardzo długi czas. Ja też nie mogłem oderwać od niej wzroku. Biłem się z myślami, dlaczego ona woli mieszkać w jakimś ciasnym hotelowym pokoju niż tutaj, u mnie. Przecież tu będzie jej znacznie lepiej. 
     A może ja wcale nie liczę się z jej potrzebami. Jedyne czego chce to zatrzymać ją blisko siebie i nie pozwolić by oddaliła się chociażby na metr. Ostatnia noc, którą spędziliśmy razem przytuleni do siebie... Laura była tak blisko mnie jak jeszcze nigdy. Poczułem wtedy jak bardzo mi na niej zależy. Jak bardzo potrzebuję jej dotyku, i jak bardzo jestem uzależniony od jej uśmiechu i zapachu fiołkowych perfum. 
     Nie zastanawiałem się nad tym czego ona tak naprawdę chce. Może jej uczucia są przeciwne od moich? Ale przecież nie wysyłała mi żadnych sprzecznych sygnałów. Gdyby nie chciała to by mnie w tedy w lesie nie pocałowała, nie pozwoliłaby mi zasnąć razem z nią w łóżku, i nie rozmawiałaby ze mną na poważne tematy. 
     Nie rozumiem już. 
     Wiem jedynie, że ją kocham. 
     Tak, kocham ją i nic tego nie zmieni. 
     Ale czy to już jest ten odpowiedni moment na zwierzenie się z moich uczuć do niej? 
     - Nie pozwolę Ci tam zamieszkać - powiedziałem stanowczo. Może zbyt stanowczo, ale w tej chwili nie bardzo mnie to obchodziło. 
     - Zayn... - Dziewczyna westchnęła głośno i pogładziła kciukiem moją dłoń. 
     - Nie - ponownie zaprzeczyłem. Laura wzdrygnęła się, ale po chwili znów wpatrywała się we mnie z takim dziwnym wyrazem na twarzy. Smutek? Ból? Czy ja tam widzę szczyptę miłości? 
     - Powiedz mi, dlaczego to jest dla Ciebie takie ważne? - zapytała, a ja zacząłem się powoli denerwować. 
     Zadała Ci pytanie, Zayn. Odpowiedz jej. Powiedz prawdę. 
     - Bo jesteś dla mnie ważna - wypaliłem. Zagryzłem dolną wargę tak, że aż mnie zabolała. Skoro już zacząłem, to chyba powinienem skończyć. Nie ważne, czy to ten moment czy nie... Po prostu chcę jej to powiedzieć. Dzisiaj. Teraz. O godzinie 17:34. - Jesteś dla mnie wszystkim, rozumiesz? Nie pozwolę Ci na to, byś tak szybko stąd odeszła. Nawet nie masz pojęcia co czułem, gdy zgodziłaś się na tymczasowe zamieszkanie u nas. 
     Oczy Laury mieniły się wszystkimi odcieniami błękitu. Na jej twarz wpłynęły delikatne rumieńce, a promienie słońca delikatnie muskały jej ramiona i szyję. Patrzyła teraz na nasze splecione dłonie. Nie ruszała się. Zacząłem się zastanawiać co teraz czuje. Czy dobrze robię mówiąc jej to wszystko.
     - Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała tak cicho, że prawie nie słyszalnie. Może miała nadzieję, że tego nie usłyszę. Myliła się. 
     - Chcę Ci powiedzieć, że... - Dajesz Malik, powiedz to. Powiedz prawdę. - Coś Ci pokażę. 
     Dziewczyna podniosła wzrok. Ja natomiast chwyciłem za kołnierz mojej czarnej koszulki i odkryłem swoje prawie ramie, na którym widniał świeży tatuaż. Przedstawiał on napis "Wszystko w okół może się zmieniać, ale Ty wciąż pozostaniesz moim światem...". Zrobiłem go niecały tydzień temu gdy tak naprawdę zdałem sobie sprawę z tego, co czuję do Laury. Był to czyn na całe życie, ale wiedziałem, że robię dobrze. 
     - Jak...? Kiedy...? - Laura przytknęła dłonie do ust i wpatrywała się w tatuaż. Po chwili wyciągnęła prawą dłoń przed siebie i delikatnie musnęła opuszkami palcy moje ramię. Czując jej dotyk, na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. - Zayn, czy to...
     - Tak. Chodzi o Ciebie. Nie było łatwo ukryć przed chłopakami, ale teraz to nie ważne. - Chwyciłem dłoń dziewczyny, która nadal spoczywała na moim ramieniu. Splotłem nasze palce i spojrzałem Laurze w oczy. - Jesteś moim światem. Zawsze nim byłaś i będziesz. Nie mam pojęcia czy wybrałem odpowiedni moment, ale kiedyś w końcu musiałbym Ci to powiedzieć, a tatuaż zostanie na stałe. 
     - Możesz go usunąć.
     - Nie mam takiego zamiaru. - Uniosłem kącik ust ku górze, i uśmiechnąłem się w myślach. - A wiesz dlaczego? 
     - Dlaczego? - Laura nie spuszczała ze mnie wzroku. Promienie słońca, które jeszcze chwilę temu spoczywały na jej ramionach, teraz oświetlały nasze splecione w jedność dłonie. Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Uśmiech, który zapamiętam na zawsze. 
     - Bo Cię kocham. 
     Powiedziałem te słowa z taką łatwością, jakby były czymś normalnym. Ale przecież to nie było coś naturalnego. No bo komu można powiedzieć, że się go kocha? Tylko tej jedynej. W tym momencie wiedziałem, że Laura jest tą jedyną. 
     Czułem jak jej dłonie zaciskają się coraz mocniej na moich. Widziałem, jak jej usta wyginają się w coraz szerszym uśmiechu i szukają jakichś słów. Jak jej oczy błyszczą się i mienią spoglądając w moje. 
     Nachyliłem się w jej kierunku, powoli i zdecydowanie, dając jej wybór - czy chce tego, czy też nie. Gdy poczułem jej chłodną dłoń na moim rozgrzanym policzku, wiedziałem, że ona też to czuje. Musi czuć. Bez jakiegokolwiek zastanowienia zmniejszyła odległość między nami i złączyła nasze usta w jedność. Czułem jej dłonie muskające najpierw moją szyję, a później ich przyjemny dotyk we włosach. Zrobiłem krok dalej rozchylając jej usta i przechodząc na wyższy stopień pocałunku. Poczułem słodki smak jej malinowego błyszczyka. Chwyciłem jej twarz w dłonie i naparłem na nią całym ciałem. Teraz nasze języki ocierały się o siebie, wcale nie próbując przejąć nad tym drugim władzę. Pasowały do siebie. 
     Po chwili, która trwała wieczność, oderwaliśmy się od siebie. Patrzeliśmy na siebie w ogóle nie speszeni naszym wcześniejszym zachowaniem. Teraz już mam pewność tego, że ona też coś do mnie czuje. Jestem tego pewien. 
     - Zayn... - zaczęła szeptem. - Zostanę. 
     - Naprawdę? - zapytałem z wyraźną ulgą. Laura przytaknęła, a ja rozpromieniłem się. 
     - I jeszcze jedno. - Dziewczyna położyła swoją małą dłoń ma mojej klatce piersiowej i wstrzymała na moment powietrze. - Ja też Cię kocham.
     I tylko tego mi brakowało w moim życiu. Tego krótkiego zdania, które zmieniło moje życie na zawsze. Wiedziałem to, bo nigdy przedtem takiego czegoś nie czułem. Miłość zmienia człowieka. Ale tak naprawdę niewiele o niej wiemy. To dopiero początek, a tego co może wydarzyć się w przyszłości nie jesteśmy w stanie ułożyć. Teraz cieszę się chwilą, nie martwię się o jutro. Ważne, że w końcu jesteśmy razem. I mam nadzieję, że już na zawsze. 
     Trzymając Laurę w objęciach wpatrywałem się w zachodzące słońce, które było coraz niżej nad horyzontem. Czułem jej miarowy oddech grzejący moją szyję. Czułem się dobrze jak jeszcze nigdy. Delikatnie głaskałem jej blond włosy, podczas gdy ona powoli zasypiała. 










Hej!
Jest kolejny rozdział. Nie za bardzo mi wyszedł, ale to tylko wina szkoły! -.- Nie miałam zbyt dużo czasu nad tym rozdziałem. Napisałam go w całości dzisiaj. Chciałam dokończyć go jeszcze jutro, ale zdałam sobie sprawę, że za bardzo czasu nie będę miała. No więc jest jak jest... Przepraszam jeżeli co poniektórych w jakiś tam sposób zawiodłam. ;_;
Jeżeli ktoś liczył na więcej Niall'a i Diany to niech się nie martwi! : D W tym rozdziale nie było mojego głównego wątku z nimi, dlatego też w następnym będzie niespodzianka! Będzie duuuuużo Niany (połączenia Niall'a i Diany : d). <3 
A jeśli ktoś się zawiódł z powodu małej ilości Harry'ego i Oli to niech też się nie martwi. : D Będzie dobrze. <3 

Dziękuje za komentarze pod ostatnim rozdziałem, które bardzo dużo dla mnie znaczą. Mimo to jest mi trochę smutno, bo strasznie się opuściliście z komentowaniem : c Czyżby to moja wina? 
Jest was ponad 40 a komentuje zaledwie 1/4. ; [ 
Dla mnie chociażby taki krótki komentarz jest bardzo ważny. Wiem przynajmniej, że mam dla kogo pisać... 
Ale nie ma co! Kocham tych, co komentują mojego bloga. <3 Jesteście cudowne siostry Directionerki. : D 
Do zobaczenia za tydzień.
Pozdrawiam, Kinga



piątek, 12 października 2012

Trzynasty.


XIII


~*~Harry~*~

     - Dlaczego sądzisz, że znów chcę kogoś wykorzystać do cholery?! 
     Krzyknąłem tak głośno, że usłyszałem echo odbijające się od ścian mojego pokoju. Payne, siedzący na obrotowym krześle przy biurku, wpatrywał się we mnie wzrokiem pełnym zażenowania i jednocześnie złości. Gdy usłyszał mój głośny ton lekko się wzdrygną. 
     Może nie należałem do facetów takich jak Liam. Może nie traktowałem kobiet dostatecznie dobrze, nie przejmowałem się ich uczuciami, nie doceniałem. Może i jestem wielkim, skończonym dupkiem, ale obiecałem. Obiecałem, że się zmienię. A teraz, gdy to nastało, nikt mi nie wierzy. Wszyscy nadal mają mnie za tego samego Harry'ego Styles'a, który po każdej imprezie wychodził ze "zdobyczą". Takim mianem określano mnie w każdych gazetach, każdych portalach społecznościowych, wszędzie. Nic dziwnego, że teraz mają mnie za kogo mają. 
     Ale co oni wszyscy wiedzą? Nic. Potrzebowałem tej bliskości bo... 
     Cholera, próbowałem o Niej zapomnieć. Próbowałem zagoić te wszystkie rany, które pozostawiła w moim sercu. Chodziłem na siłownię 6 razy w tygodniu by wyżyć się na czymś, by ochłonąć i choć na dwie godziny zapomnieć o Niej. Nie pomagało. Zacząłem pisać piosenki na nasz nowy album, przez co wszystkie moje smutki przelewałem na papier. I tak właśnie powstały cztery utwory, które w mgnieniu oka zostały uznane za "najlepsze ze wszystkich". Ale co z tego skoro moje serce nadal było rozdarte? 
     Pewnego wieczoru wyszedłem do klubu. Miałem ochotę napić się czegoś, zapomnieć o wszystkim i po prostu dobrze się zabawić. W trakcie wypijania któregoś z kolei drinka, podeszła do mnie wysoka brunetka. Nie przedstawiła się, po prostu wykorzystała mój moment słabości i zaciągnęła mnie do toalety. Wszędzie walały się butelki, w powietrzu dało się wyczuć okropny zapach papierosów, a dookoła tłoczyli się ludzie. Mimo to, nie przeszkadzało mi to w żaden sposób. W tym momencie nie obchodziło mnie to, czy ktoś mnie rozpozna. Moja krew połączona z dużą dawką alkoholu uderzyła mi do głowy i kompletnie oderwałem się od rzeczywistości. 
     Później już było ciągle to samo. 
     Nie pamiętałem ich imion. Ale dobrze pamiętam to uczucie. Uczucie złości, bólu i tęsknoty, które po kilku tygodniach minęło. Znalazłem dziwny sposób na to. Bardzo nie typowy i nie odpowiedni. Ale dla mnie najważniejsze było to, że w końcu zapomniałem o Sophie. O jej błękitnych oczach, idealnie ułożonych włosach, które nawet w wietrzny dzień wyglądały perfekcyjnie, jej ślicznym uśmiechu, który budził mnie co dzień. Ale też o jej oszustwach, kłamstwach, mojej naiwności i cierpieniu.
     Może nie do końca przestałem o niej myśleć, bo przecież znaczyła kiedyś dla mnie bardzo dużo, ale ból się zmniejszył. Tęsknota wygasła, a jej obraz zniknął ze wszystkich moich koszmarów. 
     Zatraciłem się w tym wszystkim. Po jakimś czasie seks z pierwszą lepszą laską nie dawał mi tyle radości i uśmiechu co kiedyś. Każda stawał się być... taka sama. I w tedy pomyślałem, że jeżeli z tym nie skończę, to będę taki sam jak te wszystkie chuje, które ranią serca kobiet. Wcześniej nie myślałem o tym, że mógłbym kogoś zranić, sprawić komuś ból. Nie postrzegałem tego w taki sposób. 
     Jeżeli chcesz się kiedyś ustatkować, Styles, to nie w taki sposób. Nie uda Ci się pokochać jeżeli z tym nie skończysz.
     I od dwóch tygodni jestem innym człowiekiem. Poznałem Dianę, która jest naprawdę świetną dziewczyną, dobrą koleżanką. Poznałem jej przyjaciółkę, Olę, która w bardzo dziwny sposób przyciąga mnie do siebie. Jestem pewien, że jest to coś nowego. Coś, co może zmienić moje życie jeszcze bardziej. 
     - Przepraszam. - Z zamyśleń wyrwał mnie cichy szept Liam'a. Uniosłem wzrok i spojrzałem na mojego przyjaciela. - Wiem o czym myślałeś - powiedział i wstał z miejsca. Usiadł obok mnie na łóżku i poklepał po ramieniu. 
     - Skąd możesz wiedzieć o czym ja myślałem - szepnąłem przecierając czerwone oczy. Nie płakałem, nigdy nie płakałem. Teraz też nie. Przynajmniej próbowałem tego nie robić. 
     - Myślałeś o Sophie.
     Na samo jej imię momentalnie w mojej głowie pojawiły się wszystkie możliwe wyzwiska. Odwróciłem twarz w stronę Liam'a, który siedział teraz ze złożonymi dłońmi. Wyglądał poważnie. Może to przez tą nową fryzurę, którą zafundował sobie tuż po randce z Danielle, albo po prostu się martwił. 
     - Słuchaj, to co było między wami jest już dawno skończone - zaczął powoli. - Nie masz prawa zadręczać się przez nią. Nie widzisz tego jak bardzo się zmieniłeś? 
     - Stary, widzę to. Bardzo dobrze to widzę. - Westchnąłem cicho i utkwiłem wzrok w okno, za którym panował teraz półmrok. - Ale ja naprawdę się zmieniłem. 
     - Wierzę Ci. - Na ustach Liam'a pojawił się nikły promyk nadziei w postaci pół uśmiechu. - Wierzę, że próbujesz zacząć od nowa. Teraz masz szansę na wykazanie się i lepiej żebyś tej szansy nie zmarnował. 
     Chłopak podniósł się z miejsca, a materac cicho zaskrzypiał. 
     - To o której spotykasz się z Olą? - Klasnął w dłonie i uśmiechnął się do mnie. 
     - Za jakieś dwie godziny - powiedziałem i spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 18:35. 
     - Powodzenia. - Liam ruszył ku drzwiom i nacisnął klamkę. - A, Harreh, nie zapomnij. 
     - O czym? 
     - Użyć antyperspirantu. Ostatnio strasznie się pocisz! 
     Złapałem za pierwszą z brzegu poduszkę i cisnąłem nią w przyjaciela. Ten zdołał uciec przed pociskiem z ogromną dawką śmiechu. 
     Serio się pocę? 
     
     


~*~Diana~*~ 

     Siedziałam właśnie w kuchni, gdzie moja babcia z wielkim uśmiechem na twarzy robiła kolację. Bardzo się ucieszyła gdy zapukałam do jej drzwi. Niby wiedziała, że przylatuje, ale w dziwny sposób była to dla niej niespodzianka. 
     Gdy samolot wylądował w Polsce było po 21:00. Lot strasznie mnie zmęczył, więc gdy tylko dotarłam do mieszkania babci momentalnie zasnęłam. Oczywiście uprzednio zjadając dwie kromki chleba, bo moja babcia uznała, że na pewno zgłodniałam i nie dała mi się położyć spać bez pełnego brzucha. 
     Następnego dnia postanowiłam już od rana pojechać na cmentarz. Tak więc o 11:00 wsiadłam do autobusu, a po 20 minutach była już na miejscu. Grób mamy był nieco zaniedbany, ponieważ nikt nie miał czasu się nim zająć. Choć babcia musiała być tutaj parę razy. Wnioskuję tak z powodu czerwonych kwiatków, które wyglądały na świeże. 
     Zabrałam się za porządki, a po 20 minutach pomnik wyglądał jak nowy. Rozmawiałam z mamą na każdy temat. Wiedziałam, że mnie słucha. Mimo, że nie słyszałam jej odpowiedzi to czułam jej bliskość. Tak jakby stała tuż za mną i trzymała dłoń na moim ramieniu. 
     Opowiedziałam jej o Londynie. O chłopakach, o Laurze. O wszystkim. Po tej rozmowie zrobiło mi się o wiele lepiej. Nie czułam już takiej złości na siebie. Mimo to, nadal czułam się źle z myślą, że prawie zapomniałam o mamie. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobię. 
     Po dwóch godzinach spędzonych na cmentarzu postanowiłam wrócić do mieszkania na piechotę. Pogoda była bardzo ładna co jeszcze bardziej mnie do tego zachęciło. Chodząc tak po ulicach mojego rodzinnego miasta poczułam się wspaniale. Czułam się jak nigdy. Taka odprężona, pozbawiona jakichkolwiek obowiązków, kłopotów. Czułam się wolna. 
     Na ulicy spotkałam paru znajomych sąsiadów, ludzi z dawnej szkoły, a nawet nauczyciela historii. Wszystko było na swoim miejscu. Cudowne uczucie. 
     - Smacznego kochanie - powiedziała starsza kobieta podsuwając mi pod nos miseczkę zupy ogórkowej. Mimo, że nienawidziłam tej zupy to nie miałam serca jej odmówić. Babcia usiadła na przeciw mnie i uśmiechnęła się ciepło. Na jej twarzy pojawiło się jeszcze więcej zmarszczek, a jej siwe włosy delikatnie opadły na ramiona. 
     - Jest pyszna - skłamałam biorąc kolejną łyżkę zupy do ust. 
     - Cieszę się, że ci smakuje. - Babcia podparła bronę na dłoni i zaczęła mi się przyglądać. - Strasznie schudłaś...
     - Oj, babciu - skwitowałam szybko. 
     - Nie ojtamuj mi tu. Zaraz zadzwonię do taty, musi cię przypilnować tam w Londynie. 
     - Wszystko jest w porządku, jem normalnie - powiedziałam i ponownie wlałam w siebie kilka łyżek zupy. Przekrzywiłam się gdy natrafiłam na jakieś gorzkie warzywo. 
     - No dobrze, dobrze. - Babcia ponownie uśmiechnęła się. - Znalazłaś sobie tam, w Londynie, jakiegoś chłopaka? 
     Zakrztusiłam się zupą i zaczęłam głośno kaszleć. Klepnęłam się w klatkę piersiową, a po chwili mój oddech powrócił do normy. 
     - Mam rozumieć, że to znaczy "tak". - Kobieta zafalowała brwiami. 
     - Nie mam czasu na facetów - sprostowałam i szybko odwróciłam wzrok.
     - A kiedy go będziesz miała? Diana, masz osiemnaście lat. Ja w Twoim wieku już się zaręczyłam - powiedziała dumnie ukazując złotą obrączkę na palcu. Mimo, iż dziadek zmarł 10 lat temu, babcia nadal nie zdejmowała pierścionka. To się nazywa wieczna miłość. 
     - W tedy to były inne czasy.
     - Och, dziecko. Wiele się nie zmieniło. Teraz to młodzieży tylko jedno w głowie. - Babcia pokręciła głową, wstała z miejsca i wyszła. 
     Zaśmiałam się chicho i w spokoju dokończyłam zupę. 
     Gdy leżałam już w łóżku, dochodziła godzina 21:00. W tej samej chwili gdy zgaszałam lampkę usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. 

Miałaś zamiar dać nam jakieś oznaki życia? - O. 

     Przypomniałam sobie, że od razu po lądowaniu miałam zadzwonić do Olki. Pewnie nieźle się martwiła. Zaczęłam więc szybko odpisywać na jej sms'a. 

Przepraszam, byłam strasznie zbiegana. 
Żyję! 

Więc naciesz się tym życiem, bo jak Cię dorwę to chyba Cię uduszę kochana. 

Też Cię kocham <3 

Ech, nie ważne. A tak przy okazji... Spotykam się dziś z Harry'm! 

Ooo, dokąd idziecie? 

Nie mam pojęcia. 

Ej, ale pamiętaj. Nie dawaj się mu tak łatwo. Dobrze wiesz jaki z niego flirciarz! 

Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą : )

 Mam nadzieję. To miłej zabawy życzę. 

Dzięki ; * Idę się szykować. Pozdrów babcię! 

Jasne. Do zobaczenia <3

     Z wielkim uśmiechem na twarzy odłożyłam telefon na nocny stolik i wtuliłam się w poduszkę. Trochę zdziwiła mnie wiadomość od Oli, ale cieszyłam się jej szczęściem. 
     Przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć więc z braku jakiejkolwiek konkretnej książki zaczęłam przeglądać podręcznik od fizyki. Minęło sporo czasu zanim zmorzył mnie sen. Ale w końcu udało mi się spokojnie zasnąć. 



~*~Ola~*~

     - Dokąd jedziemy? - zapytałam siedząc w jednym samochodzie z Harry'm. Chłopak ubrany był w ciemne rurki, białą koszulkę i granatową marynarkę. Jego włosy niesfornie opadały na czoło, przez co co jakiś czas poprawiał je jednym zwinnym ruchem ręki. Nie spuszczał wzroku z jezdni, a gdy skręcił w prawo spojrzał na mnie i obdarzył mnie przepięknym uśmiechem. Jego dołeczek w lewym policzku zagłębił się, przez co wyglądał jeszcze lepiej. 
     - Nie bądź taka ciekawa - odpowiedział po jakiejś chwili i ponownie skupił wzrok na drodze. 
     - Nie mogę inaczej. - Poprawiłam swoją kremową sukienkę sięgającą mi do kolan i odpięłam guzik szarego swetra. 
     - Zaraz będziemy na miejscu. - Styles wyminął wolno jadący przed nami samochód. Dodał gazu i z piskiem opon skręcił w nieznaną mi ulicę. Dookoła migały światła latarń ulicznych, a co jakiś czas przez wysokie budynki przebijał się księżyc, który był w pełni. 
     Po kilku minutach samochód się zatrzymał. Spojrzałam ciekawa na Harry'ego. Chłopak zachęcił mnie uśmiechem po czym wyszedł z auta. Obszedł je od przodu i w mgnieniu oka znalazł się przy moich drzwiach. Zachowując się jak prawdziwy gentlemen pomógł mi wyjść i trzymając moją dłoń w swojej zaczął prowadzić nas do jakiegoś miejsca. Dookoła panowała cisza, a droga w ogóle nie była oświetlona. Z każdym kolejnym krokiem zastanawiałam się co to może być. Po chwili ujrzałam wielki napis "Kino", który momentalnie rozświetlił się we wszystkie strony. Harry zaprowadził mnie do środka. Tutaj także nie było żywej duszy. 
     - Wynająłem całe kino dla nas - powiedział gdy znaleźliśmy się w jednej z sal kinowych. 
     - Naprawdę? Calutkie jest dla nas? - Zdziwiona spojrzałam na chłopaka. Ten pokiwał głową na znak potwierdzenia. 
     Pociągnął mnie za rękę w stronę schodów na dół. Szliśmy powoli, uważając na stopnie, w stronę wielkiej sceny. Harry wprowadził mnie parkiet i stanął za mną. W pewnym momencie na wielkim ekranie kinowym pojawił się przepiękny widok na jakieś miasto. Była to noc, a gwiazdy świecące na niebie okalały dookoła świat. Po chwili ujrzałam stolik stojący na środku sceny. Był przepięknie udekorowany, a na jego środku, w wazonie, stała czerwona róża. 
     - To dla mnie? - zapytałam, czując jak moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. 
     - Tak. - Harry zaprowadził mnie do stolika i, odsuwając przede mną krzesło, sam usiadł na przeciw mnie. Złożyłam dłonie na kolanach i nerwowo zaczęła skubać skórki paznokcia. 
     - Świetnie to wymyśliłeś - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka. - Gdzie są takie piękne widoki? - zapytałam patrząc na wielki ekran przed nami. 
     - Podoba Ci się? - Przytaknęłam. - Więc kiedyś Cię tam zabiorę. 
     Uśmiechnęłam się szeroko, a Harry odwdzięczył mi się tym samym. 
     - Strasznie się ucieszyłem, gdy zgodziłaś się na to spotkanie. Myślałem, że odmówisz...
     - Dlaczego? To była bardzo miła niespodzianka - powiedziałam i zagarnęłam grzywkę za ucho. 
     - Wiesz, jakoś nie bardzo wierzę w siebie. - Harry zmrużył oczy i uniósł kącik ust tworząc dziwny grymas.
     - No nie wierzę! - Zachichotałam. - Przecież jesteś Harry Styles. Najbardziej pewny siebie facet jakiego znam. 
     - Widocznie nie wiesz wszystkiego o mnie. 
     - To mnie oświeć, Styles. - Zastukałam palcami o blat stolika.
     - Tak naprawdę nie nazywam się Harry Styles. - Chłopak zbliżył się do mnie i nieco zniżył ton głosu. - Muszę ukrywać swoje prawdziwe nazwisko. W innym wypadku znajdą mnie. 
     - Kto? - Zapytałam wczuwając się w nastrój. 
     - Moi najwięksi wrogowie, najgorsze istoty żyjące na tej planecie... Siostry Louis'a. 
     Wybuchłam śmiechem i opadłam bezwładnie na krześle. Popukałam się w czoło patrząc na Harry'ego. 
     - Nie śmiej się. One są przerażające. Raz nawet próbowały zmusić mnie bym zamieszkał z nimi. 
     - Biedny Harry - powiedziałam i ponownie zaczęłam się śmiać.
     I tak zaczęła się nasza rozmowa na wszystkie tematy. Zaczęliśmy na sprawach głupich, a skończyliśmy na poważniejszych. Mam na myśli rodzinę, przyjaciół, ogólnie życie. 
     Po jakiejś godzinie Harry poszedł skombinować jakieś jedzenie. Ostatecznie przyniósł dwie wielkie paczki popcornu i soki pomarańczowe. No tak, cóż innego można spodziewać się po kinie? 
     Usiedliśmy w pierwszym rzędzie, a na ekranie wyświetlił się jakiś film.
     - Ty chyba sobie żartujesz! - krzyknęłam widząc czerwony napis "W ciemności...". - To jest horror! Ja się boję horrorów. 
     - Och, no daj spokój. Jesteś tutaj ze mną - powiedział i objął mnie ramieniem. - Nic Ci przy mnie nie grozi. Wspominałem Ci, że przez dwa lata chodziłem na judo? 
     - Nie - odpowiedziałam patrząc na chłopaka. - A chodziłeś?
     - Nie. - Harry uśmiechnął się chytrze przez co dostał ode mnie mocnego kopniaka w kostkę. 
     Przez ponad cały film siedziałam wkulona na siedzeniu zakrywając twarz rękoma. W najgorszych momentach łapałam marynarkę Harry'ego i próbowałam się za nią chować. Nie mogłam pojąć tego, że Styles ani razu się nie przestraszył. 
     - W końcu koniec. To było straszne! - powiedziałam i usiadłam prosto w fotelu. 
     - Czyli nie podobała Ci się randka? - Chłopak poprawił loki i ze smutkiem opuścił głowę. 
     - Nie, nie! Nie to miałam na myśli. - Zaśmiałam się i szturchnęłam chłopaka w ramę. - Po prostu ten horror był przerażający. Ale nic mi się nie stało! Ocaliłeś mnie. 
     Harry uśmiechnął się do mnie, a po chwili wstał i podał mi rękę. 

     - Dziękuję Ci za ten wieczór. Było świetnie - powiedziałam gdy razem z Harrym stanęliśmy na werandzie mojego mieszkania. 
     - Nie ma sprawy. Bez Ciebie by nie wypaliło. - Chłopak uśmiechnął się patrząc na mnie z góry. Mimo, iż miałam na sobie wysokie buty to Harry nadal był ode mnie o wiele wyższy. 
     W pewnym momencie poczułam jego mocny uścisk i znalazłam się w jego objęciach. Styles mocno przywarł do mnie nie robiąc jakiejkolwiek wolnej przestrzeni między nami. Po kilku sekundach odsunął się ode mnie, wyraźnie speszony. 
     - Dobranoc - rzucił i zszedł z werandy.
     Pomachałam mu gdy wsiadał do auta. Odprowadziłam go wzrokiem, a gdy zniknął za zakrętem weszłam do domu. Dochodziła godzina 24:00. Uprzedziłam wszystkich, że wrócę późno, więc nikt na mnie nie czekał. Ściągnęłam buty i po cichu weszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Przed oczyma ciągle miałam obraz tego przepięknego widoku z kina, uśmiech Harry'ego i dotyk jego ciepłej dłoni. Chwyciłam szybko za telefon i napisałam krótką wiadomość: 

Najpiękniejszy wieczór w moim życiu! 

     Wysłałam ją do Diany, która pewnie już dawno spała. Ale byłam tak szczęśliwa, że nie zastanawiało mnie to czy ją obudzę czy też nie. Po prostu musiałam to napisać. 










Siemka : ) 
I kolejny rozdział za nami. Jakoś nie bardzo przypadł mi do gustu, no ale więcej z siebie dać nie mogłam. Szkoła naprawdę wysysa ze mnie całą energię! : o 
Jest jak jest i raczej tego nie zmienię. Liczę na komentarze z opiniami. : D 
Jak dobrze pójdzie następny rozdział w niedzielę. <3 A jeżeli nie to za tydzień. : ) 
Pozdrawiam, Kinga