środa, 25 lipca 2012

Siódmy.

Rozdział VIII

Laura
(następnego dnia)

Całą noc praktycznie nie przespałam, to też dopiero o czwartej nad ranem udało mi się zasnąć. Teraz dochodziła godzina 11:00. 
Powoli wygramoliłam się z łóżka i szybko wciągnęłam na nogi dres a na górę narzuciłam kolorową koszulkę. Odbyłam poranną toaletę po czym zeszłam na dół. W salonie siedział mój ojciec popijając kawę razem z Andrew'em. 
- No... No...! Podaj to! - Przyjaciel taty podniósł się do pozycji stojącej po czym ze złością opadł na kanapę. Obaj oglądali w skupieniu jakiś mecz w telewizji. 
- Dobrze! Teraz tylko... - Obaj w nerwach zacisnęli dłonie w pięści. - Tak! Gol...! Co? Jak do cholery spalony? 
- Normalnie. - Prychnęłam widząc ich zdziwioną minę. - O, widzisz. - W telewizji pokazali właśnie powtórkę. Spalony na stówę. 
- Widzę, że ktoś się tutaj zna na piłce nożnej. - Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego Kamila schodzącego z góry. Najprawdopodobniej właśnie się obudził, gdyż nie wyglądał najlepiej. Włosy sterczące w każdą stronę i do tego koszulka nocna. 
- Głodny? 
Chłopak przytakną po czym oboje pomaszerowaliśmy do kuchni. Zaczęliśmy przygotowywać coś do zjedzenia. Postawiliśmy na naleśniki. Bardzo mnie zdziwiła dokładność Kamila z jaką przyrządzał danie. Nie widziałam wcześniej żadnego chłopaka, który potrafiłby usmażyć naleśniki. 
- Pyszne. - Zagadałam gdy oboje kosztowaliśmy naleśników. 
- Bo ja robiłem. - Dumny z siebie Kamil wypiął pierś do przodu. Szturchnęłam go w ramie po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. 
Po śniadaniu pozmywaliśmy naczynia i rozeszliśmy się w swoje strony. Kamil wrócił do swojego pokoju, ja natomiast wyszłam przed dom zabierając po drodze paczkę Marlboro. Od całkiem niedawna zaczęłam palić. Sama nie wiem dlaczego... Wkręcili mnie w to znajomi. Nie to, że palę dużo, bo zaledwie jednego na dwa dni. Ale to nie zmienia faktu, iż robię źle. Tsa, palenie zabija. Ale dla mnie jakoś przynosi ukojenie. 
Otwierając drzwi delikatne promienie słońca padły na moją twarz. Mimowolnie przymrużyłam oczy i zrobiłam krok do przodu zamykając za sobą wejście do mieszkania. 
- Cóż za niespodzianka. - Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Pogoda rzeczywiście zmieniła się diametralnie. Dopiero co była wielka ulewa, a z nieba padały błyski. Dzisiaj słońce wychodzące spoza chmur, które o dziwo nie zanosiły się na deszcz. Postanowiłam się przejść. Wyjęłam z paczki jednego papierosa po czym zapaliłam go. Zeszłam ze schodków i zaczęłam kierować się na północ w stronę mojej ulubionej kafejki. Wdychając dym do płuc poczułam rozluźniające się mięśnie, a wydychając go - jakby problemy ze mnie zeszły. Już po przejściu paru metrów zauważyłam przed sobą wielki napis "Starbuck Coffee" a nad nim logo firmy. Dochodząc do kawiarni wypaliłam papierosa po czym wyrzuciłam niedopałek do kosza. Mocnym pchnięciem drzwi weszłam do środka. Od razu poczułam słodki zapach kaw i czekolad. Na samą myśl o moim ulubionym napoju uśmiechnęłam się szeroko. Podeszłam zatem do lady i czekałam, aż ktoś mnie obsłuży. 
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - Wysoka kobieta spojrzała na mnie po czym uśmiechnęła się. 
- Dzień dobry. - Przywitałam się. - Poproszę duże Caramel Macchiato.
- Oczywiście. Proszę sobie usiąść. Za chwileczkę przyniosę Pani zamówienie. 
Podziękowałam grzecznie po czym odwróciłam się na pięcie z nadzieją znalezienia jakiegoś wolnego stolika. Moją uwagę przykuł pewien chłopak siedzący samotnie w rogu lokalu. Ciemne włosy postawione dosyć wysoko; jasna jeansowa koszula; ciemne spodnie. Znudzony popijał Espresso Machiato. W pewnym momencie zorientowałam się, że to Zayn. Z wielkim uśmiechem na ustach zmierzałam ku przyjacielowi. Gdy w końcu stanęłam nad nim, on w ogóle nie zareagował. Nadal wbijał spojrzenie w kawę. 
- O mój Boże. Ty jesteś Zayn Malik! Mogę poprosić o zdjęcie? Boże, co ja mówię? Będziesz ojcem moich dzieci? - Zapiszczałam naśladując jego fanki. 
Chłopak podniósł spojrzenie, które po chwili spoczęło na mojej roześmianej twarzy. Widząc mnie jego mina zmieniła się. Na malinowych ustach pojawił się szeroki uśmiech, a oczy tak jakby powiększyły się. 
- Laura. - Stwierdził entuzjastycznie i wstał z miejsca wyciągając ku mnie swoje masywne ręce. Bez jakiegokolwiek zastanowienia wpadłam w jego ramiona ściskając przy tym go najmocniej jak tylko umiałam. - Już starczy bo mi żebra połamiesz. - Zaśmiał się, a ja w tym czasie uwolniłam go z objęcia. 
- Wolne, prawda? - Zapytałam wskazując na miejsce obok niego. Zayn kiwnął głową po czym usiadł na swoim poprzednim miejscu. Ja natomiast zajęłam wolne krzesło. - Strasznie się za Tobą stęskniłam. Opowiadaj, jak tam po trasie? 
- Po strasie... - Zaczął mrużąc prawe oko. - Było wspaniale. Naprawdę niesamowite doświadczenie. Mimo, że dość męczące... Ale naprawdę coś niesamowitego. Z resztą powinnaś to sama zobaczyć. Gość z kamerą nie odstępował nas na krok toteż mamy film z trasy. 
- Naprawdę? Muszę to zobaczyć. 
- Może dzisiaj? - Zapytał. - Tylko, że chłopaków nie będzie. - Dodał smutno. 
- A gdzie są? - W tym samym momencie kelnerka przyniosła mi moją kawę. Odebrałam ją z uśmiechem i podziękowałam kobiecie. Widząc Mailka nawet się nie wzruszyła. Przeszła obok nie wiedząc kim on jest. 
- Niall wczoraj poleciał do Mullingar i wróci za trzy dni. Harry dzisiaj wybył do kumpli z dawnego zespołu i wróci jutro. Louis z Eleanor zafundowali sobie wakacje we Francji, które zakończą dopiero w niedzielę. Natomiast Liam pojechał do Danielle. Jednak na noc prawdopodobnie wróci. - Dodał z uśmiechem. 
- A ty? Siedzisz tak sam w domu? - Zaśmiałam się. Mimo to trochę mnie to zdziwiło. Z tego co pamiętam to właśnie Zayn zawsze gdzieś wybywał. Nie lubił siedzieć w miejscu i zanudzać się. Zdecydowanie wolał zaszaleć. Kluby i te sprawy. 
- Tak jakoś wyszło. - Na twarzy Mulata pojawił się nikły smutek. 
- A co z Perrie? 
O dziewczynie Zayna dowiedziałam się przez prasę. Trochę zabolało mnie to, że nie dowiedziałam się o jego związku z Perrie od niego samego. Ale w końcu nie miałam mu za złe. Był moim przyjacielem i mimo to nie mogłam się na niego gniewać. 
- Nie jesteśmy już razem. - Wyrwał mnie z zamyśleń oschły ton Malika. 
- Jak to? - Moje oczy przybrały kształt wielkich spodków. Zamieszałam łyżeczką kawę po czym wzięłam wielkiego łyka z plastikowego kubeczka. Zayn milczał. - Zayn, możesz mi powiedzieć wszystko. Przecież wiesz, że zawsze Cię wysłucham. 
Nadal milczał wlepiając smutny wzrok w jego zimną już kawę. Przygryzł dolną wargę. Zawsze tak robił, gdy się denerwował lub gdy ukrywał coś. Po chwili podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. 
- Ona to zakończyła. - Odezwał się w końcu. - Powiedziała, że tak będzie lepiej. Lepiej dla niej. Że skończą się wszystkie wyzwiska w jej kierunku. To, że była ze mną tylko dla sławy i kasy zostało wymyślone przez hejterów. Bolało ją to strasznie więc wolała od tego uciec. Poddała się, a ja zostałem z tym sam. Oczywiście rozumiem jej zachowanie. Sam na jej miejscu pewnie zrobiłbym to samo. I nie mam jej za złe. Ale przez dłuższy czas nie mogłem się z tym pogodzić. Teraz jest już lepiej. 
- Przykro mi. - Dotknęłam jego ciepłej dłoni. - Zrobiła to co uważała za słuszne. Perrie nie jest niczemu winna. A ty nie powinieneś się zamartwiać. Nie mówię tutaj o tym, że masz o niej zapomnieć. Ale chcę Ci  uświadomić, że świat się na tym nie kończy. 
Na twarzy Zayn'a pojawił się nikły uśmiech. Wskazałam ruchem ręki na drzwi przekazując tym samym informację chłopakowi, że powinniśmy wyjść. Mulat zgodził się po czym wstał z miejsca i ruszył ku wyjściu. Zabrałam ze sobą niedopitą kawę i zapłaciłam za nią. Razem z Zayn'em wyszliśmy na świeże powietrze. Dochodziła godzina 14:30. 
- To co? Spacer? - Zaproponowałam.
Zayn skinął głową i ruszyliśmy przed siebie. 
- Nawet nie wiesz jak mi Ciebie brakowało. - Odezwał się w końcu, gdy doszliśmy do zakrętu, przerywając tym samym niezręczną ciszę. Spojrzał na mnie, a w jego wzroku dało się zauważyć radość. 
- Aww. - Uśmiechnęłam się do niego po czym przytuliłam go mocno. - Ale i tak nie zapomnę tego co mi zrobiłeś. - Oderwałam się od niego grożąc mu palcem. 
- Cholera. Myślałem, że zapomniałaś. - Roześmiał się po czym obejmując mnie ramieniem ruszyliśmy dalej. 
- Jak mogłabym zapomnieć. Jeszcze do dzisiaj moi znajomi nabijają się z tego zdjęcia. - Prychnęłam. - Jak mogłeś wstawić to na Twitter'a, idioto?! - Uderzyłam go mocno w ramie. - Co za wstyd. - Jęknęłam.
- Przestań. Wyglądałaś słodko. 
- Co jest słodkiego w dziewczynie przebranej za czerwonego teletubisia? - Zapytałam z ironią w głosie. 
- Już sama nazwa. - Zayn uśmiechnął się do mnie. - A poza tym, czerwony teletubiś był moim faworytem. 
- Ale też mi pocieszenie. - Jęknęłam.
Przez całą drogę dyskutowaliśmy na temat tego głupiego zdjęcia. Mimo, iż to zdarzenie miało miejsce 3 lata temu to nadal nie mogłam wybaczyć Zayn'owi tego co zrobił. Nawet nie zauważyłam a znaleźliśmy się przed mieszkaniem chłopaków. Nic się nie zmieniło. Ten sam zadbany ogródek, czerwony płot i mały krasnal kupiony przez Louisa w TESCO trzymający w dłoni marchewkę, który stał na werandzie. Weszliśmy po schodkach po czym Zayn otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.
- Jeju, jak ja tutaj dawno nie by... - Przerwałam. - Niall jeszcze się tego nie pozbył?! 
Przy wejściu do salonu stał wielki kartonowy Barack Obama, którego Horan dostał na swoje osiemnaste urodziny od chłopaków. Wybuchłam głośnym śmiechem po czym podeszłam do niego. 
- What's up? - Zaczęłam naśladować Irlandczyka. - Podzielę się z Tobą Nutellą jeśli dasz mi władzę nad Ameryką. 
- Wow. - Zayn uśmiechnął się do mnie po czym zaprowadził do salonu. - Dokładnie jak Niall. 
- Ma się to coś. - Sprostowałam z dumą. 


Przez kolejnych kilka godzin oglądaliśmy film z trasy koncertowej chłopaków. Co chwila wybuchaliśmy śmiechem i cofaliśmy te najśmieszniejsze momenty. Gdy w końcu na ekranie pojawiły się napisy końcowe również nie mogłam powstrzymać napadu śmiechu. 
- Wy to jednak jesteście nienormalni. - Ledwo zdołałam to z siebie wydusić. 
- I kto to mówi, teletubisiu? - Malik spojrzał na mnie i w jednej chwili zaczął mnie gilgotać. 
- Znowu zaczynasz? Znowu? - Zaczęłam się mu wyrywać. - Proszę, przestań! - Cała czerwona od śmiechu okładałam Mulata pięściami. Ten jednak został niewzruszony i pośpiesznie przygwoździł mnie do kanapy. - Zayn! - Krzyknęłam mu do ucha. 
- Cicho, kobieto! Bo ogłuchnę! - Przestał mnie torturować, ale zawiesił na mnie mordercze spojrzenie. Przez moment patrzyłam na niego ze strachem, jednak po chwili wybuchłam śmiechem. 
- Idiota jesteś, wiesz? - Podparłam się rękoma i próbowałam ponieść się do pozycji siedzącej. Jednak Malik nadal przygniatał mnie swoim ciałem przez co nie mogłam się ruszyć. - Złaź! - Wydarłam się.
- Bo co? - Wyszczerzył się ukazując swoje białe ząbki. 
- Bo... Cię ugryzę. 
- Nie! Tylko nie to! - Udał wystraszonego i zeskoczył ze mnie. Momentalnie odsunął się na dwa metry. W tym samym czasie ktoś wszedł do mieszkania. W drzwiach pojawił się uśmiechnięty Payne. - Liam! Uratowałeś mnie. - Malik podszedł do przyjaciela po czym przytulił go mocno. 
- Hej! - Pomachałam ku chłopakowi. 
- Siema. - Odpowiedział uwalniając się z objęć Zayna. - Coś ty mu zrobiła? 
- Ja? - Udałam zdziwioną. - Nic takiego. - Wzruszyłam ramionami.


Przez następne dwie godziny razem z Liam'em i Zayn'em graliśmy na XBox'ie w różne gry. Payne nie stracił wprawy i nadal ogrywał mnie i Malika z niebywałą łatwością. Po męczących i emocjonujących rozgrywkach światowych w piłkę nożną postanowiłam wracać do domu. Chłopaki trochę się zawiedli, gdyż stracili całkiem niezłego zawodnika, ale z wielką radością podziękowali mi za wspólnie spędzone chwile. 
- Odprowadzę Cię. - Zaproponował mi Zayn. Z jednej strony chciałam by to zrobił, jednak z drugiej nie chciałam się narzucać. I tak już cały dzień spędził w moim towarzystwie.
- Nie masz mnie już dosyć? - Zapytałam kierując się ku drzwiom. - Pa Liam. Do zobaczenia. - Uśmiechnęłam się ku chłopakowi. Ten kiwną mi ręką i powrócił do gry. 
- Ciebie nigdy za wiele. 
Zaśmiałam się po czym wyszliśmy z mieszkania. Dochodziła godzina 22:00. Zrobiło się dość chłodno, a ja miałam na sobie tylko cienką bluzkę. Zayn widząc moją minę od razu zainterweniował. Objął mnie solidnie ramieniem przytwierdzając tym samym do swojego ciepłego ciała. Od razu lepiej... Wyciągnęłam z kieszeni Marlboro po czym wyjęłam jednego papierosa.
- Od kiedy palisz? - Spojrzałam na zdziwionego Zayn'a. 
- Od kiedy zaczęły się problemy. - Westchnęłam. Malik miał już coś powiedzieć, jednak wyprzedziłam go. - Koniec tematu. Nie dzisiaj. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Chcesz? - Wyciągnęłam paczkę fajek ku Zayn'owi. Wiedziałam, że on także sobie popala. Z chęcią wyjął z paczki jednego papierosa i szybkim ruchem ręki wyją z kieszeni czerwoną zapalniczkę. Najpierw podpalił mojego, następnie swojego. 
- Ale i tak będziesz musiała mi powiedzieć. 
- Wiem. - Jęknęłam.
Przez resztę drogi żadne z nas się nie odezwało. Mimo to jakoś nie miałam z tym problemu. Zayn najwyraźniej także. Powoli zbliżaliśmy się ku mojemu mieszkaniu. Gdy stanęliśmy przy drewnianej furtce Zayn stanął na przeciw mnie i uśmiechnął się pogodnie. 
- Jutro powtórka? - Zapytał.
- Z miłą chęcią. - Odpowiedziałam. - To do zobaczenia, Panie seksowny. - Zaśmiałam się i szturchnęłam go w bok. Od kiedy pamiętam Louis własnie tak się do niego zwracał. 
- Dobranoc. - Malik zaśmiał się po czym złożył na moim policzku delikatnego buziaka. - Pani gorąca. - Klepną mnie w pośladki po czym odskoczył. 
- Zayn! - Wydarłam się i chciałam go uderzyć, jednak ten zdołał uciec. 
- Pa! - Wykrzyknął i znikną w ciemności.
- Idiota. - Zaśmiałam się i weszłam do mieszkania. 
Od razu ściągnęłam buty i pobiegłam do góry. 
- Gdzie byłaś? - Na ostatnim stopniu natknęłam się na tatę. 
- Byłam z Zayn'em.
- Zayn tutaj jest? - Spojrzał na mnie zdziwiony. - Czemu nic nie mówisz? Zaproś go. Dawno się nie widzieliśmy.
- Dobrze tato. Wybacz, ale chciałabym przejść. - Skinęłam ręką w stronę korytarza. Ojciec bez przeszkód zszedł mi z drogi. Szybko wparowałam do swojego pokoju. Zabrałam piżamę i pobiegłam do toalety. Na szczęście było wolne. Byłam strasznie zmęczona i marzyłam jedynie o śnie. 
Po 30 minutach spędzonych w toalecie w końcu ułożyłam się do snu. Dzięki Zayn'owi poprawił mi się humor. Zrozumiałam jak bardzo za nim tęskniłam. Jak bardzo mi brakowało chłopaków i ich wygłupów. Teraz w końcu są ze mną. I oby zawsze byli...















Siemka. : D 
Ten rozdział miał się pojawić wczoraj albo dzisiaj. Więc oto i jest. : D W całości został napisany dzisiaj w przeciągu dwóch godzin. Z przerwami. : d Jest całkowicie napisany z perspektywy Laury. Dlaczego? Ponieważ chciałam wkręcić w opowiadanie Zayn'a, a przy okazji pozwolić wam lepiej poznać Laurę. Oczywiście, każdego z chłopaków postaram się wam również przybliżyć. Wyjdzie na to, że Harry, Zayn, Louis jak i Niall oraz Liam będą głównymi bohaterami. Tak samo Diana, Laura, Ola, Kamil czy nawet Dany i Andrew. Więc nie powinno być takiej sytuacji, że pod rozdziałami będą ukazywać się komentarze typu "Dlaczego Louis nie jest główny?". Każdy będzie odgrywać ważną rolę. : D 
+ Dziękuję za komentarze pod rozdziałem szóstym. <3 
Pozdrawiam, Kinia. 









niedziela, 22 lipca 2012

Szósty.

Rozdział VI

Kolejny dzień przyniósł jeszcze więcej deszczu, a wiatr, którego wczoraj nie było, zrywał z drzew pojedyncze gałęzie targając nimi po opustoszałych ulicach Londynu. Z resztą kto w taką pogodę wyszedłby na zewnątrz. Uchyliłam lekko powieki i spojrzałam na siedzącą Olkę. Kolana miała podkurczone pod samą brodę, a na twarzy widniał niemiły grymas. 
- Co jest? - Ziewnęłam.
Dziewczyna wzdrygnęła się momentalnie, a gdy tylko zdała sobie sprawę, że to byłam tylko ja, westchnęła z ulgą. 
- Całej nocy nie przespałam. - Jęknęła wskazując ruchem głowy na okno. Z zachmurzonego nieba spadały wielkie krople deszczu. - Nienawidzę takiej pogody. 
- Mi to nie przeszkadzało. - Uśmiechnęłam się do niej ze skruchą i podniosłam się do pozycji siedzącej. - Która godzina?
Przeczesałam dłonią włosy po czym ziewnęłam po raz kolejny. Tym razem głośniej. 
- Dziewiąta. 
Zwlokłam się z łóżka i zaczęłam wyginać swoje nierozciągnięte ciało w każdą stronę. Z każdym moim strzeleniem stawów Ola krzywiła się z 'bólu'. Zaśmiałam się cicho i wyszłam na korytarz kierując się w stronę łazienki. Zapukałam cicho w mahoniowe drzwi, a gdy nie otrzymałam odpowiedzi żwawo weszłam do środka. Gdy już stanęłam przed wielkim lustrem spojrzałam na zabandażowaną dłoń. Pewnie będę musiała zmienić opatrunek... 
Po półgodzinnej porannej toalecie wróciłam odświeżona do pokoju. Ola nadal siedziała na łóżku, jednak tym razem dodatkowo trzymała na kolanach swojego laptopa. 
- O, już się naprawił? - Prychnęłam i otworzyłam szafę.
- No. Tak jakoś wyszło. - Przyjaciółka machnęła dłonią. 
Pokręciłam głową i wyciągnęłam z szały jasną koszulkę i ciemne jeansy. Powoli dochodziła godzina 10:00. Wcisnęłam się w ciuchy po czym związałam dokładnie włosy w wysokiego koka. Czyli do spotkania z Harry'm pozostały cztery godziny. Spoko, wyrobię się. 
- Ej? - Usiadłam obok Oli na brzegu łóżka i szturchnęłam ją łokciem zmuszając tym samym by na mnie spojrzała. Ta przeniosła swój wzrok znad komputera prosto na mnie. - Gdzie jest MilkShake City? 
Kompletnie zapomniałam zapytać Harry'ego gdzie to miejsce się znajduje. 
- Poczekaj... - Ola znów zaczęła grzebać w Internecie. Po chwili wskazała palcem na ekran. - Dwie przecznice dalej. Z łatwością trafisz. Mają takiego wielkie shake'a na dachu. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko po czym zajęła się swoimi sprawami. 
Dwie przecznice dalej to wcale nie tak dużo... Akurat dzisiaj musimy się spotkać? W taką pogodę? Ja nie wiem jak tam dojdę. Westchnęłam cicho.  
- Cieszysz się? - Moja przyjaciółka odłożyła na bok laptopa po czym wstała kierując się ku wyjściu. Jednak nie miała zamiaru odejść puki nie usłyszy odpowiedzi. 
- Tak, cieszę się. Po prostu uwielbiam być przemoczona do suchej nitki. A co tam. - Zaśmiałam się ironicznie po czym chwyciłam za puchatą poduszkę i cisnęłam nią w przyjaciółkę. Na jej szczęście zdążyła się schylić. Natomiast mój pech nadal trwał. Poduszka trąciła stojący w korytarzu kwiatek, który momentalnie upadł na podłogę z wielkim hukiem rozbijając przy tym doniczkę. - O nie, nie, nie. 
Ola wybuchła śmiechem i szybko uciekła do łazienki. Gwałtownie podniosłam się z miejsca i wyszłam na korytarz. W tym samym czasie usłyszałam kroki, a po chwili na schodach pojawił się mój tata. 
- Co tu się sta... - Najpierw zmierzył mnie wzrokiem, a następnie przeniósł go na rozbitą donicę. - Diana, tyś to zrobiła? - Przytaknęłam mrużąc prawe oko. Miałam nadzieję, że w ten sposób cały ten bałagan zniknie, a kwiatek będzie stał jak chwile temu. Jednak na marne. 
- Nic się nie stało. - Usłyszałam z dołu głos Danego. - I tak miałem wyrzucić tego chwasta. - Zaśmiał się melodyjnie po czym dodał. - Zostawcie to i schodźcie na śniadanie. Zaraz to wszystko posprzątam. 
Dany był strasznie miły, jednak to co się stało było moją winą. Tata skarcił mnie spojrzeniem. Wskazał palcem na rozbity przedmiot, a następnie nakazał to posprzątać. 
- No przecież wiem. - Przewróciłam oczyma.

~*~

- Teraz tylko musisz na nią uważać. - Laura zacisnęła mocniej bandaż na mojej prawej dłoni co wywołało u mnie ciche jęknięcie. - Trochę to potrwa zanim się zagoi. Na szczęście już jest lepiej. - Dziewczyna posłała mi dopingujący uśmiech po czym odeszła i zniknęła za ścianą. 
Siedziałam tak jeszcze chwilę przy kuchennym stole wpatrując się tępo w owiniętą rękę. Bolała, ale próbowałam o tym nie myśleć. Zaczęłam się zastanawiać nad dzisiejszym dniem. Powoli wybijała godzina 12:00 przez co jeszcze bardziej zaczęłam się denerwować. Możliwe, że nie było tego po mnie widać, jednak w środku cała drżałam. Tak naprawdę to zdziwiło mnie wybrane przez Harry'ego miejsce na spotkanie. Myślałam, że jako wielka gwiazda wolałby bardziej ustronne miejsce. A jego fanki? Przecież można je spotkać na każdym kroku. Na pewno go rozpoznają... A w tedy zapomni, że w ogóle z nim tam jestem. 
- Co tak myślisz? - Z zamyśleń wyrwał mnie radosny głos Kamila. Wzdrygnęłam się momentalnie i odwróciłam głowę spoglądając tym samym na mojego brata.
- Przestraszyłeś mnie. - Pokiwałam mu palcem przed nosem. Ten się tylko zaśmiał i zaczął nalewać soku pomarańczowego do szklanki. - Kamil?
- Co jest? - Spojrzał na mnie po raz kolejny i wziął łyka napoju. 
- Mógłbyś mnie gdzieś dzisiaj zawieść? - Przymknęłam prawe oko z nadzieją, że się zgodzi. 
- Zależy gdzie. - Chłopak dopił sok po czym włożył brudną szklankę do zlewu. Oparł się o szafkę kuchenną i zmierzył mnie badawczo wzrokiem. 
- Do MilkShake City. Umówiłam się tam z kimś. - Proszę Cię, tylko nie pytaj z kim. Nie mam ochoty wysłuchiwać Twoich zastrzeżeń. 
- Z kim? - Jęknęłam i osunęłam się bezwładnie z krzesła. - Inaczej Cię nigdzie nie puszczę. - Zaśmiał się melodyjnie.
- Umówiłam się z kolegą. Jest miły i pełnoletni. Poznałam go na imprezie u kuzyna Laury. - Przewróciłam oczyma i podciągnęłam się na rękach o blat stołu.
- Dobra. - I to wszystko? Kamil, widząc moją minę, zaśmiał się wesoło po czym podszedł do mnie i zmierzwił mi włosy. - Tylko nie myśl, że będziesz z nim tam sama. 
- Co masz na myśli? - Zmarszczyłam brwi.
- Nie znam tego kolesia. A ty nie jesteś na tyle odpowiedzialna by zostać z nim sam na sam. - Kamil założył dłonie na klatce piersiowej. 
- Ty chyba sobie żartujesz. - Prychnęłam i wstałam z miejsca. - To w takim razie pójdę na nogach i bez Ciebie. 
- Śnisz maleńka. - Chłopak położył dłonie na moim ramionach zmuszając tym samym bym na niego spojrzała. - Albo będę tam z Tobą, albo nie idziesz nigdzie. - Uśmiechnął się chytrze. 
- Kamil... Proszę Cię. - Jęknęłam. 
- No co? 
- Dlaczego ty mi to robisz? Przecież mam już 17 lat. Nie jestem dzieckiem. Odpowiedzialna tym bardziej jestem. Sam wiesz, że trzymam innych na dystans. A Harry jest naprawdę miły. - Przewróciłam teatralnie oczyma. - Czy ja się wtrącam w Twoje sprawy? - Nie odpowiedział. - No właśnie. - Prychnęłam. - Więc...? - Zapytałam z nadzieją. 
Kamil odsunął się kilka kroków ode mnie po czym odwrócił się na pięcie. Już myślałam, że sobie tak po prostu wyjdzie, jednak przystanął na moment. 
- Dobrze. Zawiozę Cię. - Westchnął.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję. - Podbiegłam do niego rzucając się tym samym mu na plecy. - Jesteś najwspanialszym bratem na świecie. Kocham Cię. - Złożyłam mu soczystego buziaka na policzku.
- Nie wiem jak mi się odwdzięczysz. - Zaśmiał się po czym przytulił mnie mocno do siebie. 
- Ja też nie wiem. - Poklepałam go po łopatkach. - Ale jest jeszcze coś. - Chłopak spojrzał na mnie. - Nie mówimy nic tacie. 
- OK. - Zaśmiał się i ponownie wtuliłam się w jego ramiona. 


~*~

- Ola! - Po raz setny zaczęłam pukać do drzwi łazienki. - Wyłaź! 
Dziewczyna mruknęła coś niezrozumiałego po czym wyszła z pomieszczenia. Uśmiechnęła się do mnie i minęła mnie w progu. Szybko zamknęłam się w toalecie i zaczęłam przygotowywać się na spotkanie z Harry'm. Wzięłam krótki prysznic po czym zajęłam się włosami. Postanowiłam zostawić je luźno opadające na ramiona. Zrobiłam jeszcze delikatny makijaż i mogłam wyjść z łazienki.
Gdy weszłam do pokoju Ola zmierzyła mnie wzrokiem. 
- W czym idziesz? - Zapytała z wielkim bananem na twarzy.
- W ubraniu. - Wymusiłam uśmiech i otwarłam wielką szafę. - Przecież nie mam zamiaru się jakoś stroić. To zwykłe spotkanie, tak? - Usiadłam na brzegu łóżka wpatrując się w pełną szafę ubrań.
- Ale chyba też nie chcesz iść w dresie, co? - Moja przyjaciółka wstała z miejsca i podeszła do szafy. Przez jakiś czas grzebała w cuchach. Bezradnie opadłam na pościel i leżałam tak, aż Ola się nie odezwała. - Idź w tym. - Dziewczyna podała mi do ręki bluzkę i spodnie. - I do tego te twoje białe conversy. Będzie tak na luzie a jednocześnie dziewczęco.
Jakoś nie miałam siły by szukać innych ciuchów. Powoli zbliżała się godzina 13:00. Zgodziłam się co do wybranych przez Olę ubrań po czym szybko się w nie wcisnęłam. 
- Pozdrów go ode mnie. - Ciemnowłosa pisnęła po czym zaczęła mnie pchać ku wyjściu. 
- Jasne. - Zaśmiałam się cicho. Po drodze chwyciłam telefon i zeszłyśmy obie po schodach. Na nogi włożyłam buty i szybko założyłam kurtkę. - Kamil! Jesteś już? - Zawołałam w głąb mieszkania. Po chwili mój brat stał obok mnie trzymając w dłoni pukiel kluczy. Narzucił na siebie kurtkę i oboje wyszliśmy z mieszkania. 
- To... Gdzie jedziemy? - Zapytał gdy siedzieliśmy już w aucie. 
- MilkShake City. 
Najwidoczniej wiedział gdzie to jest bo nawet nie zapytał o drogę. 
Deszcz ciągle padał przez co został utrudniony widok na drodze. Kamil jechał ostrożnie, jednak szybko. Po jakiś 10 minutach dojechaliśmy na miejsce. Mój brat szybko wyszedł z auta, okrążył go, a następnie pomógł mi wyjść. Rozpiął suwak swojej kurtki i osłaniając mnie przed deszczem szybkim krokiem poprowadził mnie do pomieszczenia. 
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się do niego. 
- Przyjadę po Ciebie. Tylko zadzwoń kiedy. Nie za późno oczywiście. - Pokiwał palcem. - I uważaj na siebie. - Ponownie obdarzył mnie opiekuńczym spojrzeniem, a następnie jego wzrok powędrował na siedzących przy stolikach ludzi. - Który to? 
Rozejrzałam się po pomieszczeniu próbując odnaleźć wzrokiem lokowatej czupryny. Jednak nigdzie go nie było...
- Pewnie zaraz będzie. - Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Kamil wyszedł z baru i zostawił mnie samą. Ściągnęłam płaszcz i powiesiłam go na wieszaku, który wisiał tuż przy wejściu. Prawie wszystkie miejsca były zajęte. Dziwne, bo zazwyczaj w taką pogodę ludzie wolą przesiadywać w ciepłych domach. No cóż... Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam wolny stolik znajdujący się w samym rogu lokalu. Podeszłam bliżej po czym zajęłam wolne miejsce. 
- Co podać? - Usłyszałam nad sobą słodki głos. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam drobną dziewczynę o kasztanowych włosach i tego samego koloru tęczówek. Na oko miała jakieś 18 lat. Może mniej. Na jej jasno beżowej koszulce widniała plakietka z imieniem. Martha. - Polecam szejka czekoladowego z bitą śmietaną na wierzchu i truskawkami. - Uśmiechnęła się szeroko. W prawej ręce trzymała plik karteczek natomiast w lewej dłoni cienki długopis. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie zaczekać z zamówieniem aż do przyjścia Styles'a. Rozejrzałam się po raz kolejny po pomieszczeniu, a gdy nie zauważyłam chłopaka postanowiłam nie czekać z tym.
- W takim razie poproszę. - Odpowiedziałam jej równie szerokim uśmiechem. Dziewczyna zapisała zamówienie na kartce i odeszła znikając za ladą. 
Podwinęłam rękaw bluzki i spojrzałam na tarczę zegarka. 
- 13:20. - Szepnęłam cicho. 
Na pewno punktualnością nie grzeszy. Przewróciłam teatralnie oczyma po czym wyjęłam z kieszeni telefon. Może napisał jakiegoś SMS, że nie przyjdzie? Na ekranie nie wyświetliła się żadna nowa wiadomość. Pokręciłam głową i schowałam sprzęt w poprzednie miejsce. Założyłam nogę na nogę i tępo zatopiłam wzrok w obrazie wiszącym na ścianie. Ładna dziewczyna trzymająca w ręku czerwoną różyczkę, a za nią stojący mężczyzna. Obejmował ciemnowłosą swoimi masywnymi ramionami. Wyglądali na szczęśliwych.
- Tsa, miłość. - Burknęłam. 
- Ja stawiam na przyjaźń. - Podskoczyłam na dźwięk czyjegoś głosu. Odwróciłam się by dowiedzieć się do kogo on należy. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha widząc poważną twarz Harry'ego. Jego loczki, totalnie przemoczone, opadały w bezładzie na twarz. Co chwila poprawiał je dłonią, jednak bez jakiegokolwiek skutku. Zachichotałam cicho. Harry spojrzał na mnie pytająco.
- Harry... Kaptur. - Sprostowałam. 
- Ale ja nie ma... - Chłopak odwrócił głowę. - Cholera. 
Jękną cicho po czym ściągną równie przemoczoną kurtkę i odwiesił ją na wieszaku. Usiadł na przeciwko mnie po raz kolejny poprawiając włosy. 
- Przepraszam Cię za spóźnienie. Pewnie długo czekałaś... 
- Jakieś pół godziny. - Westchnęłam po czym szybko machnęłam dłonią. 
- Co Ci się stało w rękę? - Zaniepokoił się. 
- Ehm, mały wypadek. - Przewróciłam oczyma i schowałam dłonie pod stolik.
- Przepraszam jeszcze raz. Mieliśmy mały... Problem w domu. - Harold uśmiechnął się szeroko. Awww, jaki dołeczek. Miałam już dotknąć jego słodki policzek, jednak w ostatnim momencie powstrzymałam się. 
- Jaki problem? - Zaciekawiłam się. 
- Uwierz, nie chcesz wiedzieć. - Zaśmiał się melodyjnie. - Przy okazji. Fajnie znów Cię widzieć. 
- Wzajemnie. - Uśmiechnęłam się jak tylko najładniej umiałam. Miałam już o coś zapytać, jednak ktoś mi na to nie pozwolił.
- Twoje zamówienie. - Kelnerka spojrzała na mnie i położyła shake'a na stoliku. Podziękowałam grzecznie i spojrzałam na danie. Wyglądało naprawdę smacznie. - O mój Boże. Ty jesteś Harry Styles. - Spojrzałam w górę. Dziewczyna wlepiała swoje wielkie brązowe oczy w mojego towarzysza. Na jej ustach widniał ogromny uśmiech, z którego co chwila padały ciche piski. - Proszę, podpisz mi się. 
Chłopak przyłożył palec wskazujący do ust po czym wziął od dziewczyny długopis. 
- Jak Ci na imię? 
- Martha.
- Bardzo ładnie imię. - Harry nabazgrał na kartce wielki podpis po czym dorysował małe serduszko. Niezły flirciarz z Ciebie... 
Kelnerka podziękowała i odeszła od nas w podskokach. 
- Przepraszam za to. - Harry spojrzał na mnie z żalem. 
- Nie ma sprawy. - Mruknęłam. Lokowaty wlepił swój wzrok w mojego shake'a. - Wybacz. Myślałam, że już nie przyjdziesz i zamówiłam sobie napój. 
- Oh, no tak. - Poprawił swoje loczki. 
Harry postanowił nie zamawiać żadnego napoju. Jak to sam stwierdził, "nie czuje się po nich za dobrze". Oczywiście zostawiłam to stwierdzenie bez jakichkolwiek pytań. Nie miałam zamiaru zagłębiać się w jego "problemy". 
Na szczęście nikt z gości lokalu nie rozpoznał Harry'ego. Oczywiście oprócz tej kelnerki i jednej małej dziewczynki, która mimo iż stała centralnie obok swojego idola, to nie odważyła się zagadać. Styles był na tyle kochany, że sam z siebie zrobił z nią sobie zdjęcie. Przez godzinę rozmawialiśmy. Właściwie to Harry mówił, a ja słuchałam. Patrzyłam tylko na jego słodkie policzki, na których co jakiś czas pojawiały się te słodkie dołeczki. 
- A gdy już zeszliśmy na backstage Niall opróżnił wszystkie nasze zapasy. Wszystko byłoby OK, gdyby nie to, że pochłoną równie szybko wszystkie marchewki Louisa. Rozumiesz, Lou jest przewrażliwiony na ich punkcie... - Przerwał i z wielkim uśmiechem na twarzy spojrzał mi w oczy. - Co jest? Mam coś na twarzy? - Zaciekawił się. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak na niego patrzę. Cicho odchrząknęłam i zaśmiałam się by rozluźnić atmosferę. 
- Przepraszam ale zakochałam się w twoich dołeczkach. - Wskazałam palcem na swój policzek. Loczek udał zawstydzonego i spuścił głowę. 
- Przez Ciebie się rumienię. - Zarechotał i ponownie zawiesił swoje spojrzenie na mnie. - Dobra. Teraz ty opowiadaj. 
- Hm? - Nie zrozumiałam. 
- Opowiedz coś o sobie. - Sprostował. - Żeby było Ci łatwiej to zadam jedno pytanie. Już od początku naszej rozmowy nie mogę rozgryźć Twojego akcentu. - Cmoknął ustami kręcąc głową. - Nie jesteś stąd, prawda?
- Tak, masz rację. - Splotłam palce i luźno położyłam dłonie na stoliku. - Jestem z Polski. No wiesz... Taka Narnia. - Zaśmiałam się. 
- Wbrew pozorom dosyć dużo wiem o tym kraju. 
- Naprawdę? - Zaciekawiłam się. 
- No pewnie. No na przykład... To tam jest ten największy park rozrywki. - Pstryknął palcami. 
- To Rosja. - Uniosłam brwi ku górze. - Ale OK, nie będę Cię męczyć. - Uśmiechnęłam się do niego. 
- No przecież wiedziałem. - Harry zmierzwił sobie włosy po czym spojrzał na mnie. - To opowiadaj. Skąd znasz Laurę? 
- Laurę poznałam trzy dni temu. Razem z moim ojcem i najlepszą przyjaciółką zamieszkaliśmy razem z Laurą i jej tatą. Z tego co mi powiedziano mój tata i Dany byli przyjaciółmi parę ładnych lat temu. Z resztą mój ojciec jest Brytyjczykiem. Urodził się tutaj ale ze względu na moją mamę przeprowadził się do Polski. Tam ja się urodziłam i mój starszy brat, Kamil. Jakieś dwa tygodnie temu tata dostał świetną ofertę pracy w Londynie. Oczywiście bardzo się wszyscy ucieszyliśmy, ale mimo to nie chciałam opuszczać Polski. Nie chciałam zostawiać mojej babci. Teraz bardzo za nią tęsknię. - Westchnęłam cicho. - Najważniejsze jest to, że tata jest szczęśliwy. Ta nowa praca najwyraźniej mu służy, gdyż cały czas chodzi uśmiechnięty. 
- A mama? - Uniosłam wzrok i spojrzałam na Harry'ego, który z zaciekawieniem słuchał mojej historii.
- Moja mama... Ona nie żyje. - Delikatnie uśmiechnęłam się widząc zmieszaną minę Styles'a. 
- Przepraszam, nie wiedziałem. - Zrobiło mu się trochę głupio.
- A skąd mogłeś wiedzieć? - Pocieszyłam go i kontynuowałam. Na razie nie miałam zamiaru opowiadać mu o mamie. Prawie z nikim o niej nie rozmawiałam to też Harry'emu tym bardziej nie chciałam nic mówić. - A Laura jest świetną dziewczyną. 
- Tak. Jest cudowną przyjaciółką. 
Loczek zaśmiał się i ponownie zaczął opowiadać jakieś niestworzone historie. Wszystkie zabawne i pełne poczucia humoru. Z tego co się dowiedziałam od chłopaka, cały skład One Direction ma nierówno pod sufitem. Szczerze to nigdy nie słyszałam o tak zabawnym zespole. 
Rozmawialiśmy jeszcze dłuższy czas. Co chwila śmiejąc się i wygłupiając. Harry w pewnym momencie zachwiał się na krześle i o mało co nie spadł z hukiem na podłogę. Przez kolejne minuty przeżywał nad tym, że prawie umarł. Ja natomiast pocieszałam go, że na pewno pojawiłabym się na pogrzebie. 
Styles okazał się naprawdę świetnym chłopakiem. Zabawny, a jednocześnie inteligenty i zrównoważony. W momencie, gdy Loczek kończył opowiadać o swoim pierwszym koncercie rozdzwonił się mój telefon. Przeprosiłam chłopaka i odebrałam. 
- Co jest? - Odezwałam się do słuchawki. 
- Zaraz przyjadę po Ciebie. Możesz już wychodzić. - Usłyszałam po drugiej stronie głos Kamila. Niechętnie spojrzałam na wyświetlacz komórki by sprawdzić, która godzina. Wow, już 17:00? 
- OK. 
Rozłączyłam się i spojrzałam na Harry'ego, który w tym samym momencie lepił z chusteczek małe kuleczki. 
- Muszę już lecieć. 
- Już? - Chłopak ułożył usta w podkówkę po czym zaśmiał się. 
- Siedzimy tutaj dosyć długo. Jeszcze Ci się nie znudziłam? 
- Wręcz przeciwnie. Fajnie było dowiedzieć się o tobie czegoś więcej. 
- Nawzajem. - Wstałam z miejsca, a Loczek zrobił to samo. Oboje skierowaliśmy się ku wyjściu. Podziękowaliśmy obsłudze i sięgnęliśmy po swoje kurtki.
- Proszę. - Harold wziął do ręki czerwony materiał i pomógł mi go na siebie założyć. 
- Dzięki. - Daję słowo, że w tym momencie się zarumieniłam. 
Chłopak włożył na siebie swój płaszcz, po czym wyszliśmy z lokalu. Na dworze wciąż padało dlatego zaczekaliśmy pod daszkiem na przyjazd mojego brata. Aż do jego pojawienia się między mną i Harry'm dochodziło tylko do kontaktu wzrokowego. Gdy Kamil podjechał pod MilkShake City zatrąbił głośno za znak bym się pospieszyła. 
- Dziękuję za spotkanie. - Zwróciłam się do Loczka. Ten tylko uśmiechną się promiennie i złożył na moim policzku słodkiego buziaka. 
- Do zobaczenia. - Kiwną dłonią i na odchodne założył na głowę kaptur. W deszczu jego sylwetka bardzo szybko znikła. Odprowadziłam go wzrokiem po czym szybko pobiegłam do auta i wskoczyłam na przednie siedzenie. 
- Jak randka? - Zapytał mnie Kamil gdy odjeżdżał z parkingu.
- To nie była randka. - Sprostowałam. - Spotkanie wypadło znakomicie. 
O nic więcej nie pytał. 
Po drodze do domu wstąpiliśmy do sklepu i zrobiliśmy małe zakupy. Gdy podjechaliśmy pod mieszkanie o dziwo przestało padać. Jednak niebo wciąż pozostało zachmurzone. 
Już od progu wejścia czekała na mnie Ola. Gdy tylko ukazałam się w drzwiach momentalnie zaciągnęła mnie na górę do pokoju. Zdążyłam po drodze ściągnąć kurtkę i odwiesić ją na wieszak. 
- I jak było? Opowiadaj! - Ola zamknęła za sobą drzwi i usiadła obok mnie na łóżku. 
- Było fajnie. - Zaczęłam z wielkim uśmiechem.
Opowiedziałam Olce całe spotkanie ze szczegółami. W niektórych momentach dziewczyna komentowała zachowanie chłopaka mówiąc "wiedziałam, że tak robi!". Rozmawiałyśmy tak bardzo długo. 
Dochodziła godzina 20:00 więc postanowiłam odświeżyć się po całym dniu i wziąć długą kąpiel. Naszykowałam więc najpotrzebniejsze rzeczy (piżama, bielizna, telefon i słuchawki) i pomaszerowałam do łazienki. Napełniłam wannę wodą po czym zanurzyłam się w niej po szyję. Słuchając najróżniejszych piosenek cicho nuciłam melodię. W pewnym momencie w słuchawkach rozbrzmiał dźwięk piosenki One Direction - What makes you beautiful. Wybuchłam głośnym śmiechem po czym zaczęłam coraz głośniej śpiewać. Mój wokal nie zaliczał się do najlepszych to też nie zdziwiłabym się gdyby w tym samym momencie w drzwiach staną weterynarz wezwany przez sąsiadów z myślą, iż jakieś zwierze zaczyna rodzić. 
Jakieś 10 minut przesiedziałam jeszcze w wannie po czym cała czyściutka i pachnąca wyszłam z łazienki. Gdy weszłam do pokoju Ola znów siedziała przed laptopem.
- To jest już uzależnienie. - Stwierdziłam smutno. 
- Cicho bądź. - Olka spojrzała na mnie spod łba po czym zaczęła się głośno śmiać. 
- I jeszcze do tego choroba psychiczna? Ja nie wiem jak ja sobie z Tobą radę dam... - Opadłam bezwładnie na łóżko. Podparłam się na łokciach tym samym spoglądając na ekran laptopa Oli. - Mogę teraz ja? Na chwilę? 
- Dobra, ale szybko. - Dziewczyna wsunęła mi przed nos komputer. Szybko wbiłam w wyszukiwarkę "Twitter" po czym równie sprawnie się zalogowałam. Parę osób mnie follownęło ale nawet nie chciało mi się sprawdzać kto. Powoli zaczęłam czytać Twetty znajomych. 
- Patrz! - Ola wskazała palcem na sam dół ekranu gdzie znajdował się ostatni wpis Harry'ego. 


A successful day with a great person. Keep it up :) Niall, greetings for the whole family. See you buddy. x

- Tak trzymać? - Zaciekawiła się Olka. Wzruszyłam ramionami po czym cała rozpromieniona wylogowałam się z portalu. 
Do 24:00 oglądałyśmy jakieś filmy, gadałyśmy i obżerałyśmy się czipsami i ciastkami korzennymi. Gdy w końcu zmorzył nas sen położyłyśmy się wygodnie w łóżku i już po paru chwilach zasnęłyśmy. 
Nie ma co, dzień zaliczam do udanych. 



Laura

A czego ja się mogłam spodziewać? Że ta cała Emily się zgodzi na to spotkanie? Pff, wiedziałam, że do tego nie dojdzie. Musiała oczywiście wymyślić jakiś sposób by się z tego wywinąć. Ale dlaczego? Nie rozumiem... Chciałam się z nią jakoś dogadać, porozmawiać. Jak kobieta z kobietą. Widocznie ona tego nie chce. 
I jak tutaj ją lubić? No jak?! Cholera jasna, co mój ojciec w niej widzi? Kolejna idiotka pakująca się z buciorami w nasze spokojne (jak dotychczas) życie. 
Nie przekonałam się do niej i nie przekonam.
Koniec.
Kropka.
Ale i tak się od niej nie uwolnię... Tata nie da się przekonać. Idiotyczna sytuacja. Ale jedno wiem na sto procent. Nigdy nie polubię Emily. Nie zaakceptuję jej i nigdy nie zgodzę się na jej ślub z moim ojcem. Tfu. Laura, wypluj to! Nigdy to tego przecież nie dojdzie. 
Prawda? 
Opadłam bezwładnie na łóżko czekając na śmierć. Ta kobieta rujnuje naszą rodzinę! Nie pozwolę jej na to...
Myślałam nad tym całą noc. Nie dawało mi to spokoju. Jak tylko tutaj ją wykurzyć? Nic racjonalnego nie przychodziło mi do głowy... A może...?













Hej ; D 
Na samym wstępie przepraszam za tak późne dodanie rozdziału. Jakoś nie mogłam się do niego zabrać. Dopiero dzisiaj dokończyłam go całkowicie. I wyszło jak wyszło. Nie tak miało być, no ale zmienić już nie dam rady. : ] Nie mam pojęcia czy wam się spodoba... Dla mnie szału ni ma. : D 
Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Było ich spoooro. Naprawdę, dziękuję. Wszystkie są dla mnie bardzo znaczące i dają mi motywację do dalszego pisania. <3 Dzięki raz jeszcze. : * 
Następny rozdział prawdopodobnie we wtorek lub środę. : D Trochę szybko... Ale to dlatego, że na ten musieliście tak długo czekać.  : )
Pozdrawiam, Kinia








środa, 11 lipca 2012

Piąty.

Rozdział V


 Jeszcze raz przerwiesz mi sen, to nie wiem co Ci zrobię...
- Barni, przestań! - Warknęłam gdy psiak znów zaczął drapać w drzwi do naszego pokoju. Wzięłam do ręki poduszkę i cisnęłam nią w drzwi. Barni przestał hałasować i przez jakiś czas był spokój. Kątem oka spojrzałam na zegarek, który właśnie wskazywał godzinę 8:27. Z wczorajszej imprezy wróciłyśmy około czwartej rano dlatego też nie spodobała mi się ta wczesna pora. Gdyby nie ten psiak to na pewno jeszcze bym sobie pospała. Jednak moja natura nie pozwala mi po przebudzeniu ponownie zasnąć... Taka już jestem. I to mi się strasznie nie podoba. Ponownie usłyszałam drapanie w drzwi i ciche pojękiwania. Niechętnie wygramoliłam się z pościeli i w pionowej pozycji zaczęłam przeciągać się w każdą możliwą stronę. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na śpiącą Olę. Jak ona może tak twardo spać... Westchnęłam i powoli skierowałam się ku drzwiom. Przez chwilę moje oczy zaszła mgła i wpadłam na drewniany stolik uderzając się przy tym o jego róg w udo. Zacisnęłam zęby by nie zawyć z bólu. Przeklęłam cicho pod nosem i ruszyłam dalej kuśtykając na lewą nogę. 
- Och, Zayn. Twoje mięśnie są zniewalające... - Odwróciłam się. Olka gadała coś przez sen tuląc przy tym swoją poduszkę. - Nie, Niall! Przecież wiesz, że to Ciebie kocham. - Jej wyraz twarzy przypominał małą dziewczynkę, która miała zaraz się rozpłakać. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek. 
Otworzyłam drzwi i ujrzałam skulonego pod nimi Berniego. Gdy mnie zobaczył momentalnie zaczął szczekać. 
- To ty mnie obudziłeś, co? Oj, nie wolno... - Pogłaskałam pieska za uchem, na co ten zaczął na mnie skakać. - No już, już. - Zaśmiałam się radośnie. - Chcesz iść na spacerek? 
- Mogłabyś z nim gdzieś wyjść. - Kamil wyszedł ze swojego pokoju w samych bokserkach szpanując przy tym swoim umięśnieniem. Jego włosy sterczały w każdym kierunku, a prawa nogawka od gaci była nieco wyżej od lewej. - Dobrze by mu to zrobiło... I Tobie też. - Zmierzył mnie wzrokiem. 
- O co Ci chodzi? - Syknęłam. 
- Nie nic... Po prostu świeże powietrze dobrze zrobiło by Ci na urodę. - Zaśmiał się chytrze. Co on ma do mojej urody?  
- Ty lepiej spójrz na siebie. - Prychnęłam i uderzyłam go mocno w ramie. 
- Ej! Bo już nigdy więcej po was nie przyjadę. Z resztą powinienem być teraz na was zły za to, że obudziłyście mnie w środku nocy. Ale będziecie miały jeszcze szansę się odpłacić. - Kamil posłał mi szeroki uśmiech i skierował się ku łazience. 
- Debil. - Warknęłam cicho i zeszłam na dół. Barni pobiegł za mną. 
Wszędzie panowała cisza i spokój. Weszłam po cichu do kuchni. Tam też nikogo nie było. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam kartonik z mlekiem. Odłożyłam go na stół i odwróciłam się by sięgnąć z szafki miseczkę. Otworzyłam ją na szeroko i wyjęłam czerwone naczynie. Schyliłam się i wyciągnęłam miodowe płatki. Pech chciał, że gdy podniosłam się do poprzedniej pozycji uderzyłam z całej siły głową o otwartą wcześniej przeze mnie szafkę. 
- Ała! - Zawyłam z bólu i złapałam się za bolące miejsce. Zaczęłam mimowolnie skakać w miejscu i kręcić się dookoła. Zawsze tak robiłam, gdy coś mnie bolało. Sama nie wiem dlaczego. Może po prostu jestem dziwna... Po chwili ból się zmniejszył i ze złością zamknęłam szafkę. Wsypałam do miseczki płatki i zalałam je zimnym mlekiem. Sięgnęłam łyżeczkę i ze swoim daniem udałam się do salonu. Tam również nikogo nie było. Usiadłam wygodnie na kanapie i wyciągnęłam rękę po pilota, który leżał na stoliku. Mój wzrok przykuła mała karteczka. Bez zastanowienia chwyciłam ją i zaczęłam czytać. 

Przepraszamy, że znów zostajecie sami w domu. My mamy wiele spraw do załatwienia na mieście. Zachowujcie się i nie rozwalcie domu. Oboje wrócimy dość późno, więc nie czekajcie na nas. Do zobaczenia. 
- Dany i Andrew.
PS Mamy nadzieję, że tej nocy wrócicie o własnych siłach... 


Haha, bardzo śmieszne. Przecież byłyśmy trzeźwe... No, prawie... Okej. Czyli znów dzień należy tylko dla nas. Trochę zrobiło mi się przykro, ponieważ od kąt tutaj jesteśmy tata wiele czasu spędza poza domem. Odłożyłam liścik na poprzednie miejsce i zaczęłam jeść płatki. Po skonsumowaniu ich zaniosłam brudną miseczkę do zlewu. Barni cały czas plątał mi się pod nogami, przez co parę razy traciłam równowagę. Nalałam mu do miski wody. Ten po chwili ją wypił i znów zaczął głośno ujadać. Wróciłam do swojego pokoju. Ola ciągle spała w tej samej pozycji. Mówiła coś cicho pod nosem. Coś niezrozumiałego dla mnie. Otworzyłam wielką szafę i wyciągnęłam z niej to. Szybko ubrałam się w naszykowane ciuchy, odbyłam poranną toaletę i zrobiłam delikatny makijaż. Włosy luźno związałam w koka. Zbiegłam ostrożnie po schodach na dół i złapałam smycz, która wisiała na wieszaku. Gdy Barni ją zobaczył od razu pobiegł w kierunku drzwi wyjściowych. Założyłam mu smycz i wyszłam z mieszkania. Pogoda była niezbyt ciekawa. Chmury zasłaniały całe niebo, przez co tylko co jakiś czas wyłaniały się delikatne promienie słońca. Ludzie byli poubierani w przeciwdeszczowe kurtki, z myślą, że zaraz może spaść deszcz. Szczerze nie martwiłam się tym. Jakoś nigdy nie przeszkadzało mi być mokrą. Razem z Barnim wyszliśmy poza furtkę i ruszyliśmy w kierunku wielkiego parku, który znajdował się jakiś kilometr przed nami. Idąc powoli rozmyślałam o poprzednich dniach. 
To naprawdę niesamowite, że poznałam One Direction. Nigdy nie byłam ich fanką, ale od czasu ich spotkania chyba zacznę słuchać ich muzyki. Gdyby nie zafascynowanie nimi Olki, to na pewno nie wiedziałabym z kim rozmawiam. Wcześniej myślałam, że jest to grupka pedałkowatych chłoptasiów, którzy po osiągnięciu jakiejś tam "wielkiej" sławy zaczęli żyć jak gwiazdy. Po prostu mieli farta... Sama nie wiem czy teraz myślę inaczej. Nie poznałam ich na tyle dobrze, bym mogła ich ocenić pod tym względem. Jednak oni są naprawdę spoko. Nie wywyższają się w towarzystwie, są równi innym. Zabawni, rozmowni, przystojni... Najbardziej jestem zdziwiona zachowaniem Harrego. Czyżbym mu się spodobała? Egh, to nie możliwe. Może po prostu chciał być miły? Tak, na pewno. W końcu co on mógłby we mnie zobaczyć? Zwyczajna dziewczyna, bez jakichkolwiek ambicji i wyglądu. A jednak coś mu się we mnie spodobało, skoro chciał mój numer telefonu. Teraz nie wiem czy dobrze zrobiłam dając mu go. Mogę się przecież po raz kolejny zawieść. Pewnie już więcej do mnie nie napisze... Ale ten SMS. "Dobranoc"... Co on chce przez to osiągnąć? Może już o mnie zapomniał... Tak. Pewnie już nawet nie pamięta mojego imienia. Chociaż... Już sama nie wiem. Niech on nie robi mi zbędnej nadziei! Cholera jasna... Diana, uspokój się. Pomyśl o czymś innym... 
Nawet nie zauważyłam a doszłam do parku. Barni próbował uwolnić się ze smyczy, jednak nie pozwoliłam mu na to. Weszłam na ścieżkę, która prowadziła w głąb małego lasku. Szłam tak kilka minut aż doszłam do ślicznego miejsca. Dookoła zielona trawa i dużo drzew. Wysokich drzew, które rozchylone były w każdą stronę. Na samym środku małej polanki znajdowała się stara, drewniana ławeczka. Podeszłam bliżej i zaczęłam się jej przyglądać. Na każdym jej kawałku były wyryte różne słowa, inicjały, obrazki. Usiadłam na brzegu i spuściłam Barniego ze smyczy. Uradowany wolnością zaczął beztrosko biegać między drzewami. Oderwałam od niego wzrok i zaczęłam czytać zdania na ławce. "Najlepszą częścią mnie jesteś TY."; "To miejsce zostanie w naszych sercach już na zawsze."; "Choć Ciebie już tutaj nie ma to w moim sercu będziesz już zawsze. To miejsce przypomina mi o Twoim istnieniu. Kocham Cię.". To ostatnie zdanie przypomniało mi o mamie. Zanim umarła lubiła zabierać mnie w pewne miejsce. 


~*~
- Dlaczego księżniczka została sama? - Zapytała mała dziewczynka, która siedząc na srebrzystym kamieniu brodziła nóżkami w zimnej wodzie. Dookoła słychać było rechot żab i szum drzew. Słońce powoli zachodziło nad horyzontem, a jego ciepłe promienie padały na twarz kobiety, która leżała beztrosko na zielonej trawie. Słysząc pytanie swojej córki podniosła się do pozycji siedzącej i przymrużyła oczy. 
- Księżniczka nie była całkowicie sama. - Odparła po cichu. W jej głosie można było dostrzec smutek i zmieszanie. - Był ktoś, kto każdego dnia przybywał pod wieżę. Spokojnym tonem przemawiał do Księżniczki, delikatnością pomagał jej dojść do siebie. Pewnego dnia nie mógł już dłużej czekać.
- I co zrobił? - Jasnowłosa dziewczynka spojrzała na swoją mamę i podciągnęła zgrabne nóżki pod brodę. 
- Wyłamał drzwi i porwał Księżniczkę z jej więzienia. - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie. Namoczyła szczupłą dłoń w zimnej wodzie jeziorka i delikatnie zaczęła masować nią ramiona dziewczynki. - Księżniczka poznała smak czegoś, czego nigdy nie dał jej stary Król. Tamten ją tylko wielbił, z daleka, nie zbliżając się. Wielbił ją jak obraz. Ten tak nie potrafił. Księżniczka spotkała Księcia. Nie raz słyszała, jak Książę pomstował na Króla, jak nie mógł mu wybaczyć porzucenia Księżniczki. Był przy niej cały czas. Zaplatał jej warkocze i nosił Księżniczkę na rękach. Śpiewał jej do ucha i powtarzał, że kocha. Bał się, czy Księżniczka pewnego dnia nie zechce wrócić do Króla. Ona wiedziała, że nie zrobiłaby tego. Nie umiałaby, już nigdy. Ważny był tylko jej Książę. Ten jeden, jedyny. Oddała mu siebie, każdy swój oddech i myśl. Porzuciła świat, który znała. Książę budził ją i żegnał pocałunkiem, podawał płaszcz, kiedy marzła i otulał kołdrą w nocy...
- I co dalej? 
- Pewnego dnia usta Księżniczki nie poczuły pocałunku na dobranoc. Nie było także powitania następnego dnia. Książę zniknął, bez słowa. - Kobieta westchnęła cicho i spojrzała na swoją córkę. Oczy małej dziewczynki zaszkliły się, a dolna warga zadrżała. - Księżniczka nie mogła zrozumieć. Nie mogła uwierzyć, że Książę porzucił ją tak, jak zrobił to stary Król. Nie miała sił nawet się rozpłakać. Po prostu patrzyła w drzwi komnaty i nasłuchiwała kroków. Czekała na powrót Księcia, mimo iż czuła, że ten już do niej nie wróci. Nie wiedziała, co zrobiła źle. Nie wiedziała, co się stało. Wiedziała tylko, że pękło jej serce, które kiedyś Książę wyleczył swoją czułością.
- Mamo, czy Księżniczka będzie kiedyś szczęśliwa? 
Kobieta odwróciła się i spojrzała na zachodzące słońce. Teraz nie było go już prawie widać. Wstała z miejsca i wzięła swoją córkę na ręce. Ostatni już dzisiaj raz spojrzały na ich wspólne miejsce. Miejsce, w którym mogły być same. Dla siebie... 
- Jutro się dowiemy. - Obie uśmiechnęły się do siebie i ruszyły polną dróżką. Dróżką, którą same sobie wydeptały. 

~*~

Do moich oczu napłynęły łzy. Przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone z mamą. Jej uśmiech, dotyk, zapach. Wszystkie historie, które opowiadała mi przez tyle lat zostały w mojej głowie. Pamiętam każdą z nich. Pamiętam wszystkie uczucia, które w tedy mi towarzyszyły. Może i nie wiedziałam w tedy co dokładnie one znaczą. Jaki mają przekaz... Ale moja mama opowiadała je tak prawdziwie, tak szczegółowo. Z serca... Każdy by zrozumiał. A przynajmniej starałby się. Teraz zrobiłabym wszystko, żeby tylko móc ujrzeć moją mamę. Powiedzieć jej, jak bardzo mi jej brakuje. Jak bardzo ją kocham. Jak wszyscy za nią tęsknimy. Czasami mam wrażenie jakby była ze mną. Jakby próbowała pomóc mi, gdy mam dylemat. To miłe uczucie. Przypomina mi o niej... 
Nagle niebo przecięła błyskawica i głośno zagrzmiało. Przetarłam zapłakane oczy i spojrzałam przed siebie.
- Barni! - Krzyknęłam. Wzrokiem próbowałam odnaleźć psa. Usłyszałam głośne szczekanie, a po chwili Barni znalazł się przy mnie. - No nie bój się. To tylko burza. - Widząc jak psiak chowa się pod ławką pogłaskałam go po brzuszku i założyłam mu smycz. Znowu zagrzmiało i pojawił się kolejny błysk. I kolejny. Barni skomlał i piszczał. - No idziemy już. - Wstałam z miejsca i jeszcze raz na wsparcie pogłaskałam Barniego. I w tym samym momencie z nieba lunął deszcz. Dookoła zrobiło się ponuro. Drzewa coraz bardziej szumiały, a ścieżka wiodąca ku wyjściu coraz bardziej wypełniała się wodą. Zaczęłam biec. Barni był szybszy. Jego strach przed burzą dodawała mu podwójnej energii. Gdy zbliżaliśmy się do zakrętu psiak rozpędził się i zaczął biec w kierunku żywopłotu. Moja ręka była zapląta w smycz, dlatego nie mogłam się z niej uwolnić. - Stój! - Krzyknęłam, ale było już za późno. Barni przeskoczył przez ostre konary wpychając jednocześnie mnie między nie. Smycz pękła, a ja uderzyłam ręką o ostry kolec róży. Był naprawdę wielki... Barni podbiegł do mnie i próbował pomóc. Powoli podniosłam się z miejsca. Moje ubrania były całe od błota i krwi, która sączyła się z rany na dłoni. Jęknęłam cicho i powoli kierowałam się ku mieszkaniu. Miałam szczęście, że było niedaleko. Tylko pięć domów dalej. Deszcz ciągle padał. Coraz mocniej. Ulice coraz bardziej napełniały się wodą. Wszyscy ludzie pochowali się w domach. Po pięciu minutach stałam już przy drzwiach. Otworzyłam je i wpuściłam Barniego do środka. Nie przewidziałam tego, co za chwilę miało się stać. Psiak wleciał do salonu i zaczął się otrzepywać. Woda, błoto i jeszcze nie wiadomo co wylądowało w każdym zakamarku pokoju. 
- Co tu się dzieje? - Laura zeszła szybko po schodach i spojrzała na mnie. - Boże, Diana. Co Ci się stało? - Dziewczyna momentalnie doskoczyła do mnie.
- Byłam na spacerze i...  No... - Westchnęłam i pokazałam jej zakrwawioną dłoń. 
- Idź się umyć. Przyjdź i jakoś to opatrzymy. - Laura pognała mnie do łazienki. Przez zamknięte drzwi usłyszałam jej przerażony głos na widok zabrudzonego salonu. Kurcze, trochę głupio wyszło...
Ściągnęłam z siebie przemoczone ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Zajął mi on około 10 minut. Owinęłam się starannie ręcznikiem i spojrzałam na swoją wewnętrzną część dłoni. Rana była głęboka, a krew nadal leciała. Nie wyglądało to zbyt ciekawie... Modliłam się tylko o to, by obeszło się bez szycia. Wyszłam z łazienki i skierowałam się ku mojemu pokoju. Olka najwyraźniej była już na dole, gdyż tutaj jej nie było. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z niej czystą bieliznę. Ubrałam się w nią. Następnie wyjęłam z szafy to i także nałożyłam na siebie. Próbowałam robić to wszystko tak, by nie pogorszyć stanu rany. Zeszłam da dół. Salon był już prawie posprzątany. To dzięki Kamilowi i Oli, którzy przecierali ostatnie brudy z szafy. 
- Przepraszam, ja powinnam była to posprzątać. - Zrobiłam zgorszoną minę i spojrzałam na Laurę, która w kuchni przygotowywała jakieś jedzenie. 
- Lepiej pokaż mi tą rękę. - Podeszłam do dziewczyny, która od razu chwyciła moją dłoń i zaczęła się jej przyglądać. - Nie wygląda to za dobrze. - Pokiwała głową. 
- Wiem... I co z tym trzeba zrobić? 
- Masz szczęście. Potrzebny nam będzie tylko bandaż i woda utleniona. - Odetchnęłam z ulgą. 
- Oj, Diana, Diana. - Kamil wyciągnął z szafki apteczkę i pomógł Laurze opatrzyć moją dłoń. Po kilku minutach opatrunek był gotowy. Strasznie bolała mnie ta rana. Opowiedziałam wszystkim jak do tego doszło po czym zabraliśmy się do konsumowania dania przygotowanego przez Laurę. Było to spaghetti. 
Około godziny 14:00 siedziałam w swoim pokoju wpatrując się w okno. Ciągle padało. Burza natomiast przeszła. Ola usiadła obok mnie i zaczęła się mi przyglądać. 
- Co? - Zmierzyłam przyjaciółkę wzrokiem. Ta tylko uśmiechnęła się. - No co? - Przymrużyłam oczy.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - Dziewczyna uniosła lewą brew ku górze. Jej uśmiech nadal nie schodził z twarzy. 
- Ale czego? - O co jej chodzi? Ola wyciągnęła ze swojej kieszeni mój telefon i zaczęła mi nim machać przed nosem. 
- Masz numer Hazzy! - Wykrzyknęła i udała naburmuszoną. 
- Skąd ty... Czytałaś moje wiadomości? Czytałaś moje wiadomości! - Wyrwałam jej telefon z rąk.
- Ty też moje czytasz! 
- Nie praw... No dobra, czytam. Ale tylko w tedy kiedy mi pozwolisz! - Spojrzałam na dziewczynę, która znów promieniała. 
- Dobra, cicho bądź. Lepiej odpowiedz na pytanie... Czemu mi o tym nie powiedziałaś?! Myślałam, że przyjaciółki mówią sobie wszystko! 
- Nie histeryzuj. Nie miałam kiedy tego zrobić. - Wzruszyłam ramionami.W tym samym momencie przyszedł SMS. 
- Od kogo?! - Wykrzyknęła Olka i próbowała zobaczyć treść wiadomości. Spojrzałam na nią jak na wariatkę i wcisnęłam przycisk "Pokaż". 

Wiadomość od: Harry 
Masz jakieś plany na jutro? : ) x

- Nie masz! - Ola wyrwała mi telefon z rąk i zaczęła coś na nim wystukiwać. 
- Nie, Ola! Proszę Cię! - Krzyknęłam i rzuciłam się na ciemnowłosą. Ta jednak zdążyła już coś wysłać. 
- Może powiesz mi jeszcze, że tego nie chcesz? - Zaśmiała się chytrze i zrzuciła mnie na ziemię. 
- Ni... - Zaczęłam, ale zrezygnowałam po chwili.
- Ha! - Ola uśmiechnęła się triumfalnie i oddała mi komórkę. Szybko weszłam w "Wysłane Wiadomości". 

Wiadomość do: Harry
Raczej nie. : ) 

- Raczej nie...? - Zacytowałam SMS'a. 
- A masz jakieś plany? - Zapytała zdziwiona Olka.
- No raczej nie... 
- Właśnie. - Zaśmiała się i klepnęła mnie w ramię. 
- Idiotka. - Zaczęłam się również śmiać i przytuliłam do siebie przyjaciółkę. - Ał, ał. Uwaga na dłoń. - Podniosłam do góry prawą rękę i znów zaczęłam się głośno śmiać. Nasze wariacje przerwał dźwięk nadchodzącej wiadomości. Bez zastanowienia odczytałam jej treść. 

Wiadomość od: Harry
W takim razie proponuję spotkanie w Milkshake City o godzinie 13:00. Co ty na to? x

Wiadomość do: Harry
OK, będę na pewno. Do zobaczenia. : ) 


Wiadomość od: Harry
Bardzo się cieszę. Miłego dnia. x

- Tak, tak, tak, tak! - Olka zaczęła skakać po łóżku i nucić coś pod nosem. 
- Co się tak cieszysz? - Spojrzałam na nią i wstałam z miejsca. 
- Bo Harry Styles będzie moją rodziną! 
- What the fuck? - Zrobiłam wielkie oczy i puknęłam się w czoło. 
- No wiesz... Nie tak do końca rodziną. Bo ty nie jesteś moją siostrą. Znaczy jesteś, ale nie biologiczną. Znaczy... Powiedzmy, że jesteś moją rodziną. No i wiesz... Harry Styles się właśnie z Tobą umówił! Aaa! Jak będą dzieci to ja chcę zostać matką chrzestną. Proszę! - Jęknęła i rzuciła się bezwładnie na łóżko. 
- Matka wie że ćpiesz? - Sprawną ręką popukałam dziewczynę w czoło. Ta udała obrażoną i usiadła spokojnie na łóżku. - A tak w ogóle... Jak emocje po wczorajszej imprezie? - Szturchnęłam przyjaciółkę w bok. 
- Cudownie, wspaniale, zajebiście. - Uśmiechnęła się. - Nigdy nie spodziewałam się tego, że poznam One Direction. I tego, że mogłabym mieć z nimi jakikolwiek bliższy kontakt. No wiesz... Laura jest kuzynką Josh'a. Teraz gdy chłopcy po trasie koncertowej mają wolne na pewno spotkają się z Laurą. Sama widziałaś jakimi są dobrymi znajomymi. O ile nie przyjaciółmi. Strasznie cieszyli się na jej widok. Ona z resztą też. Kurcze, niesamowita sprawa. Naprawdę. - Ola rozmarzyła się po czym wstała z miejsca i zajrzała do szafy.
- Wybierasz się gdzieś? 
- Nie. - Odpowiedziała i wyjęła z szafy to.
Wzruszyłam ramionami i wskoczyłam pod pościel. Naszła mnie ochota na sen... Niby był środek dnia, ale ta pogoda strasznie zaczęła mnie dobijać. Ola wyszła z pokoju i trzasnęła drzwiami. Odwróciłam się plecami do ściany i mocno przytuliłam puchową poduszkę. Po kilku minutach zasnęłam. 





Laura 

Czego innego można było spodziewać się po Londynie? Deszcz, burze i wiatr. Bardziej od tego wolałam Nowy Jork. Pogoda prawie zawsze wspaniała. Słońce, delikatny wiaterek, a dookoła plaża i woda. Mimo tego Nowy Jork kojarzył mi się z ciężką pracą, którą mimo wszystko kochałam. Wysoka pozycja w bardzo znanej firmie turystycznej. Mimo moich 19 lat zarabiam dosyć dużo, by móc zacząć żyć samej. Nigdy jednak nie zastanawiałam się nad wyprowadzką. Nie wyobrażałam sobie, żebym kiedykolwiek mogła zostawić mojego ojca samego. Gdy tylko natrafia mi się okazja by wrócić do domu, od razu ją wykorzystuję. Tak też było niecałe trzy dni temu. Wróciłam z USA, gdzie tutaj spotkała mnie miła niespodzianka. Cieszę się, że w końcu poznałam Kamila, Dianę i Olę. A w szczególności Adrew'a. Mój tata wiele o nich opowiadał. Same pozytywy padały na ich temat. Wszystko to okazało się być prawdą. 
Siedziałam w kuchni przy wyspie i czytałam codzienną prasę. Nagle zaczął dzwonić domowy telefon. Odłożyłam kubek gorącej czekolady i wstałam z miejsca kierując się ku aparatowi. Kolejny sygnał i podniosłam słuchawkę. 
- Słucham? 
- Laura? Tutaj Emily. - Usłyszałam po drugiej stronie cichy głos kobiety. - Jest Dany?
- Ekhm, nie ma go. - Odpowiedziałam sucho. Nigdy za nią nie przepadałam. Wydawała się być szorstka i samolubna. - Przekazać coś? 
- Może... Niech zadzwoni do mnie gdy wróci, dobrze? 
- OK. - Odpowiedziałam. W tym samym momencie przypomniały mi się dłowa Diany. "Może powinnaś lepiej ją poznać?". - Hmmm... - Emily?
- Tak? 
- Masz jutro czas? - Ledwo te słowa przeszły mi prze gardło. W końcu trzeba od czegoś zacząć... 
- Tak. 
- Mogłabyś się ze mną spotkać? Wiesz... Chciałabym Cię lepiej poznać. Jakoś nigdy nie miałyśmy okazji pogadać w cztery oczy. 
- Hmm... Masz rację. Dziękuję za propozycję. Może spotkamy się u mnie?
- Dobrze. W takim razie do zobaczenia.
- Pa. - Rozłączyłam się i zniechęcona odłożyłam słuchawkę. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się na pięcie chcąc z powrotem wrócić do kuchni. Niestety przez przypadek wpadłam na Kamila, który akurat przechodził obok mnie. Chłopak zdezorientowany złapał mnie w tali i zachwiał się, prawie upadając na podłogę. Gdy utrzymał pion zaczął się cicho śmiać. 
- Przepraszam. Nie zauważyłem Cię. - Uśmiechnął się do mnie jednocześnie zabierając swoje dłonie z mojej talii. 
- To ja przepraszam. - Jego zielone tęczówki mieniły się w różnych kolorach i patrzyły prosto na mnie. Chłopak zwilżył usta językiem i wszedł do kuchni. Zrobiłam to samo i usiadłam na moim poprzednim miejscu. 
- Z kim rozmawiałaś? - Spojrzałam na Kamila pytająco. - Przez telefon.
- Ach. Z Emily. - Sprostowałam. 
- Jeżeli mogę wiedzieć... Kim jest Emily? 
Jakoś nie miałam ochoty na rozmowę o niej. Ale mimo wszystko chciałam opowiedzieć o niej Kamilowi. Sama nie wiem dlaczego... Mimo, iż znamy się zaledwie trzy dni to bardzo go polubiłam. Jest naprawdę świetnym kolegą. Zabawny, inteligentny. I do tego umie gotować. Nie powiem, spodobał mi się. Znaczy... Polubiłam go. Zaśmiałam się w duchu i spojrzałam na bruneta. Widocznie czekał na jakąkolwiek odpowiedź ponieważ na jego twarzy widniał pytający wyraz. 
- Emily od jakiegoś czasu spotyka się z moim ojcem. Umówiłam się z nią dzisiaj ponieważ chcę w końcu ją lepiej poznać. Nasze relacje nie są zbyt fajne, dlatego postaram się to w jakiś sposób zmienić. - Delikatnie wymusiłam na sobie uśmiech. 
- Na pewno Ci się uda. - Chłopak posłał mi szeroki uśmiech. Nagle usłyszeliśmy głośne PSTYK i popcorn był gotowy. Kamil wyciągnął go z mikrofali i wsypał do miski. - A teraz... Może miałabyś ochotę obejrzeć ze mną film? - Zafalował śmiesznie brwiami. Zachichotałam i podniosłam się z miejsca. 
- A jaki? - Uśmiechnęłam się.
- Scarface. 
To był ulubiony film Zayn'a. Uśmiechnęłam się ponownie jeszcze szerzej. Zawsze lubiliśmy oglądać go wspólnie. W najpoważniejszych momentach Zayn zawsze się śmiał lub komentował rolę głównych aktorów. Strasznie mi teraz tego brakowało. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Teraz mamy strasznie mało czasu dla siebie. Wczorajszy wieczór był najlepszym wieczorem od dłuższego czasu. Ten moment gdy zobaczyłam chłopaków. Po prostu nie da się tego opisać. Kochani wariaci... 
- Z chęcią go z Tobą obejrzę. 
Kamil ruszył do salonu, a ja za nim. Wyciągnął swojego laptopa by po chwili podłączyć go do TV. Jakieś pięć minut zajęło nam znalezienie filmu. Usiedliśmy na kanapie i wpatrywaliśmy się w migający ekran. Znałam ten film na pamięć, ale mimo to kochałam go. Za oknem cały czas siąpał deszcz, a ciemne chmury zasłaniały niebo przez co w domu panował półmrok. Już w trakcie 10 minut filmu zjedliśmy całą miskę popcornu. 






Ola

Diana zasnęła więc nie miałam się do kogo odezwać. Kamil z Laurą oglądali na dole jakiś film. Przez chwilę miałam ochotę do nich dołączyć, jednak postanowiłam, że nie będę im przeszkadzać. Dochodziła godzina 17:00. Za oknem ciągle padało, a na dodatek burza wróciła. Wstałam z wygodnego fotela i bez celu wyszłam na korytarz. W całym domu było ciemno przez pogodę. Przez chwilę zastanawiałam się co zrobić dla zabicia czasu. Ruszyłam powoli w stronę drzwi, których nigdy wcześniej nie otwierałam. Nacisnęłam delikatnie klamkę, na co drzwi cicho zazgrzytały i otworzyły się. Weszłam po drewnianych schodkach, które prowadziły na strych. Przez małe okienko przebijały się błyski i słychać było grzmoty. Całe pomieszczenie zagracone było jakimiś starymi rzeczami. Dziwne... Cały dom wyremontowany był nowocześnie, a strych wyglądał jakby nikt tutaj nie zaglądał od wielu lat. Powolnym ruchem dłoni przejechałam po wielkiej skrzyni. Jedyne co mi po tym zostało, to gruba warstwa kurzu na palcach. Wytrzepałam dłonie i zrobiłam kilka kroków do przodu. Mój wzrok przykuło stojące w prawym rogu stare pianino. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podeszłam do niego bliżej. Otrzepałam siedzenie z kurzu po czym usiadłam wygodnie na nim. Delikatnie dotknęłam klawiszy, przy czym one wydały z siebie cichy dźwięk. Od kąt skończyłam 6 lat rodzice zapisali mnie na lekcje grania na pianinie. Uczęszczałam na nie 7 lat. Potrafiłam zagrać każdą melodię, tworzyć własne kompozycje. Chyba wyszłam już z wprawy... Ale przecież można spróbować. Zaczęłam wciskać kolejno klawisze, próbując przypomnieć sobie jakiś rytm. Przez parę minut wychodziło mi to okropnie. Nieczystości i w ogóle. Miałam już się poddać, gdy w końcu zaczęło mi wychodzić. Pierwsze dźwięki piosenki Steven'a Curtis Chapman - Cinderella wypełniły całe pomieszczenie. Ta melodia przypominała mi wszystkie poprzednie lata. Wzloty i upadki. Wszystko o czym chciałam zapomnieć, jak i zostawić w pamięci na zawsze. Razem z Dianą śpiewałyśmy tę piosenkę dla naszych rodziców. Miałyśmy w tedy może 7 lat. Jej mama jeszcze żyła... Strasznie jej się to podobało. Z resztą pozostałym również. To niesamowite jak długo jesteśmy z Dianą przyjaciółkami. 10 lat to wcale nie mało. Ona jest najwspanialszą osobą na świecie. Jest dla mnie jak siostra. Zanim się zorientowałam skończyłam grać. Przez jakiś czas siedziałam bezczynnie wpatrując się w niebo. Po chwili poczułam jak moje policzka mokną. Delikatnie dotknęłam ich opuszkami palców. Teraz ktoś by pomyślał... "To nie możliwe, że ta dziewczyna, pełna radości i energii, może mieć chwilę słabości". A jednak. Każdy ma przecież uczucia, prawda? Nie trzeba ich pokazywać na zewnątrz, żeby udowodnić, iż ma się je w sercu. 
Przetarłam załzawione oczy i wstałam z miejsca. Powoli zeszłam ze schodów i wyszłam tymi samymi drzwiami, dzięki którymi się tutaj znalazłam. Zegar wiszący na ścianie pokazywał godzinę 18:17. Czyli spędziłam tam ponad godzinę. Jak ten czas pędzi... Weszłam do pokoju, gdzie Diana nadal spała wtulona w pościel. Z dołu słychać było jakieś dziwne dźwięki, z czego wywnioskowałam, iż Kamil i Laura nadal oglądają film. Wyjęłam z torby laptopa i położyłam go sobie na kolanach. Włączyłam Twittera. Same wpisy Anki. Kogo to obchodzi, że kupiłaś sobie markowe buty na dzisiejszą imprezę u Wojtka? Prychnęłam. Nie lubiłam tej jędzy. Po chwili zauważyłam, że parę osób dodało mnie do obserwowanych. Pewnie ludzie ze szkoły. I może Laura. Dla upewnienia sprawdziłam to i aż podskoczyłam w miejscu. "Harry Styles - Obserwuje Cię" , "Niall Horan - Obserwuje Cię", "Louis Tomlinson - Obserwuje Cię". O mój Boże... Ja nadal nie wierzę w to co się dzieje. Ja ich normalnie wczoraj dotykałam. Znaczy... W rękę i w ogóle. 
- Diana! Zaraz się porzygam tęczą! - Wskoczyłam na przyjaciółkę i zaczęłam po niej skakać. 
- Co ty robisz?! - Syknęła i zwaliła mnie z siebie. - Możesz trochę ciszej? Jest środek nocy. 
- Jest przed 19. - Wybuchłam śmiechem. 
- E tam. - Jęknęła i uniosła się do pozycji siedzącej.
- Tak przy okazji, skoro już wstałaś... Mogłabyś mnie zabić?! - Wybuchłam i zaczęłam się śmiać jak głupia. - Oni mnie obserwują na Twitter'ze! 
- Kto? - Diana spojrzała na mnie pytająco.
- Hazza, Nialler i Tomo. 
- Ja pierdziele. Budzisz mnie dla takiej informacji? Idź się leczyć. Nadal nie wytrzeźwiałaś od wczoraj? - Jęknęła i wygramoliła się z pościeli. 
- Ja nigdy nie wytrzeźwieję. - Zaśmiałam się cicho. 

Do 22 siedziałyśmy na laptopie czytając różne straszne historie przez co bałyśmy się później zasnąć. Diana ciągle mnie straszyła, za co dostawała ode mnie mocnego kuksańca w żebra. Ciągle przypominałam jej o jutrzejszym spotkaniu z Harry'm. Kurcze, jakie ona ma szczęście... Dopiero około północy udało nam się spokojnie zasnąć. A jakie plany na jutro? Prawdopodobnie sama będę musiała coś wymyślić. 













Rozdział piąty. 
Taki siaki. : D O niczym szczerze mówiąc. Mimo wszystko chciałam opisać także życie Oli i Laury. A nie ciągle chłopcy... : D Oczywiście nie mam tutaj na myśli, że będzie ich w opowiadaniu mniej. Skądże. Wręcz przeciwnie. Z każdym kolejnym rozdziałem będzie ich więcej. : D A przy tym dołożę (tak jak wspomniałam) życie Oli i Laury. Akcja się rozwija, także... : P 
Tak do końca nie zdecydowałam się na głównego bohatera. Ale jednak chyba pozostanę przy Harry'm. Dla pozostałych chłopaków też już mam zarezerwowane główne role, więc każdej z was powinno się spodobać. ( : 
Dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze. Mimo, iż było ich mniej niż poprzednio, to i tak się cieszę. Strasznie mnie to motywuje. < 3 Dziękuję. 
A, i jeszcze jedno. Była może któraś z was na zlocie fanów 1D w Poznaniu? : D Ja chciałam jechać, jednak nie wypaliło. O ile się nie mylę kolejny ma się odbyć 25 sierpnia. Także w Poznaniu. Któraś chętna? : D Ja osobiście bardzo bym chciała pojechać więc postaram się... : P 
Pozdrawiam, Kinia.