środa, 27 czerwca 2012

Trzeci.

Rozdział III

Całą noc spało mi się niesamowicie przyjemnie. Zero jakiegokolwiek idiotycznego snu czy przekręcania się z boku na bok. Spałabym tak znacznie dłużej gdyby nie dziwne uczucie czegoś mokrego i poruszającego się po moim prawym policzku. Z racji tego, że jeszcze nie do końca się przebudziłam wytarłam tylko od niechcenia policzek i odwróciłam głowę w drugą stronę. Pewnie Olka robi sobie jakieś głupie żarty. Westchnęłam i zacisnęłam oczy jeszcze bardziej niż wcześniej. Przez jakiś czas spokojnie mogłam odpocząć. Po chwili jednak znów poczułam nieprzyjemnie mokry dotyk.
- Ola, przesta... - Wściekła na przyjaciółkę otworzyłam oczy. - Co? - Przede mną stał oparty o łóżko pies rasy Golden Retreiver. Wiedziałam, gdyż mieliśmy w Polsce dokładnie takiego samego. - Fuuj... - Warknęłam i wytarłam twarz o poduszkę. Znów przeniosłam wzrok na psiaka, który wpatrywał się we mnie z wystawionym jęzorem. - Co tutaj robisz mały? - Podniosłam się do pozycji siedzącej i pogłaskałam zwierzaka za uszami. Najwyraźniej spodobało mu się to, gdyż zaczął gwałtownie poruszać ogonem. Zaśmiałam się, a pies wskoczył mi na kolana. - Jak Ci na imię, słodziaku? - Zaczęłam strzelać jakieś dziwne miny jednocześnie drapiąc zwierzaka po brzuchu.
- Do kogo ty gadasz? - Usłyszałam zaspany głos przyjaciółki. Bez jakiegokolwiek zastanowienia przystawiłam jej do twarzy pyszczek psiaka. Ten zaczął ją namiętnie lizać. - Co to jest? A, weź to ze mnie! - Krzyknęłam przerażona Olka i momentalnie wyskoczyła z pościeli. - Skąd tyś go wzięła? - Dziewczyna zaczęła wycierać twarz rękawami piżamy. 
- To jest chyba pies Danego. Obudził mnie. - Uśmiechnęłam się szeroko. Pies zeskoczył z łóżka i wybiegł z naszego pokoju. 
- Jeszcze by tego brakowało, żeby w domu go trzymał. - Ola otrząsnęła się z obrzydzeniem i ruszyła w stronę łazienki. Zabrała po drodze jakieś ciuchy z szafy i zamknęła się w toalecie. Wiedziałam, że Ola nie przepada za psami. Wolała koty. Mówiła, że są o wiele czystsze niż te zawszałe kundle. Osobiście uwielbiałam każde zwierze. Niezależnie od sytuacji potrafią wysłuchać. Niektóre są nam bliższe bardziej od ludzi. Westchnęłam cicho i wstałam z miejsca kierując się ku schodom na dół. Powoli zeszłam uważnie kładąc stopy na drewnianych stopniach. Nie chciałam po raz kolejny potłuc się na dzień dobry. Niepewnie weszłam do kuchni gdzie z wielkim uśmiechem na twarzy przywitał mnie Dany. 
- Dzień dobry. Jak się spało w Londynie? - Zapytał ściągając fartuszek, który miał przed chwilą na sobie. 
- Bardzo dobrze. - Obdarowałam mężczyznę równie szerokim uśmiechem. Po chwili poczułam jak coś chodzi mi pod gołymi stopami. Spojrzałam w dół i ujrzałam po raz kolejny uroczego szczeniaczka. 
- Pewnie poznałaś już Barniego, co? - Dany zaczął układać na talerzu wielki stos kolorowych kanapek. 
- Mhm. Bardzo miło mnie przywitał, prawda malutki? - Zaśmiałam się i usiadłam przy wielkim stole. 
- Jakie macie dzisiaj plany? Zwiedzacie Londyn czy raczej wolicie posiedzieć w domu? 
- Właściwie to się z Olką jeszcze nad tym nie zastanawiałyśmy. Myślę, że jednak pozwiedzamy trochę miasta. - Dany ruchem ręki nakazał bym wzięła sobie jedną z kanapek. Poczęstowałam się więc pierwszą z brzegu. Ogórek, żółty ser, pomidor i sałata. Mmm, pyszne. 
- Masz rację. Powinnyście korzystać z pogody. Nie często zdarza się taki słoneczny dzień. - Dany uśmiechnął się do mnie. Wyjrzałam przez wielkie okno, za którym powoli wschodziło słońce. Na niebie nie było ani jednej chmurki. 
- Dzień dobry wszystkim. - Do kuchni wszedł mój tata. Podszedł do mnie i pocałował w policzek. Uścisnął dłonie z Danym i zasiadł obok niego przy stole. 
Po jakimś czasie dołączyli do nas Ola i Kamil. Mój brat w mgnieniu oka pochłoną kilkanaście kanapek, przez co Dany musiał ich dołożyć by starczyło po równo dla wszystkich. W trakcie konsumowania śniadania tata opowiadał swojemu koledze o swojej nowej pracy. Jakoś szczególnie nie interesowała mnie ta wymiana zdać, toteż nie wsłuchiwałam się w ich dalszą korespondencję. 
- Idę dzisiaj zanieść papiery do szkoły. Wy też powinnyście to zrobić. Jak chcecie to się ze mną zabierzcie. Dany pozwolił mi zabrać jego auto. - Oznajmił Kamil wkładając do ust kolejną kanapkę. Ile on tego jeszcze zje? 
- Dobra, to my pojedziemy z Tobą. O której? - Zapytałam wstając od stołu i wkładając do zlewu talerz i szklankę po herbacie. 
- Jest godzina... - Kamil spojrzał na zegar wiszący nad drzwiami. - ...ósma. Tak około 10? - Zapytał powoli odchodząc od stołu.
- Mi pasuje. - Olka uśmiechnęła się od ucha do ucha 
- Czyli za dwie godziny. Macie być gotowe na czas. Jak się spóźnicie to pojadę bez was. - Mój brat pokiwał palcem i wyszedł z kuchni. W naszej rodzinie tylko tata i Kamil mieli prawo jazdy. Ja dopiero będę mogła prowadzić auto za trzy miesiące, gdy skończę 18 lat. 

Po śniadaniu wszyscy udali się do swoich pokoi. Wcześniej tata uprzedził nas, że ma coś ważnego do załatwienia na mieście w sprawie jego nowej pracy. Dany też miał jakieś plany na cały dzień. 
Usiadłam na łóżku i kątem oka spojrzałam na przyjaciółkę. Ola siedziała nieruchomo wbijając wzrok w ścianę na przeciwko niej. 
- Co robisz? - Zapytałam ziewając jednocześnie. 
- Zastanawiam się w co mam się ubrać. 
- A nie możesz zostać w tym? - Wskazałam ręką na jej ciuchy i uniosłam pytająco brwi ku górze. 
- Nie? - To było bardziej pytanie niż odpowiedź. - W końcu muszę dobrze wyglądać.
- Po co? - Zaśmiałam się ironicznie otwierając szafę z nadzieją znalezienia sobie jakiś ciuchów na dzień. 
- Jak to po co? Jest duże prawdopodobieństwo, że spotkamy jakiś przystojnych Brytyjczyków. - Olka przewróciła teatralnie oczyma i opadła bezwładnie na fotel. Jęknęła przeciągle i spojrzała na mnie. - A ty w czym idziesz? 
- Chyba w tym. - Wyciągnęłam z szafy to. Dziewczyna westchnęłam głośno. Ja nie zwróciłam na to jakiejkolwiek uwagi. Zabrałam ze sobą ciuchy i weszłam do łazienki. 
Makijaż zajął mi jakieś 10 minut. Włosy ciasno związałam w warkocza i ubrałam wcześniej naszykowane ciuchy. Po 20 minutach wyszłam z toalety. Ola na szczęście zdążyła wybrać jakieś ubrania
- No, i ślicznie wyglądasz. - Poklepałam ciemnowłosą po ramieniu i usiadłam obok niej na łóżku. 
- Dzięki. - Dziewczyna posłała mi nieszczery uśmiech i wyciągnęła z pokrowca laptopa. Usiadła wygodnie obok mnie na łóżku i włączyła jakąś stronę Internetową. 
- Na co patrzysz? - Spytałam jednocześnie zaglądając jej przez ramię na ekran komputera. - Znowu oni? - Zaśmiałam się widząc piątkę rozweselonych chłopaków. 
- Jak znowu? Pierwszy raz dzisiaj. - Zaprotestowała Olka i z wielkim bananem na ustach czytała jakiś artykuł. Gdy skończyła zaczęła przeglądać masę zdjęć zespołu. - Ale przyznaj, słodcy są. - Olka spojrzała na mnie robiąc maślane oczka. 
- Tsa, ja nawet nie wiem który jest który. - Prychnęłam i ponownie przyjrzałam się fotografii. - Ten to jest, em... - Pstryknęłam palcami i wskazałam na chłopaka ubranego w granatową bejsbolówkę i jasne, kremowe rurki. 
- Zayn Malik. - Ola pokiwała głową i z rezygnacją potrząsnęła nią. - A ten to Liam Payne. - Wskazała palcem na ciemnego blondyna, który miał na sobie beżową koszulę i ciemne jeansy. - Ten Louis Tomlinson. - Chłopak miał na sobie białą bluzkę i czarne szelki, a spodnie jasnego koloru. Dziwnie wyglądał, nie powiem, że nie. 
- A ten to Niall. - Wykrzyknęłam przypominając sobie imię blond wybranka mojej przyjaciółki. Dziewczyna zaklaskała w dłonie na co ja wypięłam dumnie pierś do przodu.
- Ten Harry Styles. - Wskazała na lokowatego członka zespołu.
- Dobra, dobra. Już pamiętam. - Uśmiechnęłam się. 

Przez ponad godzinę gadałyśmy o One Direction. W szczególności Olka trajkotała jak najęta. Zanudziłaby mnie tym na śmierć, gdyby nie mój starszy brat, który wołał nas na dół. Szybko zbiegłam po schodach, a za mną Ola. 
- Wziąłeś wszystkie papiery? - Zapytałam Kamila siadając na miejscu pasażera. Moja przyjaciółka usiadła na tylnych siedzeniach. 
- Mhm. - Chłopak kiwną głową i włożył na nos przeciwsłoneczne okulary. Przejrzał się w małym lusterku i poprawił nieznośnie opadającą mu na czoło grzywkę.
- Już się tak nie przeglądaj. I tak zawsze wyglądasz seksownie. - Odezwała się Olka klepiąc mojego brata po ramieniu. Obie wybuchłyśmy śmiechem na co Kamil tylko prychnął i odpalił silnik. 
W czasie jazdy Kamil włączył radio i prawie całą drogę pod budynek szkoły śpiewał jakieś piosenki. Nie dość, że okropnie mu to wychodziło, to na dodatek myślał, że świetnie mu idzie. Po jakiś 10 minutach dotarliśmy na miejsce. Kamil zaparkował przy drogo zdobionej furtce i powoli wygramolił się z auta. My z Olą po chwili poszłyśmy w jego ślady. Dziewczyna jeszcze tylko poprawiła swoją bluzkę i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Nie powiem, ślicznie tutaj. - Odezwała się w końcu. Spojrzałam na naszą nową szkołę. Wielki dziedziniec; wysokie wierze stojące na lewo od ściany na której było namalowane kolorowe graffiti; a sama szkoła składała się z kilku budynków. Wszystkie ściany były w odcieniu brązu i delikatnego różu. Wiedziałam, że ta szkoła nie jest dla byle kogo. W zasadzie to zastanawiałam się dlaczego to tata akurat wybrał dla nas tę szkołę. Moje oceny są przeciętne, tak samo jak wiedza. Ola też niczym szczególnym się nie wyróżnia. A Kamil...? Pff, ledwo co przeszedł w 3 klasie gimnazjum. Dziwię mu się, że zdecydował się na studia. Jednak z tego co wiem, świetnie sobie radzi. 
- A ty gdzie będziesz chodzić do szkoły? Przecież tutaj jest tylko Colleg. - Stwierdziłam kierując się ku wielkim drzwiom wejściowym. 
- Moja szkoła jest jakieś 2 km dalej. - Kamil wskazał ręką zachód i razem ze mną i Olką wszedł do budynku szkoły. 
Środek wyglądał podobnie jak zewnątrz. Jasne ściany i bogato zdobione drzwi. Sal było mnóstwo. A to była dopiero 1/3 szkoły. 
Razem z Olką podałyśmy wszystkie potrzebne papiery miłej pani, która siedziała w sekretariacie. Dowiedziałyśmy się, że już od 1 września będziemy mogły normalnie uczęszczać na zajęcia. Po jakiś 20 minutach rozmowy wyszliśmy z powrotem na świeże powietrze. 
- Jaki upał. - Jęknęła Ola przecierając dłonią spocone czoło. - Macie ochotę na lody może? - Zapytała błagalnie mierząc mnie i Kamila wzrokiem. Przytaknęłam. 
- Ja muszę jechać dalej. Jak chcecie to idźcie na te lody. Diana, zadzwonisz to przyjadę po was. - Kamil posłał nam szczery uśmiech. W tych okularach wyglądał... Jak nie on. Dziwię się, że jeszcze nie znalazł sobie stałej dziewczyny. Wszystkie, które dotąd miał starczały mu na zaledwie miesiąc, może dwa. Nie więcej. 
- Okej, to my idziemy. Uważaj na siebie. - Poklepałam brata po ramieniu i ruszyłam z Olką w głąb miasta. Dokładnie nie wiedziałam gdzie idziemy. Byłyśmy tutaj pierwszy raz i łatwo mogłyśmy się zgubić. 
- Patrz! Tam są lody... - Uradowana przyjaciółka pociągnęła mnie za rękę w stronę butki z lodami. Na szczęście nie było kolejki, toteż od razu złożyłyśmy zamówienie. Olka kupiła sobie 4 gałki lodów miętowych, ja natomiast dwie czekoladowych. W trakcie drogi Ola zgubiła jedną kulkę przez co jęczała okropnie. Szłyśmy na północ, z tego co się orientowałam. Po chwili znów trafiłyśmy pod budynek szkoły. Zmęczone tym całym upałem i drogą usiadłyśmy zmarnowane pod drzewem, który dawał choć odrobinę cieniu. Oparłam się o chłodną korę i dokończyłam swojego loda. 
- Ej, patrz. - Olka wskazałam ruchem głowy na wielki plakat na przeciwko nas. - Dzisiaj będzie tutaj wesołe miasteczko. - Dziewczyna posłała mi zachęcający uśmiech.
- O nie! - Wykrzyknęłam. - Ja tam na pewno nie pójdę. Dobrze wiesz, że nienawidzę karuzel. Gdy widzę te wszystkie rollercoastery, czy Bóg wie co, od razu robi mi się niedobrze. 
- Oj no nie przesadzaj. - Ola usiadła po turecku patrząc centralnie na mnie. - Proszę... - Wydęła usta w delikatną podkówkę i spojrzała na mnie maślanymi oczyma. 
- Nie! Nie ma takiej opcji. - Skrzyżowałam ręce na piersi i zamknęłam oczy rozkoszując się cieniem. 
- Proszę, proszę, proszę.
- Nie... - Otworzyłam jedno oko i uśmiechnęłam się łobuzersko ku dziewczynie. Ta jednak udawała smutną. 
- Ale jesteś przyjaciółka... - Przewróciła oczyma i westchnęła głośno. Nie zareagowałam. Po chwili znów westchnęła. I znowu... 
- No dobra! - W końcu nie wytrzymałam. - Ale ja na nic nie wejdę tam! Nie zmusisz mnie za nic. 
- Zobaczymy... - Powiedziała cicho pod nosem. 
- Słyszałam. - Uniosłam obie brwi ku górze. Ola zaśmiała się radośnie. 
- Dziękuję Ci, jesteś kochana. - Ciemnowłosa przysunęła się do mnie i objęła rękoma. Zaczęłam przytulać mnie tak mocno, że aż prawie nie mogłam złapać oddechu. - Dzwoń po Kamila. Robi się już na prawdę późno. - Spojrzałam na zegarek. 16:30. Jak ten czas szybko leci. Wyjęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer mojego brata.
Po 10 minutach Kamil podjechał pod szkołę. Władowałyśmy się niezdarnie do auta i ruszyliśmy w kierunku naszego mieszkania. 
- I jak szkoła? - Zapytałam.
- Świetna. Jak na pierwsze wrażenie, to wygląda bardzo dobrze. - Kamil uśmiechnął się do mnie. 
Po 20 minutach byliśmy już pod mieszkaniem. Ola szybko pognała do łazienki, a ja udałam się do kuchni. Taty ani Danego jeszcze nie było. Postanowiłam zrobić sobie coś do zjedzenia. Przy okazji zrobię też coś dla Oli i Kamila. Pewnie są głodni. Wyciągnęłam z lodówki potrzebne składniki i zabrałam się za robienie kanapek. Po 10 minutach były już gotowe. Wielki talerz z daniem zaniosłam do salonu, gdzie siedział rozłożony na kanapie Kamil. Oglądał jakiś nudny serial.
- To wszystko dla mnie? Nie musiałaś... - Kamil zatarł ręce i wyprostował się chwytając za pierwszą kanapkę. 
- To ma starczyć jeszcze dla mnie i dla Oli. - Spojrzałam na niego znacząco. Ten tylko westchnął i pochłoną kolejną kanapkę. Usiadłam obok niego i również poczęstowałam się jedną. Po 10 minutach dołączyła do nas Ola. Nim się obejrzeliśmy, talerz był już pusty. 
- Dobre było. - Pochwalił mnie Kamil wracając do poprzedniej pozycji.
Uśmiechnęłam się tylko i wstałam by zanieść talerz do kuchni. W tym samym momencie drzwi do mieszkania otworzyły się, a za nich wychyliła się czyjaś postać. Była to dziewczyna. Wysoka blondynka, która trzymała w rękach jakieś walizki. Na początku nie zauważyła nas i po prostu weszła do środka. Jednak gdy w końcu nas spostrzegła jej wyraz twarzy zmienił się. Na twarzy pojawiło się zakłopotanie. 
- Ehm, czy ja... - Dziewczyna odłożyła na bok walizki i obejrzała się za siebie. - Nie, nie pomyliłam mieszkań. - Uśmiechnęła się do nas ukazując rządek białych zębów. - Czy my się znamy? - Zapytała mierząc nas po kolei wzrokiem.
- Nie, jeszcze się nie znamy. - Z kanapy podniósł się Kamil i podszedł bliżej do dziewczyny. Wyciągnął ku niej swoją dłoń po czym ta ją uścisnęła. - Jestem Kamil. To moja siostra Diana i jej przyjaciółka Ola. - Wskazał na nas.
- Ach, to wy jesteście naszymi nowymi członkami "rodziny"? - Zaśmiała się i spojrzała na mnie i Olę. - Miło mi was poznać. Ja jestem Laura. 
- Nam również miło jest Cię poznać. - Wstałam i przywitałam się z dziewczyną. Ola poszła w moje ślady.
- Tata wspominał mi coś o was. Jednak zbyt wiele się nie dowiedziałam.
- Nasz ojciec nic nam nie powiedział. - Sprostował Kamil uśmiechając się przyjemnie do dziewczyny. Wiedziałam, że wpadła mu w oko. - Skąd wracasz? - Chłopak wskazał na torby. 
- z Nowego Jorku. - Dziewczyna chwyciła za walizki, jednak po chwili Kamil je przejął i zaoferował pomoc. Laura zgodziła się i razem poszli do jej pokoju.
- Wow. - Ola zaczęła kiwać głową. - Nie sądziłam, że będzie taka ładna. 
- Serio? A jak sobie ją wyobrażałaś? Dla mnie wydaję się naprawdę spoko. - Wzięłam do ręki talerz i skierowałam się ku kuchni. Ola poszła za mną i siupnęła przy wyspie. 
- Rudą małolatę, która chce być w centrum uwagi. Sama nie wiem skąd mi się to wzięło. - Dziewczyna zaśmiała się. - Zbieraj się. Za chwilę wychodzimy.
- Gdzie? - Spojrzałam na Olę jednocześnie zmywając naczynie.
- No do wesołego miasteczka. - Niebieskooka wstała z miejsca i weszła po schodach na górę. Eh, nienawidzę wesołych miasteczek. One wcale nie są wesołe. Wręcz przeciwnie. Okropne i w ogóle. Te wysokie karuzele... Ugh. Otrząsnęłam się z niesmakiem i pobiegłam na górę do naszego pokoju. Zastałam w nim Olkę, która usiłowała znaleźć jakieś ciuchy na wyjście. Po chwili dołączyłam do niej. 
- Dobra, ja już mam. - Uśmiechnęłam się zwycięsko i pokazałam przyjaciółce komplet ubrań. Ola także znalazła coś dla siebie. 
Poszłam szybko do łazienki i odbyłam 10 minutowy prysznic. Zrobiłam delikatny makijaż i ubrałam wcześniej naszykowane już ciuchy. Po ok. półgodzinie wyszłam z toalety. Ola była już gotowa. Zapinała właśnie swoje letnie sandałki na koturnie. 
- To co? Idziemy? - Zapytała zakładając sobie na ramie małą torebkę w kwiatki. Przytaknęłam i również zabrałam swoją torebkę, w której miałam już pieniądze, telefon i truskawkowy błyszczyk. Zeszłyśmy po cichu na dół.
- W wy gdzie? - Usłyszałam za sobą głos Kamila. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na mojego brata.
- Do wesołego miasteczka. - Wyszczerzyłam się.
- Przecież ty się boisz jeździć na karuzelach. - Spiorunowałam go wzrokiem. - Nie zgubicie się? 
- Nie. Przecież nie mamy 5 lat. - Odezwała się Ola.
- Czyżby? - Kamil zaśmiał się radośnie. - Okej, przekaże tacie. Możecie iść. Ale gdyby coś się działo to dzwońcie. 
Ola pociągnęła mnie za łokieć i po chwili byłyśmy w drodze do wesołego miasteczka. Po około 20 minutach dotarłyśmy na miejsce. Już z daleka było słychać krzyki ludzi i światła wielkich maszyn. Boże, to jest straszne. Razem z Olą przedostałyśmy się przez tłum i dotarłyśmy do małej butki z watą cukrową. Zamówiłyśmy sobie jedną wielką na spółkę. Po chwili już nie było jej na patyku. 
- Ja chcę iść tam! - Wykrzyknęła Ola pokazując gigantyczną karuzelę
- O nie, nie nie... - Potrząsnęłam głową i ze strachem spojrzałam na maszynę. - Idź sama.
- Dobra, ale masz tam stać i mnie łapać jak coś. - Zaśmiała się radośnie i pociągnęła mnie ku celu. Stanęłyśmy w kolejce, a po chwili Olę obsłużył jakiś mężczyzna. - Ale będzie jazda. - Ola pisnęła radośnie i czekała, aż maszyna się zatrzyma. Po jakiejś minucie siedziała już zapięta szczelnie w siedzeniu. 
- Boże, jak ona tak może? - Jęknęłam cicho i cofnęłam się parę metrów w tył by nie dostać czasem czymś w głowę. Przecież różne to rzeczy ludziom z kieszeni wypadają. Dwa metry dalej była mała butka z szejkami. Podeszłam do niej i zamówiłam sobie czekoladowy napój. Ponownie przeniosłam wzrok na przyjaciółkę, która w tym samym momencie spojrzała na mnie i uniosła dwa kciuki ku górze. Zaśmiałam się i wzięłam łyka szejka. Po chwili karuzela zaczęła ruszać, a wszyscy momentalnie zaczęli wrzeszczeć. Maszyna tak mocno się bujała, że prawie była nade mną. Z przerażeniem zrobiłam kilka kroków w tył i niechcący na kogoś wpadłam. Odwróciłam się i przeprosiłam kobietę, która wbijała we mnie swój złowieszczy wzrok. Ponownie cofnęłam się do tyłu, by jak najdalej znaleźć się od tej baby. Niestety na moje nieszczęście znów na kogoś wpadłam, tym razem z większą siłą. Momentalnie odwróciłam się i cała zawartość plastikowego pudełeczka wylądowała na czyjejś białej koszuli. 
- Jejku, strasznie Cię przepraszam. - Próbowałam rękawem swetra zmyć plamę, jednak to jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. 
- Spokojnie, nic się takiego nie stało. - Podniosłam wzrok wyżej na uśmiechniętego bruneta. Skąd ja Cię znam...?
- Nic? Przecież oblałam Cię szejkiem. - Chłopak nadal nie przestawał się uśmiechać, przez co na jego policzkach pojawiły się dołeczki. Parę loczków opadło mu na oczy, przy czym chłopak szybkim ruchem dłoni zaczesał je do tyłu. - Przepraszam Cię jeszcze raz. - Jęknęłam. 
- Przeprosiny przyjęte. - Chłopak spojrzał na wielką plamię i znów przeniósł wzrok na mnie. - Chyba powinienem odkupić Ci szejka.
- To znaczy, że ja powinnam odkupić ci koszulkę? - Zapytałam ze skwaszoną miną. Chłopak potrząsną przecząco głową. 
- Tak się składa, że ja również lubię czekoladowe napoje. - Nieznajomy ruszył w stronę butki z szejkami zachęcając tym samym bym poszła z nim. Wzruszyłam ramionami i stanęłam obok niego w kolejce. - Harry jestem. - No tak, teraz już wszystko jasne. 
- Ten Harry? - Zrobiłam nacisk na ostatnie słowo. Loczek uśmiechnął się ponownie i przytaknął. 
- Wow, moja przyjaciółka kocha ten Twój zespół. - Zaśmiałam się. - Ja jestem Diana. 
- Miło mi Cię poznać. - Harry kupił dwa szejki o czekoladowym smaku i wręczył mi jedno pudełeczko. 
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się do niego i w tym samym momencie spojrzeliśmy na ogromną karuzelę. Widziałam tylko jak Ola krzyczy i jednocześnie próbuje powstrzymać napady śmiechu. - Nie mam pojęcia jak ona tam mogła wejść... 
- Kto? - Zauważyłam jak Harry mi się przygląda.
- Ola. Znaczy, moja przyjaciółka. - Wskazałam palcem na dziewczynę. Chłopak zaśmiał się i znów na mnie spojrzał.
- A ty czemu nie poszłaś? - Uniósł brwi ku górze. 
- No bo... - Zająkałam się. - Przerażają mnie te kolejki. Ja rozumiem. Adrenalina i te sprawy. Ale to przecież może do zawału człowieka doprowadzić.
- Czyli się boisz? - Harry zaśmiał się i wziął łyka szejka. Co w tym takiego śmiesznego? 
- A ty? Dlaczego nie idziesz? - Zapytałam robiąc zdziwioną minę. 
- Tak jakoś... - Harry opuścił głowę. 
- Czyli się boisz. - Zaśmiałam się radośnie i szturchnęłam go delikatnie w ramie. 
- Nie prawda! - Zawahał się na chwilę. - No może tak troszkę...
- Wiedziałam. - Uśmiechnęłam się do niego. 
- Co wiedziałaś? - Usłyszałam jakiś głos. Do Lokowatego podszedł niewysoki blondyn trzymający w ręce ogromnego hamburgera. - Harry, nie przedstawisz mnie? 
- Ehm, to jest Diana. Poznałem ją przed chwilą. 
- Miło mi Cię poznać. Niall. - Blondyn wytarł dłoń o spodnie i podał mi ją. Zaśmiałam się jednak uścisnęłam ją. 
- Smacznego. - Uśmiechnęłam się szeroko. Niall przełknął jedzenie i również obdarował mnie słodkim uśmiechem. 
- To może... - Zaczął Harry jednak ktoś mu przerwał. 
- Tutaj jesteście! - Wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna podszedł do dwójki chłopaków i położył im dłonie na ramionach. Kątem oka zauważyłam jak Harry przewraca oczyma, a Blondasek prawie udławił się jedzeniem. - Wszędzie was szukałem. Mieliście się nigdzie nie oddalać! - Krzykną niewyraźnie. - Gdzie reszta gangu? - Zapytał z groźnym warknięciem. 
- Ehm, tam. - Niall wskazał na czwórkę chłopaków stojących w kolejce na jakąś karuzelę. Trzech z nich mniej więcej kojarzyłam z plakatów Oli, jednak czwartego nie. 
- Idziemy po nich i spadamy. Na dzisiaj koniec zabawy. Harry, co Ci się do cholery stało? - Facet zmierzył wzrokiem koszulkę Harrego.
- Spokojnie, Paul. To... - Loczek spojrzał na mnie, a po chwili zaśmiał się. - Trochę się ubrudziłem. 
- Jak z dziećmi.- Mężczyzna powoli kierował się ku wyjściu. Jednak szedł tak powoli żeby tamci za nim zdążyli. 
- To ten... Miło mi było Cię poznać. Może się jeszcze kiedyś spotkamy. Do zobaczenia Diano. - Harry zasalutował i odszedł.
- Cześć! - Wykrzyknął Niall z jedzeniem w buzi. 
Obaj zniknęli mi z oczu. 
- To było dziwne... - Wyszeptałam sama do siebie. Zaśmiałam się i spojrzałam w kierunku karuzeli, na której jeszcze przed momentem była Olka. Dziewczyna właśnie wysiadała z niej i chwiejnym krokiem zbliżała się do mnie. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem. 
- Widziałam to! - Wykrzyknęła z wielkim szokiem namalowanym na twarzy. Podeszła do mnie i położyła mi dłonie na ramionach. - Ty wiesz z kim przed chwilą rozmawiałaś?! - Wykrzyknęła mi prosto w twarz. 
- A, jakiś tam Harry i Niall. Nie znam kolesi. - Wzruszyłam ramionami, a po chwili znowu zaczęłam się głośno śmiać. 
- O mój Boże! Czemu mi to zrobiłaś?! Czemu mnie nie zawołałaś! Ja też chciałam! - Dziewczyna zaczęła wymachiwać rękoma. 
- Przecież nie zatrzymałabym karuzeli, idiotko! - Prychnęłam, a Ola na moment uspokoiła się. 
- Ugh! - Warknęła i tupnęła nogami niczym mała dziewczynka. - To nie możliwe, że ich tutaj spotkałaś! 
- A jednak. - Uśmiechnęłam się do niej. 
- Gdzie oni poszli? Może jeszcze zdążę ich złapać! - Krzyknęła i zaczęła się rozglądać gwałtownie dookoła. 
- Przestań, proszę Cię. - Warknęłam. 
- Nie no. Załamię się zaraz. - Olka posmutniała. - Muszę iść jeszcze na jakąś kolejkę bo wykituję tutaj zaraz. Ale ty idziesz ze mną! 
- Co? O nie... - Wybuchłam śmiechem po raz nie wiadomo który.
- Idziesz! Trzeba było nie poznawać Harr'ego beze mnie. - Ola zaczęła mnie ciągnąć za rękę. 
- Ale to nie moja wina, że na niego wpadłam. 
- Twoja. - Dziewczyna zaśmiała się triumfalnie i stanęła w kolejce po bilety na maszynę "śmierci". Nienawidzę Cię... Mimo, że nie chciałam tego robić to Ola mnie zmusiła. Siłą wepchnęła mnie na siedzenie. 
- Nie! - Wydarłam się zasłaniając jednocześnie twarz rękoma. Po chwili poczułam jak coś metalowego osłania mi klatkę piersiową i przyciska mnie do fotela. - Boże! Ja się zabiję! Nie! Ja nie chcę umierać... - Serce prawie mi wyskoczyło na wierzch. 
- Zamknij się w końcu! - Usłyszałam za sobą śmiech przyjaciółki. Tak właściwie to czemu nie usiadła obok mnie? Przecież tutaj jest miejsce wolne. Kurwa, niedobrze mi... 
- Wolne? - Uniosłam zdenerwowana oczy w górę i zauważyłam wysokiego Mulata, który trzyma w ręku bilet. Chyba straciłam głos, bo tylko przytaknęłam. Chłopak usiadł wygodnie, a po chwili był już zabezpieczony metalową kamizelką. Był taki spokojny... Jak on może być spokojny w takiej sytuacji? Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam na tłum gapiów. 
- Ja się chyba zabiję... - Jęknęłam.
- Boisz się? - Usłyszałam ponownie głos Mulata. 
- Jeżeli prawdopodobieństwo zawału można nazwać strachem... To tak, boję się. - Westchnęłam ciężko i przycisnęłam twarz do metalu. 
- Spokojnie, nie będzie aż tak źle. - Chłopak uśmiechnął się do mnie. - Jestem Zayn. - Podał mi dłoń na przywitanie.
- Diana. - Uścisnęłam ją niepewnie. - Zaraz. Czy ty jesteś ten Zayn z One... - Pstryknęłam palcami.
- One Direction. - Uśmiechnął się do mnie po raz kolejny. - Tak. Ale mogłabyś na razie zachować to dla siebie? 
- Jasne. - Wymusiłam na sobie uśmiech. Chciałam odwrócić się do Olki, by zobaczyć jej minę, jednak poczułam jak maszyna zaczyna ruszać. 
- Nie! Ja nie chcę! - Wykrzyknęłam jednocześnie wiercąc się w siedzeniu. Zayn zaczął się głośno śmiać.
- Powodzenia. - Spojrzał na mnie. I w tym samym momencie kolejka ruszyła. To było takie niespodziewane. Myślałam, że zacznie powoli się ruszać. Ona jednak tak gwałtownie ruszyła, że aż zaparło mi dech w piersi. Ja pierdole... Szybciej się już chyba nie dało. Czułam takie ciśnienie w głowie, że miałam wrażenie jakby miała mi zaraz pęknąć. Nie wiem jak długo to wszystko trwało. Adrenalina niesamowita. Okropne uczucie. Nigdy więcej na coś takiego nie wejdę. Nigdy!  Próbowałam nie zemdleć. Tylko spokojnie, Diana. Jeszcze tutaj padniesz i będą Cię z tego ściągać. A tego chyba nie chcesz, prawda? Nie zwymiotuj, tylko nie to... Oczy miałam zaciśnięte tak bardzo, że zaczęły mnie dziwnie boleć powieki. Włosy owiewały mi całą twarz. W końcu maszyna się zatrzymała. Tak samo gwałtownie jak ruszyła. Nie wiedziałam co się dzieje. Strasznie kręciło mi się w głowie. Metalowe pasy podniosły się do góry, a ja w końcu złapałam oddech. 
- Wszystko okej? - Ciemnowłosy towarzysz stanął przede mną i pomógł mi wysiąść z fotela. Pokiwałam przecząco głową. Zayn zaprowadził mnie ku wyjściu. 
- Dzięki. To była jakaś masakra. - Złapałam się za serce i jęknęłam. 
- Ale już wszystko dobrze? Nie zemdlejesz ani nic? - Uśmiechnął się do mnie. 
- Nie... Znaczy, myślę, że nie. - Wymusiłam na sobie uśmiech i spojrzałam na Zayn'a. Miał niesamowicie śliczne oczy. Jeszcze nigdy nie widziała chłopaka, który miałbym naturalnie dłuższe rzęsy ode mnie. Chłopak zorientował się, że przez dłuższy czas mu się przyglądam dlatego spuścił wzrok i zaśmiał się. 
- To dobrze. Ja muszę lecieć. - Zayn wskazał palcem na trzech chłopaków. - Miło było Cie poznać. Do zobaczenia. - Kiwną głową i pobiegł w kierunku kolegów. Zauważyłam jak wkurzona Ola biegnie w moją stronę. 
- Znowu nie zdążyłam! - Krzyknęła. 
- Ty idiotko! Jak mogłaś mi to zrobić! Chciałaś żebym tam dostała zawału! - Wydarłam się, przez co parę osób dziwnie się na mnie spojrzało. - Idziemy! Już! - Warknęłam i pociągnęłam przyjaciółkę ku wyjściu. 
Przez całą drogę powrotną do domu Ola żaliła się, że nie poznała ani jednego członka One Direction. Za to miała mi za złe, że ja poznałam ich 3/5. Ja również darłam się na nią, że zaciągnęła mnie na tą głupią maszynę. Teraz to już na pewno nie zasnę. 

- Hej dziewczyny! - Gdy weszłyśmy do mieszkania usłyszałyśmy przyjemny głos Laury. - Zrobiłam kolację. Macie ochotę? - Zapytała. Razem z Olą weszłyśmy do kuchni, która aż przepełniona była różnymi zapachami jedzenia. Poczułam nieprzyjemne uczucie w żołądku. Laura pochylała się właśnie nad smażoną jajecznicą. Po chwili zauważyłam również Kamila, który miał na sobie kolorowy fartuszek. Kroił chleb. 
- Nie dzięki. Ja nie jestem głodna. - Sprostowałam. Kamil podniósł wzrok i zmierzył mnie nim. 
- Co taka blada jesteś? - Zapytał z troską. 
- Byłam na rollercoasterze. - Westchnęłam. 
- No nieźle... Kto Cię zmusił? 
- Ola. - Spiorunowałam wzrokiem moją przyjaciółkę, która tylko podniosła ręce w geście poddania się. Usiadła przy stole i czekała na jedzenie. - Idę się położyć. - Machnęłam ręką i poszłam na górę. Po drodze usłyszałam jak tata coś woła, jednak nie chciało mi się go nawet słuchać. Byłam mega zmęczona. Szybko zabrałam ze sobą piżamę i zamknęłam się w łazience. Nalałam pełną wannę wody i wsypałam do niej soli do kąpieli o zapachu kiwi. Po 5 minutach leżałam już w ciepłej wodzie. W końcu mogłam się trochę odprężyć. Przed oczyma ciągle miałam ten straszny widok kolejki. Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy.
- Jej, to było dziwne... - Zaśmiałam się, przypominając sobie Harr'ego, Zayn'a i ... Niall'a? Tak, Niall'a. I do tego wkurzona Olka. Maskara. 
Po jakiejś godzinie wyszłam z toalety i wróciłam do pokoju. Olki jeszcze nie było. Wskoczyłam pod pościel i ułożyłam się wygodnie na materacu. 
Zanim się zorientowałam minął nam pierwszy dzień w Londynie. Niesamowite jak dużo się dzisiaj wydarzyło. Szalony dzień... Westchnęłam i mimo wszystko uśmiechnęłam się do siebie. Po chwili znużył mnie sen i zasnęłam...






















Hej. : ) 
I w końcu pojawił się rozdział trzeci. Ostatni w tym miesiącu. Ze względu na to, iż w piątek wyjeżdżam na wakacje nie pojawi się przez dłuższy czas nowy. Mniej więcej do 14 lipca będzie u mnie bez zmian. Jednak postaram się po powrocie napisać czwarty rozdział. : P 
Ten wyszedł mi jakiś długi... No i nie podoba mi się. : / W ogóle nie udało mi się opisać tego spotkania Diany z chłopakami tak jakbym to chciała rzeczywiście. No ale cóż... Lepiej widocznie się nie dało. : d 
Mam nadzieję, że nie zniechęciłam was do czytania. ( : 
Dziękuję bardzo za poprzednie komentarze. Jak już mówiłam wcześniej, to one najbardziej dają mi motywację do dalszego pisania. Dziękuję bardzo. < 3 
To co? Zdecydowałyście się na głównego bohatera? : D 
Harry,  Zayn,  Niall,  Louis  czy  Liam? 
Hahaha... : d 
Pozdrawiam, Kinia



sobota, 23 czerwca 2012

Drugi.

Rozdział II





- Diana, wstawaj. - Ktoś delikatnie szturchał mnie w ramię. Jęknęłam niezadowolona i przewróciłam się na drugi bok. - Eh, już jest w pół do piątej. - Ola nie dawała mi spokoju. Jej delikatne ruchy z sekundą przybierały na sile. - Domisiu... - O nie, tylko nie to słowo. Uniosłam się do pozycji siedzącej i skarciłam wzrokiem moją przyjaciółkę.
- Miałaś tak na mnie nie mówić. - Warknęłam i wygramoliłam się z pościeli.
- Nie, czekaj! - Zdziwiona uniosłam głowę patrząc na Olkę. - Lepiej zacznij od tej nogi. - Dziewczyna chwyciła moją prawą kostkę i położyła moją stopę na podłodze. - Lepiej żebyś miała dobry humor. - Ola posłała mi słodki uśmiech i sama zeszła z łóżka.
- Dzięki? - Zmarszczyłam nos i chwyciłam po ubrania, które leżały na fotelu. Wczoraj zdążyłam je sobie naszykować przed pójściem spać. Weszłam do łazienki i odbyłam poranną toaletę. Krótki prysznic zajął mi 10 minut. Owinięta ręcznikiem zabrałam się za robienie makijażu. Po kolejnych 10 minutach zaczęłam zakładać naszykowane wcześniej ciuchy. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Jakoś nigdy nie przepadałam za swoją "urodą". Nie sądziłam, że jestem ładna. Inne zdanie natomiast miałam o Oli. Była wysoką brunetką o jaskrawo niebieskich oczach. Marzenie każdego faceta i powód zazdrości dla każdej dziewczyny. Ja natomiast byłam nie za wysoką blondynką o brązowych oczach. Właśnie... Jedynie co mi się we mnie podobało to były oczy. Duże, kasztanowe oczy, w których dało się zobaczyć wszystkie emocje i uczucia. Moja mama miała dokładnie takie same. Czasami mam wrażenie, że gdy patrzę w lustro widzę ją. Mimo różnicy wieku byłyśmy bardzo do siebie podobne. Obie maiłyśmy trudny charakter, jednak łatwo było nas zranić. Tęsknię za mamą. Bardzo tęsknię. Jednak tego co się stało nie można już cofnąć. Nikt nie sprawi, że ona znów tutaj będzie. Teraz tylko pozostaje nam czekać... Westchnęłam ciężko i wyszłam z łazienki. Ola siedziała w skupieniu na końcu materaca i pustym wzrokiem wyglądała przez okno.
- Ciągle pada. - Dziewczyna wstała z miejsca i podeszła do mnie. - Ja już się nie mogę doczekać. - Pisnęła i objęła mnie swoimi długimi rękoma.
- Ja też. - Tak. Teraz zrozumiałam, że ten wyjazd to może być super sprawa. Na prawdę.
- Serio? - Olka oderwała się ode mnie patrząc mi w oczy. Przytaknęłam. - Nawet nie wiesz jak się cieszę. Myślałam, że nie chcesz lecieć do Londynu. Że robisz to tylko ze względu na swojego ojca.
- Też tak myślałam. - Uśmiechnęłam się do niej. - Ale coś się zmieniło. Trzeba jakoś normalnie żyć. Bawić się. Nie tracić najwspanialszych chwil swojego życia. W końcu jesteśmy jeszcze młode. I na dodatek będziemy miały co opowiadać swoim dzieciom, wnukom. - Zaśmiałam się radośnie.
- O nie! Ja dzieci na pewno nie będę miała. - Ola oburzyła się, ale po chwili na jej perfekcyjnej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - No chyba, że z Niall'em Horan'em.
- Z kim? - Uniosłam lewą brew ku górze.
- Z moim przyszłym mężem, Domisiu. - Uderzyłam ją delikatnie w ramię. - Ej! - Jęknęła.
- Miałaś tak na mnie nie mówić. - Wytknęłam ku niej koniuszek języka i skierowałam się ku drzwiom. - Lepiej zajmij łazienkę, bo Kamil powinien zaraz wstać. A jego poranna toaleta nie należy do krótkich. - Zaśmiałam się i zeszłam po schodach.
Już od progu wejścia poczułam zapach smażonej jajecznicy. Weszłam do kuchni i ujrzałam ojca krzątającego się między półkami.
- Dzień dobry. - Podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam go w prawy policzek. Nie zdążył się nawet ogolić. Chociaż moim zdaniem zarost dodawał mu... Sama nie wiem. Po prostu wyglądał lepiej. Zaśmiałam się w myślach.
- Jak dobrze, że już wstałyście. Wołaj Kamila i Olę na śniadanie. - Tata zaczął nakładać na talerz danie, a do kubków nalał pomarańczowego soku. Ruszyłam z powrotem na górę i bez pukania wparowałam do pokoju brata.
- Wstaaawaj! - Krzyknęłam i rzuciłam się na niego. Spał tak słodko, że aż szkoda było mi go budzić.
- Diana, złaź! Ile ty ważysz!? - Jęknął i zrzucił mnie na podłogę.
- Kamil, śniadanie czeka. I przypominam Ci, iż dzisiaj mamy samolot do Londynu, a jest godzina piąta rano. Ola siedzi w łazience i za szybko z niej nie wyjdzie. Sam dobrze wiesz, że ty także potrzebujesz sporo czasu na ogarnięcie się. Plus musisz jeszcze pomóc tacie spakować do auta torby, których wczoraj nie zdążyliście znieść. - Powiedziałam prawie na jednym tchu. - Sumując wszystko... Nie wyrobisz się póki nie wstaniesz! - Krzyknęłam.
- Dobra, dobra. - Kamil wstał z łóżka i podrapał się po brzuchu. Był tylko w niebieskich bokserkach, a jego włosy sterczały na każdą stronę. - Zaraz zejdę na dół. Powiedz Olce, żeby wyłaziła z kibla. - Ziewną głośno.
Wzruszyłam ramionami i wyszłam z jego pokoju, który świecił pustakami. Po drodze na dół zapukałam do drzwi od łazienki, oznajmiając Oli, że ma już wychodzić. Gdy weszłam do kuchni tata siedział już przy stole zajadając się jajecznicą. Obok talerza miał rozłożoną gazetę, którą czytał z przejęciem. Usiadłam na przeciwko niego i nałożyłam niepewnie porcję dania na widelec.
- Jesteś pewien, że nic mi po tym nie będzie? - Zapytałam przełykając ślinę. Ojciec spojrzał na mnie spode łba i wyszczerzył się. Tata nie umiał gotować. Co innego Kamil. Sama nie wiem, skąd u niego rozwinęła się taka pasja gotowaniem.
- Ja jakoś przeżyłem. - Wskazał palcem na pusty talerz.
Wzięłam do ust widelec pełen jedzenia i zaczęłam powoli rzuć jajecznicę. Po chwili stwierdziłam, że jest bardzo dobra i ze spokojem dokończyłam śniadanie. Po 5 minutach dołączył do nas Kamil. Miał na sobie ciemne spodnie i białą koszulkę z napisem "I'm All Yours". Zaśmiałam się na ten widok, a Kamil tylko wzruszył ramionami. Po paru sekundach jego talerz został opróżniony.
- Byłeś aż tak głodny? - Zapytałam robiąc wielkie oczy.
- Mhm... - Mruknął niezrozumiale. Po chwili bekną tak głośno, że aż zrobiło mi się niedobrze.
- Kamil! - Krzyknęłam. Ojciec skarcił go wzrokiem, a po chwili wrócił do czytania prasy.
- No co? Jestem u siebie. - Mój brat uśmiechnął się do mnie i zaniósł do zlewu pusty talerz.
Po chwili do kuchni weszła Olka. Miała na sobie to, a włosy miała zaczesane w ciasnego kucyka. Wyglądała uroczo. Posłała wszystkim szczery uśmiech i zabrała się za konsumowania śniadania.
- Czyli łazienka wolna? - Zapytał Kamil kierując się ku górze.
- Tak. - Olka kiwnęła głową i spojrzała na mnie. W tym momencie mój brat rzucił się po schodach na górę, prawie potykając się o własne stopy.
- Idiota. - Zaśmiałam się, na co moja przyjaciółka zareagowała tak samo przy czym zakrztusiła się jedzeniem. Od razu zareagowałam i poklepałam ją mocno po plecach. Teraz już obie miałyśmy dobry humor.


- Możemy już jechać? - Zapytał tata wsiadając na miejsce za kierownicą. Odwrócił się do mnie i do Oli uśmiechając się przy tym.
- Tak. - Odpowiedziałyśmy równocześnie i zaczęłyśmy zapinać pasy.
Tata odpalił silnik i powoli zaczął wyjeżdżać z podjazdu.
- Mam wrażenie jakbyśmy o czymś zapomnieli... - Podrapałam się po głowie. Jednak nie wiedziałam o co chodzi. Wzruszyłam ramionami i ostatni raz spojrzałam na dom. Po chwili zauważyłam jak ktoś wybiega ze środka i pędzi ile sił w nogach w naszym kierunku. - Tato! Zapomnieliśmy o Kamilu! - Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Ojciec momentalnie zahamował i również zaczął się głośno śmiać.
- Jak mogliście mi to zrobić? - Kamil wszedł do auta. Był cały zadyszany, a po jego dopiero co ułożonych włosach kapały kropelki deszczu. - Zobaczycie... Kiedyś wam się za to oberwie. - Zapiął pasy i westchnął ciężko.
- Dobrze. Więc zapytam jeszcze raz. Możemy już jechać? - Zapytał tata patrząc tym razem na jego syna.
- Już o niczym chyba nie zapomnieliśmy. - Odezwałam się patrząc po raz kolejny na dom. Tata zaczął powoli oddalać się od naszego miejsca zamieszkania. Czułam się jakoś dziwnie. W końcu nie byłam pewna kiedy znów tutaj przyjadę. Za rok? Dwa? Może w ogóle? Zrobiło mi się smutno. Oczy zaszkliły się, a po chwili po policzku spłynęłam samotna łza. Przykleiłam twarz do szyby okna i przyglądałam się naszemu "staremu" mieszkaniu. Z każdą chwilą dom stawał się coraz to mniejszy, aż w końcu znikną mi z oczu. Usiadłam prosto w fotelu i kątem oka spojrzałam na przyjaciółkę. Siedziała wpatrzona w okno. Miała na twarzy wymalowany uśmiech. Cieszyła się, że w końcu zobaczy Londyn. Ola jest moją najlepszą przyjaciółką. Zrobię dla niej wszystko, by tylko była szczęśliwa. Nawet znajdę tych jej chłopaczków z One Direction. Tak, własnie. Oni nazywają się One Direction. Zawsze zapominam. Zaśmiałam się w myślach i ponownie spojrzałam za okno.


- Prosimy zapiąć pasy i przygotować się do lotu. - Usłyszałam głos pilota. Posłusznie zapięłam pasy.
- Ja chcę przeżyć. - Jęknęłam cicho i spojrzałam na resztę. Wszystkie spojrzenia zostały skierowane na mnie. Po chwili jednak wszyscy powrócili do zapinania pasów. Mój brat, który zasiadł miejsce przede mną, wyciągnął z podręcznej torby tablet'a i wszedł na jakąś stronkę. To chyba był Facebook. Tata siedział obok Kamila i zagadywał jakąś starszą panią siedzącą obok niego. Opowiadała mu coś o swoich wnukach, do których leci w odwiedziny do Londynu. Zaśmiałam się i spojrzałam na Olkę.
- Za 3 godziny będziemy w Londynie. Ja chyba dostanę zawału. - Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i parsknęła śmiechem. Jej nerwowy śmiech był połączeniem podniecenia, radości, strachu i jeszcze czegoś. Chyba zadowolenia.
- Spokojnie. - Pogładziłam ją po ramieniu i puściłam do niej lewe oczko. Wyciągnęłam z kieszeni moją MP4 i włożyłam słuchawki do uszu. - Jak by co, to krzycz. - Wskazałam palcem na słuchawki, a Olka tylko przytaknęła głową. Po chwili w uszach usłyszałam ciche dźwięki zaczynającej się piosenki Chester see - god damn you're beautiful. Kochałam tę piosenkę. Jakoś bardzo dobrze mi się kojarzyła. Wsłuchując się w dobrze znaną mi melodię zasnęłam.


- Diana, wstawaj. Za chwilę lądujemy. - Usłyszałam głos taty. - W końcu... - Przewrócił oczyma i ukradkiem wskazał palcem na starszą panią obok niego. Przetarłam delikatnie oczy, starając się nie rozmazać tuszu. Wyciągnęłam z uszu słuchawki i schowałam cały sprzęt do kieszeni spodni. Wyjrzałam prze okno. To co zobaczyłam było niesamowite.
- Jeju, jak ślicznie. - Wymsknęło mi się.
- Prawda? - Ola przytknęła nos do szyby i westchnęła rozmarzona. - Zaraz umr...
- Prosimy przygotować się do lądowania. W tym celu wskazane jest zapiąć pasy. - Przerwał jej głos pilota. Posłusznie zapięłyśmy pasy i przygotowałyśmy się do lądowania. Na początku dało się odczuć delikatne turbulencje. Po chwili stawały się coraz to niebezpieczne. Boże, umrzemy. Zacisnęłam oczy. Po paru minutach samolot wylądował, a ja mogłam odetchnąć z ulgą.


Wypakowaliśmy wszystkie bagaże i poszliśmy szukać wolnej taksówki. Po chwili poszukiwań zaczęliśmy ładować do bagażnika samochodu wszystkie torby. Starszy miły pan taksówkarz pomógł nam dokładnie je upchać. Nie było ty zbyt łatwe. Dwie torby niestety nie zmieściły się do bagażnika, dlatego musieliśmy je włożyć między siebie. W aucie było strasznie ciasno i do tego parno. Siedziałam na tylnych siedzeniach pomiędzy Olką, a Kamilem. Nie mogłam się doczekać żeby wyjść na świeże powietrze.
- To dokąd jedziemy? - Zapytał kierowca naszego ojca.
Tata podał mu adres i ruszyliśmy w kierunku naszego nowego mieszkania. Próbowałam wyjrzeć przez okno i popodziwiać tutejsze widoki, jednak wszystko mi to utrudniało. Z prawej strony Kamil, który trzymał na swoich kolanach wielką walizkę. Z lewej Olka, która trzymała dwie torby. Jedyne co widziałam to wielki korek przed nami.
- Ugh. - Warknęłam i jeszcze bardziej zagłębiłam się w siedzenie.
Przez całą drogę Ola wypatrywała przez okno. Co chwila rzucała teksty w stylu "OMG, jaki super sklep. Musimy tam iść.", albo "O jacie... Ten chłopak wyglądał jak mój przyszły chłopak.". Zaczynało mnie to powoli denerwować. Uratował mnie pan taksówkarz, który oznajmił po pół godzinie jazdy, iż jesteśmy na miejscu. Uradowana wyskoczyłam z auta przeciskając się przez wąską szczelinę między kolanami Kamila a torbą. Jękną głośno. Ja jednak nie zwracałam na to uwagi. Gdy znalazłam się już na świeżym powietrzu głośno odetchnęłam z ulgą. 
- W końcu wolność. - Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Po chwili z auta wyskoczyła Olka i Kamil. Następnie tata zapłacił taksówkarzowi i razem rozpakowali bagażnik. Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam ogromny dom
- Jaki śliczny. - Powiedziałam cicho, jednak na tyle głośno by Ola mogła mnie usłyszeć.
- Śliczny? Tutaj jest zaje... - Tata własnie do nas podszedł. - ...fajnie. - Ola podrapała się po karku po czym obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
- Podoba wam się nasz nowy dom? - Zapytał tata patrząc na nas po kolei.
- Tak! - Wydarł się mój brat biorąc do ręki dwie walizki. Kopnięciem nogi otworzył drewnianą furtkę i wpadł do mieszkania, które o dziwo było otwarte. Tata chciał już coś powiedzieć, jednak nie zdążył, gdyż Kamil zniknął w głębi domu. Wzruszyłam tylko ramionami i wzięłam do rąk kolejne dwie walizki. Ola zrobiła to samo. Tylko tata, biedny, musiał przytachać aż 4 walizki. 
- Kamil! Wróć się tutaj do mnie! - Tata stanął na progu mieszkania. Ja stanęłam centralnie za nim. Moja przyjaciółka nadal próbowała doczołgać się z walizkami po schodach. Po chwili w drzwiach stanął Kamil.
- Co jest? - Zapytał zdziwiony.
- Nie zdziwiło Cię to, że mieszkanie jest otwarte? - Tata uniósł brwi ku górze. 
- Ekhm... - Zaczął Kamil, jednak ktoś mu w tym momencie przerwał. 
- Andrew! Kopę lat, stary! - Usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny i z zaciekawieniem wyjrzałam tacie przez ramię. Facet miał może około czterdzieści lat. Wysoki i dobrze zbudowany brunet. 
- Miło Cię znów widzieć, Dany. - Obaj przytulili się po męsku, następnie tata zaczął nas przedstawiać.
- To jest mój syn Kamil. Przepraszam Cię za niego. Nie wiedział, ze ktoś tutaj mieszka i po prostu wpadł bez pukania. - Kamil podał Danemu dłoń, po czym ten ją uścisną.
- Nie ma sprawy. Nic się nie stało. - Mężczyzna klepną mojego brata w plecy. Widać było namalowane zdziwienie na twarzy Kamila.
- To jest moja córka, Diana. - Tata przedstawił mnie mężczyźnie.
- Niesamowite. - Dany uśmiechnął się do mnie ukazując rządek dokładnie bialuśkich zębów. - Jest zupełnie taka sama jak Anna. Miło mi Cię poznać. - Wyciągnął ku mnie swoją dłoń, a ja po chwili wahania uścisnęłam ją. Przecież wiem, że jestem podobna do mamy... Ale żeby aż tak było to widać? Kim w ogóle jest ten mężczyzna? Czy on tutaj mieszka? Nic nie kleiło mi się w całość. Tata będzie miał się z czego tłumaczyć. 
- A to jest Ola. - Tata położył dłoń na ramieniu Olki, która właśnie do nas dołączyła. - Przyjaciółka Diany. 
- Miło was wszystkich poznać. Mam nadzieję, że mnie polubicie. W końcu będziemy razem mieszkać. 
- A-ale jak to? - Zająkał się Kamil. Nikt mu nie odpowiedział.
Dany pomógł nam wnieść do mieszkania wszystkie walizki. Na pierwszy rzut oka dom był bardzo ładnie urządzony. Wszystkie ściany w beżowym odcieniu, a na końcu korytarza stały ogromne drewniane schody. 
- Dziewczynki, wy macie pokoje na górze. - Dany zwrócił się do mnie i do Oli. - Kamil, ty tutaj na prawo. A ty, Andrew, na lewo. 
Wszyscy rozeszliśmy się w stronę naszych pokoi. Razem z Olą wniosłyśmy nasze walizki do wspólnego pokoju.
- A! Jak tutaj ślicznie. - Pisnęła przyjaciółka wchodząc do wielkiego pokoju. Ściany miały taki sam kolor jak te na dole. Po prawej stronie stały dwa łóżka jednoosobowe, po lewej trzy ogromne szafy w popielatym odcieniu. Na samym środku pomieszczenia stał mały drewniany stolik. Odłożyłam swoje torby na pierwsze lepsze łóżko i wyjrzałam przez okno. Widok był świetny. Z daleka było widać Big Ben i jakieś wysokie budynki. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na przyjaciółkę. Podbiegłam do niej i rzuciłam się na nią.
- To jednak był dobry pomysł. Spójrz jak tutaj jest pięknie. - Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła i pisnęłam z zadowolenia.
- Wiem! - Krzyknęła Olka i rozłożyła się na łóżku.


Przez resztę dnia rozpakowywałyśmy nasze torby. Zdziwiłam się tym, że nasze ciuchy pomieściły się w trzech szafach. Na szczęście były one duże i z łatwością upchnęłyśmy do nich rzeczy. Gdy w końcu skończyłyśmy zeszłyśmy na dół do reszty domowników. Kilka minut zajęło nam odnalezienie salonu, w którym wszyscy już siedzieli. 
- Siadajcie dziewczynki. - Tata wskazał ruchem głowy na kanapę. Grzecznie dostosowałyśmy się do polecenia. Kamil siedział na przeciwko nas na fotelu, a tata siedział obok Danego na drugiej kanapie. - Nie zdążyłem wam jeszcze opowiedzieć o Danym. - Uśmiechnął się do nas. - To jest mój dobry przyjaciel. Znamy się od czasów liceum. Z racji tego, że znów mogłem zamieszkać w Londynie Dany zgodził się nas ugościć. 
- A czy ktoś jeszcze tutaj mieszka? - Zaciekawił się Kamil. 
- Mam córkę. - Odpowiedział Dany posyłając mojemu bratu szczery uśmiech. - Niestety wróci dopiero jutro. Myślę, że się polubicie. - Spojrzał po nas wszystkich po czym wstał z miejsca. - Strasznie miło jest mi was gościć. Czujcie się jak u siebie w domu. Z resztą, to jest już wasz dom. - Dany poklepał tatę po ramieniu. - To ja zamówię pizzę. Pewnie jesteście głodni, co? 
- Tak! - Krzyknęliśmy wszyscy jednym chórkiem. Dany zaśmiał się i wyszedł.
- Tato! Czemu nam nic o nim nie powiedziałeś? - Zapytałam nagle. Tata wzruszył tylko ramionami. 
- A czy w ogóle coś to zmienia? - Zapytał nie oczekując nawet od nas odpowiedzi.  Właściwie... to chyba nie. Z resztą, Dany wygląda na fajnego faceta. 


Resztę wieczoru spędziliśmy na lepszym poznaniu Danego. Okazało się, że jest on rozwodnikiem wychowującym samotnie córkę. Ma ona na imię Laura i ma 19 lat. Może Kamil w końcu znajdzie sobie jakąś dziewczynę? Zaśmiałam się w duchu szturchając mojego brata. ten domyślając się o co mi chodzi spiorunował mnie wzrokiem. Tym razem zaśmiałam się głośno. 
Po kolacji w postaci pizzy udałyśmy się razem z Olką na górę do swojego nowego pokoju. Bez jakiegokolwiek zastanowienia zsunęłyśmy oba łóżka tworząc z nich jedno wspólne. Wyciągnęłyśmy z szafy piżamy i ustaliłyśmy kolejność korzystania z toalety. Wypadło na to, że Ola miała iść pierwsza. Gdy tylko przyjaciółka udała się do toalety wyciągnęłam z pokrowca mojego laptopa i podłączyłam go do ładowarki. Spoglądając po raz kolejny przez okno postanowiłam uwiecznić taki widok. Wyjęłam z kieszeni telefon i zrobiłam zdjęcie panoramie Londynu. 
- Ślicznie... - Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Postanowiłam załadować zdjęcie na komputer i wstawić je na Twitter'a. Po 10 minutach szukania kabla USB udało mi się zgrać zdjęcie na dysk. Włączyłam Twitter'a i szybko się zalogowałam. 
Cudowny dzień z @Aleks_Real. Dziękuję skarbie < 3 - Brzmiał mój krótki Twitt. Pod wpisem wstawiłam zrobione przeze mnie wcześniej zdjęcie. Po kilku minutach pojawiły się komentarze w stylu "Jak tam w Londynie?" itp. Nie chciało mi się nikomu odpisywać to też wylogowałam się z serwisu. Po 20 minutach do pokoju weszła Olka. Miała na sobie słodką różową piżamkę składającą się z krótkich spodenek i bluzeczce z rękawami 3/4. 
- Co robisz? - Zapytała odkładając swoje ciuchy na fotel stojący w rogu pokoju. Usiadła obok mnie i zaglądała przez ramię.
- Wstawiłam na TT zdjęcie Londynu. - Uśmiechnęłam się do niej. - Masz. - Wręczyłam jej laptopa do rąk i wstałam z łóżka. Zabrałam ze sobą piżamę i pomaszerowałam do łazienki. Była mała, ale za to jaka przyjemna. Jasno zielone ściany, a nad umywalką ogromne lustro. Wanna i prysznic osobno. 
- Super. - Uśmiechnęłam się szeroko.
Po 30 minutach spędzonych w toalecie wróciłam do pokoju. Olka siedziała nadal przy kompie i coś wystukiwała na klawiaturze. 
- To już jest potwierdzone! - Wykrzyknęła, a ja usiadłam obok niej rozczesując dokładnie moje długie blond włosy.
- Co takiego? - Zapytałam niepewnie.
- Chłopcy są w Londynie. Na 100%.
- I? - Ziewnęłam głośno. 
- No nic, tak tylko mówię. - Uśmiechnęła się do mnie. 
- Co ty w nich takiego widzisz? - Spojrzałam na ekran monitora, na którym widniało zdjęcie piątki chłopaków. - To jest ten Twój Niall? - Wskazałam palcem na wysokiego chłopaka z loczkami na głowie. 
- Nie. To jest Harry. - Poprawiła mnie. - To jest Niall. - Olka wskazała blondyna z aparatem na zębach.
- Ach, czyli to ten podoba Ci się najbardziej? - Zaczęłam przyglądać się każdemu z nich po kolei. Dziewczyna przytaknęła. - Ten Harry jest nie zły czy jak mu tam. - Wzruszyłam ramionami i wskoczyłam pod kołdrę. - Okej, koniec już tego oglądania. Idziemy spać. Jutro czas na zwiedzanie. - Uśmiechnęłam się do przyjaciółki. 
- Okej, już wyłączam. - Brunetka zamknęła laptopa i odłożyła go na stolik przed nami. Weszła pod kołdrę i ułożyła się wygodnie. - Dobranoc. 
- Dobranoc. - Ziewnęłam i zamknęłam oczy.
Jutro czeka nas ekscytujący dzień. Ach... 
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 





Haha : d






I oto już kolejny rozdział. : ) Miałam go dodać jutro lub w przyszłym tygodniu, jednak zdecydowałam się na dzisiaj. Taki nagły przypływ "weny". : P 
Mam takie dziwne wrażenie, ze zbyt bardzo opisuję szczegółowo każde wydarzenie. Też tak macie? Jeżeli tak, to powiedzcie mi o tym, a postaram się to jakoś poprawić. : D
Parę osób było ciekawe którego z chłopców z 1D wybiorę. Jak myślicie? : D A który waszym zdaniem powinien stać się głównym bohaterem? : P < 3 
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. To daje mi strasznie dużo sił i motywacji do dalszego pisania. Dziękuję za te miłe słowa opisujące mój styl pisania. Osobiście nie jestem tak zachwycona nim, ale wasze zdanie jest chyba szczere, co? : P 
Jeszcze raz dziękuję. < 3 
Pozdrawiam, Kinia





środa, 20 czerwca 2012

Pierwszy.

Rozdział I




Następnego dnia obudziłam się we własnym łóżku. Dokładnie nie byłam w stanie przypomnieć sobie tego, jak się tutaj znalazłam. Leniwie podniosłam się do pozycji siedzącej i odruchowo przyłożyłam dłoń do czoła. Gorączka nieco spadła i nie czułam się już tak źle jak wczoraj. Uśmiechnęłam się dyskretnie pod nosem i wyślizgnęłam z różowej pościeli. Mimo, iż to nie był mój ulubiony kolor to kochałam zasypiać w objęciach tego jaskrawego materiału. Podeszłam do dużego okna, które było zasłonięte ciemną, drewnianą roletą. Delikatnym szarpnięciem pociągnęłam ją ku górze. Moim oczom ukazał się widok zalanych ulic i nieustannie padającego deszczu. Byłam trochę zdziwiona taką pogodą, gdyż zazwyczaj w Polsce o tej porze roku świeciło słońce. Druga połowa wakacji nie zapowiadała się zbyt ciekawie biorąc pod uwagę to, że w Londynie ciągle pada. Westchnęłam znużona i po cichu zeszłam na dół. Już od progu wejścia do kuchni dało się usłyszeć czyjąś rozmowę. 
- Cześć. - Przywitałam się z obecnymi. - Kiedy wróciłeś? - Zapytałam spoglądając na zabieganego ojca. Był w trakcie zalewania gorącą wodą kawy i smarowania kanapek truskawkowym dżemem. Usadowiłam się wygodnie przy wielkim drewnianym stole, a ręce opuściłam bezwładnie na jego blat.
- Spałaś. Było późno. Nie chciałem Cię budzić. - Odparł prawie w ogóle nie patrząc na mnie. - Za godzinę mam spotkanie w sprawie lotu. Powiedzieli mi, że to bardzo pilne. - Tata włożył do ust kromkę chleba. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo jest zmęczony tą całą sytuacją. Oczy miał podkrążone, co wynikało z braku snu i wypoczynku; posiwiałe włosy odstawały mu w każdą stronę. Miał bardzo mało czasu na podjęcie decyzji. Z jednej strony oferta pracy, jaką dostał od swojego pracodawcy, była na wysokim poziomie. Ojciec miał wielkie szczęście, że to właśnie mu zaproponowano współpracę. - Diana. - Zwrócił się po chwili do mnie. - Spakuj się dzisiaj. Kamil, ty też. - Mężczyzna włożył kubek po kawie do zlewu i pospiesznie zaczął zakładać kurtkę. - Do zobaczenia wieczorem. - Podszedł do mnie i ucałował w oba policzki. Następnie uścisnął dłoń Kamila i wyszedł z mieszkania. 
- Ja też muszę już lecieć. - Oznajmił mój starszy brat. 
- Gdzie? - Prychnęłam. 
- Do Adriana. Śniadanie niestety będziesz musiała zrobić sobie sama. Lekarstwa już Ci naszykowałem. Tam są. - Ruchem ręki wskazał na kolorowe tabletki leżące na blacie szafki kuchennej. 
- Ale miałeś się pakować. - Oznajmiłam podchodząc do lodówki i wyciągając z niej mleko w kartoniku.
- Zrobię to później... - Kamil przewrócił oczyma i ruszył ku wyjściu. - Jak coś to dzwoń. - Rzucił na pożegnanie i wyszedł. 
- Jak zawsze muszą mnie zostawić samą. - Mruknęłam pod nosem i wsypałam do plastikowej miseczki czekoladowe płatki. 
Po śniadaniu odbyłam poranną toaletę. Jakieś 25 minut zajęło mi doprowadzenie się do normalnego wyglądu. Długie blond włosy zaczesałam w kucyka; jasno-niebieskie oczy podkreśliłam czarnym eyelinerem; na nogi włorzyłam szare spodnie od dresu i do tego białą koszulkę z nadrukowanym wielkim różowym sercem. Gdy weszłam do swojego pokoju usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerknęłam na wyświetlacz i odczytałam SMS'a. 


Od: Oluś :*
Hej. Jestem już spakowana. Pomóc Ci w czymś? x


W sumie mała pomoc mi nie zaszkodzi. Odpisałam jej, że może wpaść. W trakcie czekania na przyjaciółkę zniosłam ze strychu 4 wielkie walizki i 2 małe podręczne torby. Musiałam w końcu spakować jak najwięcej rzeczy skoro Londyn będzie naszym nowym mieszkaniem. Nie wyobrażałam sobie wyjechać tam bez Oli. Rozłąka, na niewiadomo jak długo, mogłaby zniszczyć naszą przyjaźń. Jestem bardzo wdzięczna państwu Pasierskim za to, że pozwolili swojej córce zamieszkać z nami w innym kraju.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Bez zastanowienia zbiegłam po schodach. Pech chciał, że z tego całego pośpiechu potknęłam się o ostatni stopień i wylądowałam z głośnym hukiem na drewnianej podłodze. Jęknęłam głośno i przeklnęłam w myślach. Drzwi do mieszkania otworzyły się momentalnie, a w nich stanęła moja przyjaciółka.
- Diana, coś ty zrobiła? - Dziewczyna spoglądała na mnie z przerażoną miną. Po chwili jednak wybuchła głośnym śmiechem. 
- Lepiej pomogłabyś mi wstać, a nie stoisz i się patrzysz. - Zrobiłam obrażoną minę i powoli podniosłam się z podłogi. 
Ola zrobiła dwa kroki do przodu i zamknęła za sobą wielkie łososiowe drzwi. Miała na sobie ciemny płaszczyk, który sięgał jej do połowy ud i wysokie buty o podobnym odcieniu. W ręce trzymała przemoczony parasol. Odwiesiłam jej kurtkę na wieszak, a parasol odłorzyłam na bok. 
- I jak się czujesz? Lepiej? - Ola uśmiechnęła się do mnie ukazując przy tym dwa słodkie dołeczki. Jej długie kasztanowe włosy opadały perfekcyjnie na ramiona. I co z tego, że były mokre od deszczu...
- Lepiej. - Sprostowałam. - Na szczęście. - Posłałam jej równie słodki uśmiech. - To bierzmy się za to pakowanie. 
Po drodze do mojego pokoju zabrałyśmy ze sobą kartonik z pomarańczowym sokiem i wielką paczkę chipsów. Zapewne była to przekąska Kamila, z czego wywnioskowałam, że będzie na mnie zły za to, że ją zjadłyśmy. Weszłyśmy na górę i zabrałyśmy się za pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Olka wyrzucała z szaf wszystkie moje ciuchy, a ja przeglądałam je dokładnie i odkładałam na jedną kupkę te, które zabiorę ze sobą do Londynu. Wyszło na to, że wszystkie moje ciuchy spakowałyśmy do 3 wielkich walizek. Nieźle się namęczyłyśmy upychając je wszystkie do torb. Następnie do jednej walizki włożyłam kosmetyki, książki, zeszyty i inne takie pierdółka. Zanim się zorientowałyśmy wszystkie szafy świeciły pustkami. Podobnie jak wielka paczka chpsów. 
- Już nie mogę się doczekać. - Pisnęła Olka.
- Czego? - Zapytałam przeglądając stary album ze zdjęciami. 
- No Londynu. - Dziewczyna podeszła do mnie i szturchnęła delikatnie w bok. - Zawsze o tym marzyłam.
- A ja myślałam, że Twoim marzeniem byo poznanie tych "Twoich seksiastych chłopaczków" z One coś tam coś. 
- One Direction! Ile razy można ci powtarzać. - Brunetka przewróciła teatralnie oczyma i westchnęła ciężko. - Ale popatrz... Oni mieszkają w Londynie. My się przeprowadzamy do Londynu...
- No i? - Wzruszyłam ramionami. - Londyn jest wielki. Nie myślisz chyba, że oni będą naszymi sąsiadami. - Zaśmiałam się ironicznie i odłorzyłam album do torby. Zapięłam zamek i usadowiłam się wygodnie na łóżku. 
- Może nie od razu sąsiadami... Ale ja ich tam znajdę. - Olka pokiwała mi palcem przed nosem. - Zobaczysz jeszcze. Któryś z nich będzie moim mężem. 
- Marzenia. - Wzięłam poduszkę do ręki i cisnęłam nią w przyjaciółkę. Ta niespodziewanie oddała mi tym samym. Zaczęłyśmy się śmiać i turlać po łóżku. Po chwili drzwi do pokoju otwarły się, a w nich staną tata. 
- Cześć dziewczynki. - Przywitał się z nami. - Musimy pogadać. 
- Co jest? - Zapytałam z uśmiechem na twarzy i usiadłam na brzegu łóżka. Ola zrobiła to samo, tyle że po przeciwnej stronie. 
- Byłem dzisiaj na tym spotkaniu. No wiesz, w sprawie wyjazdu do Londynu. - Ojciec oparł się o framugę drzwi. Przytaknęłam i nakazałam by kontynuował. - Więc... Lot został przeniesony na jutro.
- Co? Jak to, na jutro? 
- Same widzicie jaka jest pogoda za oknem. - Tutaj tata podszedł do okna i wyjrzał przez nie. - Ciągle pada i pada. Z tego właśnie względu przenieśli termin lotu do Londynu. 
- O której jest samolot? - Spojrzałam na Olkę, która siedziała zdezorientowana na brzegu materaca. 
- O 6:30. - Odparł ojciec. - Cieszę się, że chociaż ty mnie posłuchałaś i spakowałaś wszytsko do walizek. Olu... - Mężczyzna spojrzał na dziewczynę. - Mam nadzieję, że i ty jesteś już gotowa? 
- Tak proszę pana. - Odpowiedziała grzecznie.
- W takim razie zadzwonię do twoich rodziców. Będą musieli przywieźć do nas Twoje bagaże. Ty natomiast będziesz musiała zostać tutaj na noc. 
- Myślę, że nie będzie problemu. - Ola uśmiechnęła się od ucha do ucha. Dla niej Londyn był czymś wymarzonym, dlatego nie dziwiłam się z jej zadowolonej miny. 
- Dobrze... - Ojciec skierował się ku drzwiom. - Idę zadzwonić do Kamila. Nie mam pojęcia jak on zdąży się spakować. - Westchnął głośno i wyszedł z pokoju. 


Ola przez cały czas gadała o jutrzejszym locie. Była tym wszystkim strasznie podekscytowana. Ja jednak nie podzielałam jej zdania. Zbyt bardzo nie cieszyła mnie wyprowadzka. Chciałabym zostać tutaj, w Polsce. Z babcią. Właśnie! Babcia. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer babci. Po 3 sygnałach usłyszałam po drugiej stronie jej głos. Powiedziałam jej, że jutro rano mamy samolot do Londynu i nie mamy czasu by się z nią spotkać. Było jej przykro. Z resztą mnie również. Babcia była dla mnie jak mama. Mimo, iż nie widywałyśmy się zbyt często, to traktowałam ją jak kogoś bardzo bliskiego. Po rozmowie, która trwała nie całe 10 minut udałam się z Olą do salonu. Włączyłyśmy sobie jakiś film na DVD i oglądałyśmy go w skupieniu. W między czasie rodzice Olki przywieźli jej bagaże i ciuchy do spania. Dziewczyna żegnała się z nimi bardzo długo. Padło wiele wzruszających słów jak i polało się mnustwo łez. 
Dochodziła godzina 22:00. Kamil zszedł na dół i usiadł obok mnie na kanapie. 
- Kamil, spakowałeś już wszystko? - Zapytał nasz ojciec, który znosił z góry wszystkie nasze walizki.
- Tak. Wszystko już jest w torbach. - Odpowiedział mój brat. - Pomóc Ci w czymś? 
- Możesz poznosić resztę walizek z góry. Trzeba je załadować do auta. 
Chłopak wstał z miejsca i poczochrał mi włosy. Udał się na górę po czym pomógł ojcu ładować do samochodu walizki. Ola w tym czasie poszła do łazienki odbyć wieczorną toaletę. Ruszyłam do swojego pokoju i naszykowałam sobie piżamę. 
Ola siedziała w łazience już dobrą godzinę. Powoli traciłam cierpliwość. Podeszłam do drzwi od toalety i mocno zapukałam w nie. 
- Ola! Wyłaź! - Krzyknęłam. Drzwi po chwili uchyliły się. 
- No już, już. - Ola uśmiechnęła się tylko szeroko i wyszła z łazienki. 
Prysznic zajął mi 20 minut. Po pół godzinie wróciłam do pokoju gotowa do snu. Ułożyłam się wygodnie na łóżku obok przyjaciółki. Dziewczyna siedziała z laptopem na kolanach i czytała coś z zapartym tchem. 
- Co się tak ekscytujesz? - Zapytałam spoglądając jej przez ramię na ekran monitora. 
- Chłopcy będą w Londynie. - Ciemnowłosa przewijała stronę tak szybko, że nie zdążyłam przeczytać ani jednego zdania. 
- Proszę Cię, mogłabyś chociaż przez chwilę o nich nie gadać? - Westchnęłam ciężko i przykryłam się kołdrą. Odwróciłam się do przyjaciółki plecami.
- Dobra. Już nic nie mówię. - Dziewczyna odłożyła sprzęt na półkę i zgasiła nocną lampkę. - Jutro wielki dzień. Trzeba się wyspać. - Ostatnie słowo wypiszczała. Po chwili usadowiła się wygodnie na łóżku i chyba zasnęła, bo zaczęła głośno chrapać. Zaśmiałam się cicho i zamknęłam powieki.
Tak... Jutro wielki dzień. Pełen emocji i nowych wrażeń. Nie wiem czy mam się bać, czy cieszyć. Jeszcze nigdy nie byłam w tak wielkim mieście. Londyn jest cudowny, na pewno. Jednak czy jest to odpowiednie miejsce dla mnie? Mój język angielski nie jest zbyt dobrze podszkolony. Boję się, że nie zrozumiem tam nikogo. Na szczęście Ola uczyła się go przez prawie 10 lat. Co ja bym bez niej zrobiła. Moja kochana wariatka. Nie wiedzieć kiedy, zasnęłam. 










I jest pierwszy rozdział. Nie wyszedł mi tak, jak to chciałam na początku. Nie podoba mi się wcale. : ] 
Myślę, że kolejne rozdziały będą o wiele ciekawsze. Mówię tutaj o tym, że dziewczyny znajdą się w Londynie. ( : 
Mam nadzieję, że nie zniechęciłam was do dalszego śledzenia mojego bloga. Dopiero się wszystko rozkręca, także... : D 
Jeszcze jedno. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, które dodałyście pod prologiem. Strasznie mi miło było czytając wasze wypowiedzi. Tak jak chciałyście, zwiększam czcionkę. Mam nadzieję, że teraz będzie wam się lepiej czytało. : ) Jeżeli chcecie jeszcze większą, to piszcie. Jestem otwarta na jakiekolwiek podpowiedzi dotyczące mojego bloga. : ) 
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze. Strasznie mnie to motywuje do dalszego pisania. < 3 
Pozdrawiam, Kinia


piątek, 15 czerwca 2012

Prolog.

Prolog



Już od dawna nie czułam się tak źle. Ból dawał znaki już w każdej części mojego ciała. W głowie czułam niemiły ucisk, a w uszach straszny szum. Mimo, iż siedziałam pod grubą warstwą koców i pościeli to czułam zimno. Dreszcze wędrowały od karku po kostki. Podciągnęłam niezdarnie kolana do siebie i po raz kolejny głośno kichnęłam. Poczułam, jakby płuca miały mi zaraz pęknąć. 
- Na zdrowie. - Usłyszałam zza ściany stłumiony przez głośną muzykę głos Kamila. 
Nie miałam sił by mu odpowiedzieć, a po chwili znów donoście kichnęłam. Pociągnęłam nosem i wydmuchałam go w zużytą chusteczkę higieniczną. Nawet nie zauważyłam jak do pokoju wszedł mój starszy brat. Oparł się o drewnianą framugę drzwi i opiekuńczym spojrzeniem mierzył mnie po całości. 
- Skoczę do apteki po kolejną porcję leków. Potrzebujesz czegoś? Może jesteś głodna? - Pokiwałam tylko przecząco głową. Kamil odwrócił się powoli na pięcie i zbiegł po schodach zostawiając po sobie głośne skrzypnięcia podłogi. 
Odkąd mamy zabrakło mój brat stara się zająć jej miejsce. Dobrze wiem, że mu się to nie uda, jednak pozwalam mu na to. Jest bardzo opiekuńczy. Każdą wolną chwilę stara się spędzać ze mną i tatą. Widzę, że to wszystko nie przychodzi mu z łatwością. Do końca nie pogodził się z faktem, iż naszej mamy już nie ma. Babcia jest jedyną osobą, która jest tak bardzo do niej podoba. Ten sam kolor oczu - ciemny błękit, w którym widać wszystkie uczucia; długie włosy, które babcia ma już siwe; szczupła i drobna sylwetka. Lubię z nią spędzać czas. Często rozmawiamy na temat szkoły, ocen, niekiedy spyta o chłopaków i Olkę. Ma niesamowity dar uszczęśliwiania ludzi. Nie wiem jak ona to robi, ale każdego umie rozbawić i pocieszyć. Babcia jest cudowną osobą, kochającą i troskliwą. Teraz trudno mi jest pogodzić się z tym, że zostawiamy ją tutaj zupełnie samą. Rozumiem, że dla ojca jest to wielka szansa na sukces zawodowy... Ale że Londyn? To setki kilometrów stąd, zupełnie obca mi rzeczywistość. Bardzo się cieszę, że moja najlepsza przyjaciółka jedzie tam ze mną. Razem postaramy się ułożyć sobie nowe życie. Tak... Trzeba będzie zacząć wszystko od początku. Dokładnie jak w przedszkolu. Trzeba będzie podejść do zupełnie obcej Ci osoby i przedstawić się. "Cześć. Mam na imię Diana. Chcesz poukładać ze mną klocki?". Uśmiechnęłam się znacząco w duchu. 
Do Londynu mamy wyruszyć za niecałe 3 dni. Obawiam się, że w ten czas moja choroba nie ustanie. Sam lot samolotem źle na mnie działa. Po prostu nienawidzę latać. Nienawidzę wszystkiego co w powietrzu. 
Po raz setny przeszły mnie ciarki. Niechętnie wstałam z ciepłego legowiska i owinięta kocem zeszłam na dół. Gdy byłam już na ostatnim stopniu schodów drzwi do mieszkania otworzyły się, a zza nich wynurzył się Kamil. Był przemoknięty do suchej nitki. W ręku trzymał torbę z zakupami. 
- Hej, mała. Czy ty przypadkiem nie powinnaś teraz leżeć w łóżku? - Spytał zamykając za sobą drzwi z głośnym hukiem. Na sam ten dźwięk moja głowa stwarzała wrażenie erupcji wulkanu. - Siadaj w salonie, a ja zaraz przyniosę Ci leki. 
Chłopak ruszył schodami na górę, a ja w tym czasie udałam się do salonu. Usiadłam na ciemno niebieskiej kanapie i sięgnęłam po pilota. Dźwięki wydobywające się z telewizora raniły moje uszy, więc po chwili wyłączyłam go. Po 5 minutach w pokoju pojawił się Kamil. Zdążył się przebrać i nawet wysuszyć mokre włosy. Starannie przygotował dla mnie lekarstwa i przypilnował bym zjadła je co do ostatniej tabletki. Z trudem przyszło mi wypicie cytrynowego wapna, którego nad życie nie znosiłam. 
Przez ponad godzinę siedzieliśmy w salonie. Kamil włączył laptopa i z zapartym tchem oglądał jakiś film. Ja natomiast leżałam wygodnie na całej objętości kanapy. Za oknem zapadał zmrok. Słońce coraz bardziej chowało się za wysokimi drzewami zostawiając po sobie jedynie nikłe ślady. 
Będzie mi brakować tego widoku. W Londynie nie będzie tak samo jak tutaj... Nigdzie nie będzie tak samo. Wszystkie wspomnienia związane z mamą zostaną tutaj. Już na zawsze. Bałam się, że o niej zapomnę. Zapomnę o babci, o Warszawie, o Polsce... O wszystkim. Jednak zrobię wszystko co w mojej mocy, bym nie zapomniała kim jestem ja.