czwartek, 27 września 2012

Jedenasty.

XI


~*~Ola~*~

     - Dobrze, mamo - powiedziałam do słuchawki prawie że rozłączając się. 
     - Tylko nie zapomnij. Granatowa z białą kokardką - przypomniała mi po raz kolejny. 
     - Pa! 
Przecież to tylko spotkanie klasowe. Dla kogo ona chce się tak stroić? Nie dosyć, że już wcześniej poprosiła mnie o kupno dla niej jakiś nowych butów, to teraz ta sukienka. Oczywiście kupię jej te rzeczy, choćby dlatego, że jest moją matką, która dla mnie zrobiła by wszystko. Tylko, że skąd ja mam brać na to kasę? Na razie mi starcza. Ale co później? Może trzeba w końcu zabrać się za jakąś pracę... 
     Tylko do czego ja się nadaję? 
      Do niczego. 
Moje rozmyślanie przerwał ponowny dźwięk telefonu. Czego ona znowu chce, pomyślałam odbierając słuchawkę nie patrząc nawet na wyświetlacz komórki. 
     - Granatowa z białą kokardką! Pamiętam! - wykrzyknęłam. Usłyszałam stłumiony śmiech po drugiej stronie. 
     - Przepraszam, chyba zły moment wybrałem. 
To nie była moja mama. O Boże, przecież to...
     - Harry...! - wydusiłam. - Myślałam, że to moja mama. - Przyłożyłam prawą dłoń do ust i niezdarnie zaczęłam obgryzać paznokcie. - Coś się stało? 
     - Nie. Dlaczego? - zapytał. Dałabym sobie głowę uciąć, że był w tym momencie rozbawiony tą całą głupią sytuacją. - To już nie można zadzwonić do swojej ulubionej koleżanki?
     Ulubionej? 
     - Tak czy inaczej... - ciągnął dalej Harry. - Masz czas w sobotę? 
Wzięłam głęboki oddech i wymamrotałam: "nie". Tylko że owo "nie" zabrzmiało jak "tak".
     - Świetnie - powiedział z taką szybkością, że nawet nie zdążyłam do końca zajarzyć na co przed chwilą się zgodziłam. - Jutro wszystko ustalimy. To do zobaczenia w szkole. 
     - Tak, do zobaczenia - odpowiedziałam i rozłączyłam się. 
Czy właśnie Harry Styles zaprosił mnie na... randkę? Boże, co ja mówię. Przecież on tylko chce się spotkać i pogadać. O szkole na przykład. Może nie wie jakie książki są potrzebne do chemii, albo jakie halówki zakupić na wuef. Ale czy ja bym była mu w tym potrzebna? Zaczynam już po woli tracić rozum przez ten cały Londyn. Tyle się zmieniło od czasu naszego przyjazdu tutaj. Nowe miejsca, inne żarcie, One Direction, szkoła... Coś o czym inni mogą tylko pomarzyć. Czasami jednak myślę, że w tym wszystkim musi być jakiś "haczyk". No bo z jakiej racji taka zwykła dziewczyna jak ja znalazła sobie miejsce w tak wielkim mieście jak Londyn? Hmm, to w końcu zasługa mojej przyjaciółki. Gdyby nie Diana na pewno nadal siedziałabym przez monitorem komputera i z daleka podziwiała zdjęcia One Direction. A teraz? Mam numer Harry'ego Stylesa, który przed kilkoma minutami zaprosił mnie na randkę! 
     To chyba nic złego, że nazywam to "randką", prawda?
     I chyba nie przeszkadza innym to, że już od 10 minut piszczę jak idiotka biegając po pokoju w różowej piżamce, prawda? 
     - Ola? 
Zza drzwi wyłoniła się głowa Diany, na której czubku zawinięty był niebieski ręcznik. Dziewczyna uniosła brwi do góry przypatrując się tym samym mojemu dziwnemu zachowaniu. Zrobiła krok do przodu, jednak gdy zauważyła jak się do niej zbliżam powoli zaczęła się wycofywać do tyłu. Z wielkim uśmiechem na twarzy pokonywałam trzy metry dzielące mnie i przyjaciółkę. A gdy w końcu znalazłam się na tyle blisko by rzucić się na nią i wrzeszczeć tak tandetne słowa jak "umówiłam się z Harrym na sobotę!", zrobiłam to. Diana próbowała wyrwać się z mojego silnego uścisku, jednak nie udawało jej się to. Po chwili dałam jej spokój i pozwoliła bezpiecznie wejść jej do naszego pokoju.
     - To gdzie Cię zaprosił? - zapytała niepewnie Diana.
     - Nie wiem - odpowiedziałam. - Znaczy, jutro mamy ustalić. 
Blondynka zaśmiała się cicho po czym ściągnęła ręcznik z głowy i zaczęła rozczesywać swoje mokre włosy. 





~*~Diana~*~

     - Siódma trzydzieści! Wstawać dziewczyny! - Usłyszałam dobiegający z dołu głos mojego taty. Jak on daje radę tak wcześnie wstawać? 
Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej podpierając się przy tym na łokciach. Szturchnęłam bezwładnie leżącą obok mnie Olkę i wyszeptałam cicho: "wstawaj". Gdy dziewczyna nie zareagowała ponownie zaczęłam nią szturchać. Dopiero po pewnym czasie obudziła się na tyle, by mogła samodzielnie wstać i pójść do łazienki. 
     W tym samym czasie, gdy Ola odbywała poranną toaletę, zaczęłam szykować sobie ubrania do szkoły. Wyciągnęłam z szafy pudrowe rurki i kremową bluzkę z kołnierzykiem i rękawami 3/4. Odłożyłam ciuchy na łóżko, po czym kucnęłam przy niespakowanej torbie. Otworzyłam szafkę stojącą tuż przy łóżku i zaczęłam wyciągać z niej potrzebne książki. Chemia, biologia, język angielski... W pewnym momencie z półki wyżej na podłogę spadła mała karteczka. Chwyciłam ją w rękę i przewróciłam na drugą stronę. 
Mama.
Poczułam dziwny ucisk w żołądku, a serce jakby podeszło mi do gardła, gdy tylko zobaczyłam uśmiechniętą twarz młodej kobiety. Burza blond loków opadała jej na smukłe ramiona zdobione różową koronką, a zielone oczy odbijały w sobie promienie słońca. Dokładnie pamiętałam dzień gdy to zdjęcie zostało wykonane. Był to lipiec lub sierpień. Wakacje. Byliśmy w tedy nad jeziorem niedaleko naszej miejscowości. Któregoś dnia mama obudziła się ze znakomitym humorem. Uśmiechem witała każdego w zasięgu swojego wzroku. Tak jakby nie wiedziała, że za ponad tydzień miała umrzeć. Właściwie to skąd mogła to wiedzieć? Pamiętam jaka była szczęśliwa tego dnia. Do końca nie zdawałam sobie sprawy dlaczego. Do dzisiaj nie mam pojęcia co było powodem jej radości... Otarłam pojedynczą łzę z mojego policzka i uświadomiłam sobie jak bardzo zapomniałam o mojej mamie. Przyrzekałam, że nigdy tego nie zrobię... A teraz? Teraz czuję się z tym okropnie. Jakby moje serce rozpadło się na milion drobniutkich kawałków, a jedyne co mogłoby je skleić w jedną całość to rozmowa z moją mamą. Prawdziwą mamą, stojącą tuż obok mnie i głaszczącą mnie po głowie, tak jak to miała zawsze w zwyczaju robić. Pociągnęłam nosem i zgięłam zdjęcie w pół dokładnie zapamiętując każdy szczegół fotografii. 
     - Śniadanie jest już gotowe - oznajmił Kamil uchylając delikatnie drzwi. Odwróciłam się do niego i skinęłam głową. - Hej, czemu płaczesz? Coś się stało? 
Chłopak otworzył szerzej drzwi i bezszelestnie wsunął się do pokoju. Kucnął przy mnie po czym dokładnie zmierzył moją twarz wzrokiem. Musiał zauważyć, że płakałam bo po chwili przytulił mnie mocno do siebie. 
     - Chciałabym odwiedzić mamę - powiedziałam gdy w końcu wynurzyłam się z objęć mojego brata. 
     - Ale przecież...
     - Wiem, że jest tysiące kilometrów stąd. Chcę tylko ją przeprosić - powiedziałam na jednym wdechu pakując książki do torby. 
     - Za co przeprosić? - Kamil usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na mnie z ukosa. Gdy przez dłuższą chwilę mu nie odpowiadałam ponownie się odezwał. - Masz teraz szkołę, nie możesz tak znikąd wrócić do Polski. 
     - A co z weekendami? - spojrzałam na niego.
     - Diana, to nie jest takie proste. Przecież tata nie puści Cię samą. Nawet gdyby chciał z Tobą polecieć to nie może, pracuje. 
     - Daj spokój, nie jestem małym dzieckiem - powiedziałam szybko. Wstałam z miejsca i sięgnęłam po naszykowane ubrania. Zagarnęłam je ręką i przerzuciłam je sobie przez ramię. - To będzie moja decyzja czy tam polecę czy nie. A teraz wybacz, chcę przyszykować się do szkoły. 
     - Gdy zdecydujesz... - Kamil ruszył ku drzwiom. - Najpierw nas uprzedź nim wrócisz do Polski - powiedział i zniknął. 
Westchnęłam głośno po czym wciągnęłam na siebie rurki i bluzkę. Schowałam zagięte zdjęcie do kieszeni po czym wyszłam z pokoju kierując się do łazienki. Minęłam Olę w przejściu i szybko zamknęłam się w pomieszczeniu. Spięłam włosy w wysokiego kucyka po czym obmyłam dokładnie twarz lodowatą wodą, co przyniosło natychmiastowe rozluźnienie. Podkreśliłam oczy eyelinerem, a na usta nałożyłam truskawkowy błyszczyk. 
     Na śniadanie zjadłam tylko kawałek chleba, nie miałam na nic innego ochoty. Gdy wybiła godzina 8:30 punktualnie zjawili się chłopcy. Mimo ich wielkich uśmiechach na twarzy, na mojej nie pojawił się nawet podobny. Nadal czułam się źle z myślą, że tak bardzo zaniedbałam mamę. Przeklinałam w myślach co jeszcze bardziej mnie dobiło. Trzymając blisko twarz przy oknie obserwowałam widoki Londynu.


     Postanowiłam. 
     Mam prawo samodzielnie udać się do Polski bez jakiejkolwiek pomocy czy ochrony ze strony mojego ojca czy Kamila. Chcę tam wrócić, chociażby na dwa lub trzy dni. Odwiedzić grób mamy i powiedzieć jej wszystko, czego nie zdążyłam jej powiedzieć. 
     Dzisiaj jest wtorek, więc powinnam z łatwością zdobyć bilet na samolot do Polski w piątek. Chcę lecieć sama. Tata powinien zrozumieć. Wie, jak bardzo ważna jest dla mnie mama, jak potrzebuję jej obecności. A tak zdobyć mogę ją przez Polskę. 
     Wpatrywałam się tępo w tablicę, na której grubą linią pan Brown -nauczyciel matematyki, rysował jakieś działania matematyczne. Widziałam jego wąskie usta poruszające się z dziwną szybkością, ale nie słyszałam słów przez niego wypowiadanych. Zatraciłam się w swoich myślach, w swoim świecie. I dopiero Niall, który kilkakrotnie zaczął wypowiadać szeptem moje imię, tchną mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na niego i mimowolnie uśmiechnęłam.
     - Mogę pożyczyć długopis? 
     - Stary, przecież przed chwilą Ci dawa... - powiedział Harry, który po chwili dostał mocnego kuksańca w bok od swojego blond kolegi, po czym sykną niezadowolony z bólu i odwrócił się w stronę tablicy. Spojrzałam na Niall'a, który delikatnie zaczerwieniony nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. Wyjęłam z piórnika niebieski długopis i podałam mu go ze stłumionym: "proszę". Ten wymówił bezgłośnie "dzięki" po czym odwrócił się do mnie tyłem. Zaczął mówić coś Harry'emu na ucho, a po chwili skupił się na lekcji. 
     - Niall jest słodki, prawda? - usłyszałam Olkę, która rysowała w zeszycie małe serduszka. 
     - Proszę? - spytałam patrząc na nią z ukosa. 
     - Nic. Tak tylko pytam. 
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem po czym wróciła do rysowania. 
     Czy Niall jest słodki? Hmm, równie dobrze mogłabym powiedzieć tak o każdym innym chłopaku. Chociaż nie. Nie każdy jest "słodki", cokolwiek to znaczy... Słodka może być czekolada, czy cukierek. Ale chłopak? 
     Niall jest słooodziutki, nie oszukuj się - usłyszałam czyiś cichy śmiech w mojej głowie. Może zaprzeczysz? - i znów ten głos. 
     Okej, ja już chyba wariuję. Gadam sama ze sobą w myślach? To już chyba nie jest normalne. 





~*~Laura~*~

     - Nie - powiedziałam stanowczo patrząc ojcu w oczy. - Emily na to nie zasługuje. 
     - Laura, czy ty siebie słyszysz? 
     - Słyszę! - wykrzyknęłam. - Ale ty za to chyba nie rozumiesz co ja do Ciebie mówię! Ile razy Ci powtarzałam jak bardzo jej nienawidzę? Ona niszczy naszą rodzinę, o ile już tego nie zrobiła... Coraz częściej się z nią widujesz, coraz więcej kasy na nią wydajesz. Nie widzisz tego? Ona Cię naciąga! Nie mogę uwierzyć w to, że jesteś tak naiwny! Na dodatek pozwoliłeś jej tutaj zamieszkać! 
     - Posłuchaj - ojciec podniósł ton i spojrzał na mnie surowo. - Jeżeli nie zaakceptujesz Emily, to...
     - To co?! - Uderzyłam pięścią w stół. - Jeżeli wolisz ją ode mnie, to lepiej będzie jak to ona zamie moje miejsce w tym domu. Z resztą co ja mam do stracenia? Wiedziałam, że Ci na mnie nie zależy. - pokręciłam głową i ruszyłam na górę. 
     - Laura, zaczekaj! - zawołał w tym samym momencie gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi do mojego pokoju. 
     Otworzyłam gwałtownie szafę i wyjęłam z niej dwie walizki, po czym równie szybko wyrzuciłam całą pojemność szaf. Pakując niezdarnie rzeczy do środka walizek ocierałam płynące po policzkach gorzkie łzy. Nie miałam pojęcia, że tyle dla niego znaczę (tyle - czytaj: nic). Jeżeli ta wstrętna baba ma zamieszkać w naszym domu, to na pewno nie ze mną. Nie mam zamiaru dzielić z nią kuchni, salonu czy nawet korytarza. Dopięłam ostatni zamek w walizce i zaciągnęłam je do drzwi. Wciągnęłam na nogi czarne trampki, a na ramiona narzuciłam przeciwdeszczowy płaszcz. Trzymając w kieszeni telefon zbiegłam po schodach razem z ciężkimi torbami. Na szczęście nie natknęłam się po drodze na ojca, to ostatnia rzecz jaką chciałabym dzisiaj zrobić. Po cichu wymknęłam się z domu i od razu poczułam na swojej twarzy zimny deszcz. Spojrzałam na zachmurzone niebo po czym chowając się pod kapturem ruszyłam przed siebie. Dokładnie nie zastanawiałam się nad tym gdzie idę. Wiatr się zmagał, a deszcz prawie całkowicie ograniczał mi widoczność. Przechodnie patrzyli na mnie dziwnie. Kilka osób pytało się czy wszystko ze mną dobrze, a niektórzy nawet oferowali pomoc. Ja jednak nie korzystałam z żadnej propozycji. Po prostu chciałam być sama. Nie ważne, że padał deszcz, że wiatr całkowicie szamotał moimi włosami w każdym kierunku, i nie ważne że po kilku następnych krokach jakiś samochód zaczął trąbić na mnie przy przejściu dla pieszych. Po prostu chciałam odejść z tego miejsca jak najdalej. Po kilku minutach usłyszałam za sobą czyjeś wołanie. Nie odwracając się nadal szłam przed siebie. 
     - Laura! 
Ktoś mocno pochwycił mnie za ramiona i odwrócił dookoła własnej osi. Ujrzałam ciemne czekoladowe oczy otoczone wachlarzem długich rzęs, z których sączyły się krople deszczu i ogromne zdziwienie wymalowane na twarzy. 
     - Zayn? - spytałam ledwie łapiąc oddech.
     - Co ty wyprawiasz? - chłopak wyrwał mi z rąk walizki i jednocześnie ciągnąc mnie za rękę poprowadził do czarnego audi. Nim zdążyłam się obejrzeć siedziałam już w ciepłym wnętrzu auta Malika. Z każdej części mojej garderoby płynęła woda wsiąkając przy tym w nowoczesne siedzenia. Zayn usiadł na miejscu pasażera i zatrzasnął za sobą drzwi. Przetarł mokre włosy dłonią i wbił we mnie swój wzrok. Patrzyłam na niego tępo szukając chociażby jedną malutką wadę w jego doskonałej twarzy. Nic takowego nie ujrzałam. 
     - Laura, co jest grane? - zapytał kładąc swoją rozgrzaną dłoń na moim ramieniu.
     Rozpłakałam się zamiast odpowiedzieć mu cokolwiek. Po chwili poczułam otaczające mnie ciepło i silne ramiona Zayn'a. Chłopak niezdarnie zaczął mnie głaskać po mokrych włosach próbując tym samym uspokoić mój histeryczny szloch. 
     - Cii, spokojnie - wyszeptał mi do ucho. 
Czułam się taka mała. Taka samotna, zmęczona i krucha. W tym momencie każde słowo było w stanie mnie zranić lub zabić. Po kilku dobrych minutach odzyskałam panowanie nad sobą i powoli odsunęłam się od Zayn'a prostując się tym samym na siedzeniu. Chłopak zachował bliską odległość między nami i splótł nasze palce w jedność. Po chwili i bez żadnych pytań (co mnie jak najbardziej uszczęśliwiło) oderwał się ode mnie i położył dłonie na kierownicy. Ostatnie spojrzenie na mnie z ukosa i po chwili rozległ się cichy warkot silnika. 
     Jechaliśmy w milczeniu. Z każdą minutą robiło mi się coraz zimniej, co spowodowały moje przemoczone ubrania. Oparłam głowę na zagłowiu siedzenia i zaczęłam wsłuchiwać się w równy oddech Zayn'a. Coraz bardziej mnie to uspakajało i zaczęłam zapominać o dzisiejszej sytuacji, o ojcu, o Emily, o deszczu, o świecie...

     Obudziłam się z głową w miękkiej poduszce i ciałem przykrytym ciepłym kocem. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w pokoju Zayn'a. To trochę dziwne, gdyż nie przypominam sobie bym w jakikolwiek sposób się tutaj dostała. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przeczesałam dłońmi włosy, które swoją drogą były już suche. Ziewnęłam cicho i przeciągnęłam się w każdą możliwą stronę. Ej, zaraz... Co ja mam na sobie? Spojrzałam na "swoją" koszulkę, która w żadnym stopniu nie przypominała tej, w którą byłam dzisiaj ubrana. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to musiała być koszulka Zayn'a, gdyż wyraźnie była na mnie o kilka rozmiarów za duża. Odkryłam koc z moich nóg, na których nic nie zastałam. O Boże... Przytknęłam dłonie do ust i zaczerwieniłam się po uszy. Przecież on musiał mnie w to ubrać, widzieć moje nagie nogi, brzuch... Schowałam twarz w poduszkę, po czym ponownie usiadłam na łóżku. 
     W pewnym momencie drzwi uchyliły się, a moim oczom ukazał się Zayn w samych spodniach od dresu. Po raz kolejny zarumieniłam się i próbowałam spuścić wzrok na dół. Jednak mimo to on ciągle wędrował na wyrzeźbiony tors Mulata. Gdy w końcu chłopak mnie zauważył bez żadnego skrępowania znalazł się tuż przy mnie. Dopiero po chwili zrozumiał, że dziwnie czuję się w sytuacji widząc go bez koszulki, bo również się zaczerwienił.
     - Jak się czujesz? - zapytał w końcu kładąc swoją dłoń ma moim czole. 
     - Dobrze - odpowiedziałam patrząc na swoje dłonie.
     - Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej... - sprostował otulając mnie szczelnie kocem. - Laura? 
     - Tak? - Spojrzałam na niego. 
     - Dlaczego... - zaczął niepewnie. - Coś się stało? Dlaczego spakowałaś swoje rzeczy do walizek? 
Przygryzłam ze zdenerwowania dolną wargę po czym westchnęłam głośno. 
     - Pokłóciłam się z ojcem - powiedziała ściszonym głosem. - Emily się do nas wprowadziła. Dobrze wiesz jak ja jej nie znoszę. Ta kobieta niszczy naszą rodziną, a co gorsze, mój ojciec w ogóle tego nie widzi. Jest strasznie naiwny. A ja nie mam zamiaru mieszkać z Emily pod jednym dachem! 
     - Więc co zamierzasz? - zapytał unosząc brwi do góry. - A gdybym Cię nie znalazł... Gdzie byś teraz była? 
     - Nie wiem. 
     - Laura, możesz tutaj zostać. - Zayn pogłaskał mnie po policzku i spojrzał mi w oczy. - I nie zaprzeczaj, bo i tak to Ci się nie uda. Dopóki nie wyjaśnisz sobie z ojcem paru spraw, zamieszkasz u nas. 
     - Zayn, ale ja nie mogę - powiedziałam szybko skubiąc rąbek koca. - Nie chce wam schodzić na głowę... Przecież macie swoje sprawy, własne życie.
     - Przestań. Od dzisiaj mieszkasz razem z nami. Żadnego ale. 
Chłopak uśmiechną się do mnie i otoczył ramionami. Wtuliłam się jego nagi tors i wyszeptałam cicho: "dziękuję". 
     Gdyby nie on, to pewnie teraz siedziałabym na jakiejś ławce moknąc i trzęsąc się z zimna. Zaoferował mi pomoc za nic... Będę mu wdzięczna do końca życia. Przynajmniej na nim mogę polegać. W tym momencie jest mi bardzo potrzebny, i w pewnym sensie cieszę się, że znalazł mnie w tedy na ulicy. Mimo, że nie prosiłam się do niego do domu, to on i tak mnie przygarną. Takich ludzi się ceni. Ceni ponad życie. 









Hej.  : ) 
I tak właśnie natchnięta  przez dzisiejszy film pt. Jesteś Bogiem zdołałam dokończyć ten rozdział. : D Wyszło jak wyszło, ale to dopiero początek (tak jakby), więc akcja się powoli rozkręca. Tak myślę. ; dd
Dziękuję za wszystkie komentarze, które znalazły się po rozdziałem X i za to, że czytacie mojego bloga. <3 
Pozdrawiam, Kinga.




czwartek, 20 września 2012

Dziesiąty.

X


~*~ Diana ~*~ 


     Pierwszy dzień zajęć w zupełnie nowej szkole, zupełnie odmiennym środowisku i na dodatek pomiędzy obcymi ludźmi. 1 września jakoś nigdy nie należał do mojego ulubionego dnia w roku. Mimo to zawsze szłam do szkoły z wielkim uśmiechem wiedząc, że czekają tam na mnie znajomi. Lubiłam się uczyć. Dziwne? No może trochę. Chociaż w naszej rodzinie zapał do nauki był dziedziczny. Mój ojciec skończył studia, moja mama również, teraz Kamil powoli wkracza w tę strefę. To dlaczego niby ja miałabym być inna? W odróżnieniu od mojej przyjaciółki nie jestem. Olka jakoś nigdy nie przepadała za szkołą, zawsze próbowała różnych wymówek by do niej nie chodzić. Średnia jej ocen była, jakby to ująć... średnia. Próbowałam ją wielokrotnie zachęcić do nauki, wpadło jej w tedy parę dobrych ocen. Lecz po jakimś czasie straciła do tego motywację, a ja już nie miałam ochoty jej pomagać. 
     Mimo to dzisiejszego dnia wstanie z łóżka było dla mnie nadzwyczaj trudne. Jakby ta ciepła pościel owinęła mnie dookoła i nie chciała wypuścić. Najchętniej nie protestowałabym gdyby nie mój tata. Już o 6 rano (a zajęcia zaczynały się o 10!) wparował do naszego pokoju i nas obudził. 
     Po kilku minutach zeszłam razem z Olą na dół. O dziwo Kamil również nie spał, Laura i jej ojciec także. Kto normalny wstaje o tak wczesnej porze? 
     - Hej! - wykrzyknęła radośnie Laura. Pomachałam do niej jednocześnie ziewając. - Ocho, ktoś tutaj się chyba nie wyspał. 
     - Jest szósta rano - powiedziałam. - Szósta - podkreśliłam gwoli ścisłości. 
Blondynka zachichotała i usiadła przy stole. Po chwili dołączyłam do niej, następnie cała reszta domowników. Stół był przepełniony jedzeniem, smacznym jedzeniem. Kanapki ze świeżymi warzywami, gorąca czekolada, owoce... Chwyciłam za pierwszą z brzegu kromkę i wpakowałam ją do ust. Ola spojrzała na mnie z obrzydzeniem, lecz po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
     - A ty co się tak cieszysz? - zapytałam z pełną buzią. 
     - Dzisiaj pierwszy dzień szkoły - odpowiedziała z entuzjazmem i ugryzła czerwone jabłko. 
     - Nadal nie rozumiem. - Wzięłam kolejną kanapkę i zaczęłam ją powoli jeść. 
     - Jesteś strasznie nudna, wiesz? - Ej, nie jestem. - Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe wszystko! Nie czujesz tego? 
Nie, sorry, nie czuję tego. Czuję jedynie przepyszny zapach tej kanapki ze świeżymi pomidorkami. 
Ola wzruszyła ramionami i wróciła do obgryzania swojego jabłka. 
     
     Zaczęła dochodzić ósma. Leżałam na łóżku wpatrując się w otwartą szafę. Z racji tego, że to "uroczyste" święto więc wypadało by ubrać się stosownie. Tyle, że ja nie mam nic z tej serii. Przekopałam całą szafę i nic nie znalazłam. Po chwili usłyszałam ciche skrzypnięcie, a do pokoju weszła Laura. Trzymała w ręku jakiś czarny materiał. 
    - Słyszałam, że nie masz się w co ubrać - powiedziała i podeszła bliżej. - Masz. Możesz założyć moją sukienkę. 
Dziewczyna rzuciła w moją stronę cieniutką sukienkę. Usiadłam po turecku i chwytając za jej końce rozłożyłam materiał w powietrzu. 
     - Jej, jest śliczna - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Serio, mogę? 
     - Jasne. To taka mała pożyczka. - Laura uśmiechnęła się szeroko. - Powodzenia pierwszego dnia w szkole. 
     - Dzięki. Przyda się.

     Po godzinie byłam już gotowa. Założyłam sukienkę od Laury, beżowe obcasy i tego samego cieniutki sweter. Mimo, że słońce świeciło to nie było zbyt ciepło. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż. Dochodziła powoli 9:30, a Aleksandra nadal siedziała w łazience. Już miałam po nią iść gdy w końcu gotowa stanęła w progu pokoju. Miała na sobie popielatą sukienkę z rękawkiem 3/4, czarne wysokie buty i małą czarną torebkę. 
     - To jak? Idziemy? - wydusiła. 
Pokiwałam głową i zeszłyśmy na dół. Kamil zaoferował nam podwózkę. Sam z resztą miał rozpoczęcie roku na 11:00 więc od razu mógł pojechać do swojej szkoły. 
     Po jakiś 20 minutach dotarliśmy na miejsce. Na parkingu stało mnóstwo samochodów, przed budynkiem kręciło się wiele osób. Wysiadłyśmy z auta i ruszyłyśmy ku wielkim drzwiom. Z każdym kolejnym krokiem czułam na sobie wzrok innych. Z resztą Olka chyba też dziwnie się poczuła gdyż momentalnie poczerwieniała. Przeszłyśmy przez wąski korytarz gdy nagle ktoś niespodziewanie stanął przed nami. 
     - Hej, to wy jesteście te nowe? - Niska dziewczyna o długich kruczoczarnych włosach obdarowała nas szczerym uśmiechem ukazując tym samym aparat na zębach. Miała na sobie strój galowy i niskie conversy. 
     - Cześć - odpowiedziałam i również się do niej uśmiechnęłam. - Jestem Diana, a to moja przyjaciółka Ola. - Przedstawiłam siebie i Olkę. 
     - Strasznie miło mi was poznać. Ja jestem Shannon. 
     - Możesz nam powiedzieć gdzie jest klasa pana - Ola zamyśliła się. - Ehm, Hewsona? 
     - Tak. Z resztą tak się składa, że on również jest moich wychowawcą. - Uśmiechnięta Shannon zaczęła nas prowadzić.
Po chwili dotarłyśmy na miejsce. Nie duże pomieszczenie, o beżowych ścianach i kilku rzędach ławek. Przeciętnie. Na swoich miejscach siedziało już kilka uczniów, wszyscy pochłonięci rozmową. Nawet nie zauważyli gdy weszłyśmy. Nowo poznana koleżanka usiadła w pierwszej ławce obok dziewczyny z rudymi włosami. 
     - Chodź, tam jest wolne. - Olka szturchnęła mnie łokciem i wskazała ostatnie miejsce przy ścianie. 
Przeszłyśmy przez 5 rzędów gdy w końcu dotarłyśmy na miejsca. Ola wgramoliła się pierwsza zajmując tym samym najlepszą miejscówkę - przy samej ścianie. Parę osób spojrzało na nas niemrawo, lecz nie bardzo się zainteresowali nowymi koleżankami. Po kilku minutach do klasy wszedł wysoki, posiwiały mężczyzna ubrany w czarne jeansy i tego samego koloru sweterek. W klasie zapanowała cisza. 
     - Witajcie po wakacjach. Mam nadzieję, że udanych. - Uśmiechnął się. Nie wiedzieć dlaczego, już go polubiłam. - Mam dla was niespodziankę. Pewnie już zauważyliście, lub nie, w naszej klasie mamy nowych gości. - Nauczyciel spojrzał na mnie i Olę i poprosił nas na środek sali. 
Po podaniu podstawowych informacji o sobie mogłyśmy powrócić na swoje miejsca. Jak się dowiedziałam pan Hewson ma na imię Brian i oprócz tego, że jest naszym wychowawcą, to również uczy języka angielskiego. Podał nam plan na najbliższy tydzień i po omówieniu podstawowych zasad wychowania w szkole mogliśmy wracać do domu. 
     - W takim razie widzimy się jutro - dodał. - Miłego dnia ży...
Nie zdołał dokończyć gdy nagle drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, a do klasy wparowali dwaj chłopacy. 
     - Horan, Styles! - wrzasnął pan Hewson. - Wiedziałem, że kogoś mi tutaj brakuje. Trochę się spóźniliście. 
     No nie wierzę. 
     Co oni tutaj robią?! 
Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która z rozdziawionymi ustami przypatrywała się tej całej sytuacji. 
     - Przepraszamy, to przez ten deszcz - wydusił z siebie Harry. 
     - Panie Styles, przecież nie pada. - Nauczyciel wyjrzał za okno. 
     - Serio? - Lokowaty zrobił dziwną  minę przez co parę dziewczyn w klasie zachichotało. Dumny Styles puścił do jednej oczko. Po chwili nas zauważył. Zdziwiony zaczął szturchać Niall'a w bok. Puknęłam się dwa razy w czoło. 
     - Hej! - Ola zaczęła wymachiwać gwałtownie ręką w tym samym czasie gdy zabrzmiał dzwonek. Uczniowie zaczęli się rozchodzić, więc ja również ruszyłam ku wyjściu ciągnąc za sobą moją przyjaciółkę. 
     - To do zobaczenia jutro. Pa! - Shannon minęła nas w korytarzu i z radością wybiegła ze szkoły. 
     - Co oni tutaj robią? - zapytałam patrząc na Olę. Dziewczyna wzruszyła ramionami i zaczęła się rozglądać. 
To chyba dziwne, że takie gwiazdy jak oni chodzą tutaj do szkoły. Albo i nie? Zresztą, skąd ja mam to wiedzieć. Nie znam się na tym. Złapałam Olę za rękę i pchając drzwi wyszłyśmy na świeże powietrze. Omal się nie przewróciłyśmy gdy paru kolesi wyprzedziło nas na schodach. 
     - A co wy tutaj robicie? - Usłyszałam za sobą głos blondyna. Odwróciłam się i ujrzałam jego uśmiechniętą twarz. Obok Niall'a stał rozweselony Harry czekający na wyjaśnienia. 
     - Uczymy się? - zapytałam z lekką ironią w głosie. Chłopaki wymienili między sobą spojrzenia i ponownie spojrzeli na nas. 
     - Wasze wejście było świetne. - Ola zaśmiała się cicho. Szturchnęłam ją w bok. Mocno. Spojrzała na mnie z wyrzutami, a ja tylko wzniosłam oczy ku niebu. 
     - Czyli będziemy w jednej klasie - zauważył Niall zakładając ręce na piersi.
     - Ale będzie fajnie. - Styles klasną w dłonie i zaczął się śmiać. 
W tym samym momencie obok nas przeszła wysoka brunetka i spojrzała na Harry'ego. Ten zmierzył ją wzrokiem i pomachał do niej dyskretnie. 
     - Podwieźć was do domu? - Uśmiechnięty Horan wyciągną z kieszeni kluczyki i pomachał nam przed oczyma. 
     - Jasne - odpowiedziała Olka. 
Kurcze, przecież mogłyśmy iść na nogach. Albo nie... Nie doszłabym za daleko w tych butach. Z resztą, co mi szkodzi. 

     - Może wejdziecie do środka? - zapytała Ola. - Laura się ucieszy. 
Stojąc przy drzwiach zmierzyłam przyjaciółkę wzrokiem. Spojrzała na mnie z miną "WTF?", a po chwili wróciła do pożerania wzrokiem blondyna i lokowatego. 
    - Jasne. W sumie nie mamy żadnych planów - odpowiedział uśmiechnięty Harry. 
Westchnęłam cicho i otworzyłam drzwi. Ściągnęłam buty i z wielką ulgą stanęłam na płaskich stopach. Ola wpuściła do środka chłopaków i zamknęła za sobą drzwi. Weszliśmy do salonu gdzie zastaliśmy mojego tatę i Danyego.
     - Cześć - powiedziałam. 
     - Już wróciłyście? Tak szyb... - mój tata odwrócił się w naszą stronę. Odchrząkną cicho patrząc na naszych gości. 
     - Dzień dobry - wyrecytowali równo Niall i Harry. Tata uśmiechnął się do nich i kiwną ręką. Dany spojrzał na nas. 
     - Cześć chłopaki! - Mężczyzna wstał z miejsca i uścisnął ich dłonie. - Dawno was tutaj nie było. 
     - Wie pan jak jest. - Horan zaśmiał się cicho. 
     - Ej! Co wy tutaj robicie? - Do pokoju wparowała Laura z wielkim uśmiechem. 
Ucieszyła się na widok przyjaciół i przywitała z każdym z osobna. 
     
     Siedząc w pokoju Laury wyjaśniliśmy jej, jak spotkałyśmy się z chłopakami. Trochę się zdziwiła, że będziemy w jednej klasie, ale nie wnikała. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Jedliśmy ciastka i popijaliśmy kawę gdy nagle zrobiła się godzina 18:00. Boziu, jak ten czas szybko leci. 
     - Hej, może wpadniemy jutro po was do szkoły? - zaoferował się Niall z buzią pełną ciastek. Wybuchłam śmiechem dławiąc się przy tym swoim ciastkiem. Chłopak poklepał mnie po plecach i również zaczął się śmiać. 
     - Zajęcia mamy na 9:00. Będziemy czekać - powiedziałam gdy w końcu złapałam oddech. 
     - Dobra, więc załatwione. - Harry wstał z podłogi i otrzepał swoje spodnie. - To my się zbieramy, nie Nialler? - Lokowaty złapał blonaska za kołnierzyk koszulki i jednym ruchem postawił go do pionu. 
     - Tak. To do zobaczenia jutro - dodał uśmiechnięty Niall. 
Pożegnałyśmy się z chłopakami, a Laura poszła ich odprowadzić.
     - No nie wierzę. Będziemy chodzić z nimi do klasy. - I zaczyna się... - Zajmuję jutro miejsce obok Hazzy, żeby nie było. O mój Boże, jak to brzmi! Będę siedziała w jednej ławce obok Harry'ego Styles'a. 
Wybuchłam głośnym śmiechem i rzuciłam się na przyjaciółkę. Przynajmniej teraz nie będzie ciągle o nich gadać.













Heeej ; D 
Jest kolejny rozdział. Wiem, wiem. Straaasznie krótki. Też mi jest z tego powodu smutno, ale tak jakoś wyszło. Nie miałam zbyt czasu by go napisać, ani też pomysłu. Wyszło jak wyszło, lecz następny będzie zdecydowanie szybciej i na pewno będzie dłuuuuższy. <3 

A tak w ogóle...


Czy wy to widzicie i słyszycie?! ^__^
Boże, ja umarłam. 
I jestem w niebie. <3








poniedziałek, 3 września 2012

Dziewiąty.

IX




Diana

Harry, nie ma tak! - Ola wydarła się na loczka podchodząc bliżej niego.
- Przecież nic nie zrobiłem. - Chłopak podniósł ręce w geście poddania się po czym zaśmiał się radośnie. Ciemnowłosa fuknęła i odwróciła się w kierunku Liama. Szepnęła mu coś na ucho po czym z triumfalnym uśmiechem przymierzyła się do odebrania piłki, którą swoją drogą miałam ja zaserwować.
- Ej, teraz wszystko zależy od Ciebie. - Usłyszałam nad uchem cichy głos Niall'a. Odwróciłam się do niego i spojrzałam się pytająco w jego stronę. - Piłka setowa. Ostatnia.
- Tak. Przecież wiem. - Uniosłam prawą brew ku górze po czym dumnie stanęłam na swoim miejscu. Z drugiego końca boiska Zayn rzucił mi piłkę, którą niezdarnie złapałam. Jakoś przez całą grę całkiem dobrze mi szło, więc teraz też powinnam dać sobie radę.
- Diana, nie zawal. - Styles pokiwał palcem i uśmiechnął się pokrzepiająco.
Uśmiechnęłam się do siebie po czym podrzucając piłkę do góry momentalnie przebiłam ją na przeciwne pole. Louis zręcznie odbił do Liama, który po chwili oddał piłkę w ręce Oli. Dziewczyna przebiła ją kierując lot w stronę Laury. Ta natomiast nie czekając dłużej i bez zastanowienia skosiła piłkę na pole przeciwników.
- Ha, wygraliśmy! - Wykrzyknęłam uradowana.
Harry zawtórował tak samo jak Niall i Laura. Wszyscy przybiliśmy sobie piątkę i spojrzeliśmy na przegraną drużynę.
- Wygraliście... Ale to nie znaczy, że jesteście najlepsi. - Liam podszedł do nas i z wielkim uśmiechem poklepał Styles'a po plecach.
- To właśnie znaczy, że jesteśmy najlepsi. - Loczek zaśmiał się. Liam miał coś powiedzieć, jednak Laura go wyprzedziła.
- Dobra. Wszyscy wygraliśmy. A teraz idziemy jeść. Głodna się zrobiłam.
- O, i w końcu ktoś gada tu od rzeczy. - Horan zaśmiał się wesoło po czym ruszył w stronę ogniska. Po chwili pozostali zrobili to samo.
Chwyciłam szybko za ostatnią paczkę żelek z myślą, że ktoś mógłby ją przede mną zwinąć i wzrokiem przejechałam po zebranych, którzy siedzieli przy ognisku. Zayn siedział obok Laury i co chwila podkradał jej czekoladowe chrupki z paczki; Louis razem z Liamem siedzieli na sąsiedniej ławce i wymieniali się żelkami w kształcie zwierząt; Niall siedział na przeciwko nich pożerając kolejną kiełbasę; natomiast Ola rozmawiała zawzięcie o czymś z Harreh'iem . Zaraz, zaraz... Ze Styles'em? O blondasku już zapomniała? Zaśmiałam się chicho po czym usiadłam obok Horana.
- Teraz już wiem, kto zakosił ostatnią paczkę. - Chłopak spojrzał na mnie i pokręcił głową.
- Przepraszam. Mogę się podzielić. - Otworzyłam paczkę i podetknęłam mu ją pod nos. - W zamian za to, że dołożysz trochę drewna do ogniska. - Wskazałam głową na mały ogień.
- Okej. - Niall uśmiechnął się szeroko ukazując przy tym swój aparat. - Ale pójdziesz ze mną.
- Czyżbyś się czegoś bał? - Zasugerowałam.
- No coś ty! - Blondyn wypiął dumnie pierś do przodu po czym zaśmiał się cicho. - Potrzebuję tylko towarzystwa.
- Rozumiem. - Oboje wybuchliśmy śmiechem i zaczęliśmy zajadać się kwaśnymi żelkami. Niall pochłaniając każdą kolejną wykrzywiał twarz w bardzo dziwny grymas. Kątem oka zauważyłam roześmianą Olkę i Harry'ego, który chyba opowiadał jej jakiś kawał. Odwracając się w drugą stronę dostrzegłam oddalające się dwie postacie. Zayn i Laura? Tak, to byli oni.
- To idziemy po to drewno? - Niall wstał po czym strzepnął ze swojej białej koszulki resztki jedzenia. On chyba serio jest wiecznie głodny. Bez jakiejkolwiek odpowiedzi ruszyłam z nim w kierunku drewnianego domku. Czym bardziej oddalając się od ognia było coraz mniej widać. Wyjęłam z kieszeni telefon i poświeciłam sobie drogę.
- Hej, mogłabyś dać trochę tutaj - Niall wskazał ręką na ciężkie drewniane drzwi. Oświetliłam je. Chłopak z łatwością sięgnął klamki i już po chwili mógł wejść do środka. Mógł, ale tego nie zrobił. Dlaczego? - Nie wziąłem kluczy. 
- Świetnie. - Mój śmiech rozległ się echem. 
- Nie śmiej się ze mnie. - Blondyn udał urażonego. A może na serio go to zabolało? Odwrócił się w stronę reszty znajomych siedzących przy ognisku. - Zapytam Laury gdzie je zostawiła.
- Nie, poczekaj. - Zatrzymałam go. - Laura poszła gdzieś z Zayn'em.
- Z Malikiem? - Niall uśmiechnął się szeroko po czym zaczął potakiwać głową. - A ja się zastanawiałem z kim on tyle czasu spędza. 
- Co masz na myśli? - Zapytałam wodząc wzrokiem po drewnianej chatce. 
- Zayn ostatnio często wychodzi z domu. Jak myślisz, co między nimi jest? 
Podczas, gdy Horan wymienił swoje dwa zdania zdążyłam rozejrzeć się w około dwa razy. Miałam nadzieję, że znajdę coś czym mogłabym otworzyć drzwi lub wybić szybę. Tsa, jasne Diana. Po co od razu wybijać szybę w oknie? Ejej...
- Okno! - Wykrzyknęłam radośnie. Usłyszałam stłumiony śmiech Niall'a. 
- Okno jest między nimi? - Spojrzał na mnie ciekawie. Ja natomiast w ogóle nie wiedziałam o co mu chodzi. - Nie ważne... O co chodzi z tym... - Chyba zajarzył bo momentalnie rozpromienił się jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe, ponieważ uśmiech ma naprawdę szeroki. I do tego taki śliczny... A oczy też ma fajne, i tyłek. Co?! Ja pierdole o czym ja myślę. Puknęłam się w głowę by wybić te głupie myśli. Obeszliśmy chatkę dookoła modląc się by któreś z okien było otwarte. Pierwsze, zamknięte. Drugie, zamknięte. Trzecie, otwarte! 
- Dobra. - Niall podwinął rękawy swojej bluzki i złożył ręce w 'koszyczek'. - No to wskakuj. 
- Chyba oszalałeś! - Prychnęłam. Myślisz, że ja się w to zmieszczę? - Nie wejdę tam. Mam klaustrofobię. - Zrobiłam krok do tyłu i założyłam ręce na piersi. Oczy chłopaka zaiskrzyły, a na twarzy pojawił się dziwny grymas, którym prawdopodobnie był uśmiechem. - Wiesz, co? To coś nazywane jest chorobą i jakoś w cale mi nie jest do śmiechu. 
- Przepraszam. Nie miałem nic złego na myśli. - Spoważniał. - Też mam klaustrofobię. 
- Serio? - Moje oczy przyjęły postać dwóch spodków. Po chwili zaczęliśmy się śmiać. Z czego? Sama nie wiem. Chyba z głupoty. - Okej, więc jak się tam dostaniemy? 
- Byście dołożyli tego drewna jak już tutaj stoicie. - Usłyszałam piskliwy głos Louis'a.
- Loui! - Wykrzyknął szczęśliwy Niall po czym podszedł do kolegi i położył mu dłoń na ramieniu. - Pamiętasz jak zawsze lubiłeś wchodzić przez małe okienka w drewnianych domkach? 
- Tak! Zaraz... Znaczy nie! O co Ci chodzi? - Brunet zrobił minę w stylu 'WTF'.
- O nic, o nic. Zaraz Ci coś pokażę. - Niall uśmiechnął się do mnie chytrze. - No chodź. - Zaczął prowadzić biednego Tomlinsona w stronę okna. 



Zayn 

O mój Boże! Zayn! - Laura uderzyła mnie mocno w ramie po czym szybszym krokiem ruszyła przed siebie. 
- Przepraszam. - Zaśmiałem się cicho. Jednak ona to chyba usłyszała bo przyspieszyła tępa. - Poczekaj! przecież to był tylko żart. - Robiąc dwa długie i zwinne kroki szedłem z nią ramie w ramie. 
- Ładny mi też żart. Przecież wiesz, że nienawidzę jak ktoś mnie straszy. - Przystanęła. - A szczególnie ty. I to na dodatek w ciemnym lesie. Zayn, zgubiliśmy się a ty robisz sobie ze mnie jaja. 
- Dziewiąty raz. 
- Co dziewiąty raz? - Spojrzała na mnie zdziwiona i założyła ręce na piersi. 
- Dziewiąty raz wypominasz mi to, że się zgubiliśmy. - Odpowiedziałem.
- Bo to twoja wina! - Krzyknęła. 
Okej, może i się zgubiliśmy. Ale czy to moja wina? No może trochę bo zapewniałem, że znam ten las jak własną kieszeń... Ale w końcu ona też tutaj zawiniła. Gdyby się nie zgodziła na ten spacer to byśmy nie szwendali się w kółko między drzewami i jakimiś krzakami. Swoją drogą to strasznie dużo tu robactwa. O Boże, chyba coś mi chodzi po nodze! Nie, ja nie chcę umierać! A co jeśli to jakiś jadowity wąż? Albo pająk! O nie, tylko nie to! Nie chcę być Spiderman'em! Chwila... Już przestało. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem przed siebie. Laura wpatrywała się we mnie z przestraszoną miną. 
- Dziwnie się ruszałeś. 
Przez moment tak jakby jej prawy kącik ust powędrował ku górze. Ale po chwili zniknął i znów utworzył wąską linię. Mimo to, uśmiechnąłem się widząc jej szeroko otwarte oczy. Zielone tęczówki odbijały w sobie poświatę księżyca. Długie blond włosy, perfekcyjnie ułożone, opadły jej na ramiona gdy odwróciła głowę w przeciwną stronę. Objęła się rękoma po czym ruszyła przed siebie. Malik, debilu. Jej jest zimno. Ściągaj tę drogą kurtkę i ogrzej ją.  Szybko pozbyłem się jeansowego materiału po czym ruszyłem za Laurą. Już po chwili dogoniłem ją i nałożyłem na jej ramiona kurtkę. Zdziwiona odwróciła się do mnie przodem. W ułamku sekundy przywarła do mnie, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Trwaliśmy w tym szczelnym uścisku kilka dobrych sekund. Może minut? Godzin? W końcu Laura wyplątała się z moich objęć. Spojrzała na mnie i tak po prostu pocałowała. Naturalnie. Jej usta były dokładnie takie same jak w moich snach. Chociaż nie, lepsze! O niebo lepsze. Miękkie, wilgotne i smakowały czekoladowymi chrupkami. Jak ja lubię czekoladowe chrupki. Bez zastanowienia wplątałem palce między jej blond włosy. W między czasie gdy nasze języki tańczyły w rytm wolnej piosenki grającej w mojej głowie a nosy obijały się o siebie, słychać było łamiące się pod naszymi stopami gałęzie. Po całej wieczności jaką wydawał się być ten pocałunek, nasze czoła przywarły do siebie. Laura nadal miała spuszczony wzrok, podczas gdy mój domagał się spojrzenia w jej doskonałe oczy. Z uroczo zaróżowionymi policzkami w końcu to zrobiła. Przeszyła mnie wzrokiem na wylot. Poczułem jak moje kolana miękną, a serce zaczyna szybciej bić. 
- Tutaj jesteście! 
Odwróciliśmy się gwałtownie w stronę czyjegoś krzyku. Harry, idioto! Wybrałeś sobie świetny moment. Chłopak, trzymając w ręku latarkę, poraził nas nią po oczach. Laura zachichotała i schowała twarz w moje ramie. 
- O, sorry. Nie do końca wiem jak to działa. - Skomentował loczek i zaczął kręcić coś przy urządzeniu. Gdy światło znikło uśmiechnął się dumnie. Znów coś pokręcił, a światło ze zdwojoną siło poraziło go w oczy. Wydał z siebie dziwny okrzyk i rzucił latarką o drzewo. Wybuchnąłem głośnym śmiechem. - Śmiej się, śmiej. Za okulistę to ty będziesz płacił. A teraz lepiej chodźmy. Martwią się tam o was. Myśleliśmy, że się zgubiliście. 
- No coś ty! - Odparła dumnie Laura. - Z Zayn'em nie da się zgubić. 
- Wyczuwam tutaj sarkazm, kochana. Jeszcze tego pożałujesz. - Pokręciłem głową. 




Niall


Po 10 minutach czekania za naszymi zgubami, w końcu się znaleźli. Zayn i Laura, oboje uśmiechnięci od ucha do ucha, rozłożyli się na przeciwnej ławce. Liam po chwili wstał i podał wszystkim koce. Siedzący obok mnie Louis zadrżał z zimna. 
- Hej, co jest z Twoją bluzką? - Zapytała Ola patrząc na mojego sąsiada. Momentalnie razem z Dianą wybuchliśmy śmiechem. Wszyscy popatrzyli na nas dziwnie. 
- Kazali mi wchodzić przez takie małe - tutaj Louis rozłożył ręce na szerokość 20 cm. - okienko i wyciągnąć drewno. Wszystko było by okej, gdyby nie gwóźdź wbity w ścianę. - Chłopak pokazał wszystkim potarganą na brzuchu koszulkę i przewrócił oczyma. 
- Dlaczego nie wszedłeś drzwiami? - Zapytała Laura, która szczelnie owinęła się kocem. - Klucze wisiały tuż nad nimi. 
- Że co proszę? - Diana spojrzała na koleżankę i puknęła się w czoło. - Niall, głupku. - Zaśmiała się cicho. 
- Myślałem, że ty je masz. - Wskazałem na blondynkę wtuloną w ramię Zayn'a. 
- Diana, mówiłam Ci, że tam je zawsze zostawiam. 
- Tak? - Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Jakoś sobie nie przypominam.
- Jasne, jasne. Wmawiaj sobie. Pewnie dobrze wiedziałaś, gdzie są. - Zaśmiałem się. - Diana, głupku. - Zniżyłem ton głosu by upodobnić go do tonu dziewczyny. 
- Ej! Ja wcale tak nie mówię! - Prychnęła po czym uderzyła mnie mocno w ramię. 
- Mówisz. 
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie.
- Tak.
- Ha! I tu Cie mam! - Pokazałem jej język i uchyliłem się przed kolejnym mocnym ciosem. 
- Dzieci, przestańcie się kłócić. - Liam spojrzał na nas. 
- Ej, może coś zaśpiewamy? - Zaoferował Zayn wstając z miejsca. Zauważyłem jak Ola i Diana wymieniają znaczące spojrzenie i siadają obok siebie. Po chwili Malik podszedł do mnie i wręczył mi do rąk mój skarb. Przejechałem palcami po strunach i spojrzałem na kolegów. 
- Co pierwsze? 
- Może Autum leaves? - Zaproponował Hazza siadając bliżej mnie. 
- O Boże. Kocham Ed'a. - Diana zapiszczała i klasnęła w ręce. - A piosenka jest nieziemska. 
Uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem powoli wygrywać dobrze znaną mi melodię. Wszystkie spojrzenia zostały skierowane na mnie, lecz po chwili przeniesiono je na Liam'a. 

Another day, another life.   (Kolejny dzień, kolejne życie.)
Passes by just like mine.   (Mija tak jak ja.)
It's not complicated.        (To nie jest skomplikowane.)

Zayn odczekał chwilę po czym i jego głos rozniósł się dookoła.

Another mind, another soul.   (Kolejny umysł, kolejna dusza.)
Another body to grow old.      (kolejne ciało do zestarzenia się.)
It's not complicated.             (To nie jest skomplikowane.)

Louis spojrzał w niebo i z uśmiechem zaśpiewał:

Do you ever wonder if the stars shine out for you?    (Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się czy gwiazdy jaśnieją dla Ciebie?)

- Float down.   (Płynąć w dół.)
Like autumn leaves.   (Jak jesienne liście.)
Hush now.    (Teraz cicho.)
Close you eyes before the sleep.   (Zamknij swoje oczy przed snem.)
And your miles away.    (Jesteś mile stąd.)
And yesterday you were here with me.    (A wczoraj byłaś tu ze mną.)

Po wyśpiewanym przeze mnie refrenie usłyszałem głośne brawa. Spojrzałem na Dianę, która z wielkim uśmiechem krzyczała: bis, bis! Nie pozostawiła nam żadnego wyboru, dlatego też po raz kolejny zaśpiewaliśmy to samo.
Potem było może jeszcze z 8 piosenek. Po woli dochodziła godzina 24:30. Jak ten czas szybko leci... 
- Dobra chłopaki. My już się zbieramy. - Laura wstała z miejsca i przeciągnęła się. - Trzeba zasypać ten ogień bo las spalimy. - Zachichotała.
Po 20 minutach wszystko było już wysprzątane więc zaczęliśmy kierować się ku drodze głównej. Dziewczyny zadzwoniły po kogoś z rodziny, a Loui po Eleanor. Po paru minutach nadjechał pierwszy samochód. Jak się okazało był to brat Diany, Kamil o ile dobrze wyczytałem z rozmów. 
- Zabiję was. Nie dajecie pospać człowiekowi. - Usłyszałem gdy tylko drzwi się otwarły. 
- Oj, przestań. - Diana machnęła ręką po czym zwróciła się do nas. - To do zobaczenia chłopaki! Fajnie było. 
- Trzeba to jeszcze będzie kiedyś powtórzyć. - Harreh pomachał w kierunku dziewczyn. Ola mu odmachała po czym wsiadła do auta. Wymieniłem jeszcze krótkie spojrzenie z Dianą, zanim również znalazła się w środku. Kątem oka zauważyłem coś bardzo dziwnego. A mianowicie Laurę i Zayna razem. On coś szepną jej na ucho za co dostał buziaka w samiuteńki środek ust. 
- Czy ja o czymś nie wiem? - Szepnąłem w stronę Liam'a, który z dokładnie takim samym zdziwieniem przypatrywał się tej scence. 
- Ej, a może oni są razem? - Zagadnął Louis.
- Przecież by nam powiedział. - Harry zmarszczył nos.
Po chwili Laura oderwała się od Malika i weszła do auta. Po chwili auto ruszyło z piskiem opon i powoli zaczęło się oddalać. 
- Co to miało być? - Zapytałem, gdy Zayn do nas podszedł. 
- Ale co? - Uśmiechnął się i włożył ręce do kieszeni.
- No to z Laurą. - Pokręciłem głową. Czy on serio jest taki głupi czy tylko udaje? 
- O, El przyjechała! - Louis wykrzyknął w tym samym momencie co Zayn otworzył usta w celu wyjaśnienia całego wydarzenia. 
- Opowiesz nam później. - Rzucił Liam po czym skierował się ku czarnemu volvo. Wszyscy poszliśmy w jego ślady i już po chwili siedzieliśmy w aucie. Louis wymienił ze swoją dziewczyną szybki pocałunek po czym usadowił się na miejscu pasażera. Ja, Zayn, Harry i Liam, ściśnięci między sobą, modliliśmy się by jak najszybciej dojechać do domu. 
W końcu po 20 minutach dotarliśmy na miejsce. Jako pierwszy rzuciłem się do łazienki i odbyłem szybki prysznic. Stojąc w samych bokserkach nie miałem już sił by wkładać na siebie więcej ubrań, więc opadłem na łóżko i momentalnie zasnąłem. 



Ola


Czyli ty i Zayn? - Usiadłam na łóżku, przebrana w piżamkę, i spojrzałam na Laurę, która stała uśmiechnięta w drzwiach. Diana siedząc na parapecie momentalnie podniosła wzrok. Blondynka przytaknęła po czym wskoczyła na łóżko. 
- Coś ty! - Moja przyjaciółka zeskoczyła z parapetu i również znalazła się na łóżku. - Jesteście razem? 
- Właściwie to nie wiem. - Laura wzruszyła ramionami nadal nie przestając się uśmiechać. - Chyba tak. 
- Jak to, chyba? - Zapytałam trącając ją w bok. - Ty nie widzisz tego, jak on się na ciebie patrzy? 
- Jak? - Zapytała unosząc brwi ku górze.
- Jest tak w ciebie zapatrzony, że nie widzi nic oprócz Ciebie. - Diana uśmiechnęła się wodząc po koleżance wzrokiem. - Widać, że mu się podobasz. Bardzo! 
- Ej, mogłybyście ciszej? - Do pokoju wszedł Kamil w samych bokserkach. 
- A mógłbyś nie wchodzić do naszego pokoju? - Rzuciłam ostro, lecz po chwili uśmiechnęłam się uroczo. 
- I tak już szłam się kłaść. - Laura wstała z miejsca i skierowała się ku wyjściu. Razem z Kamilem poszli w jedna stronę. 
- Kurczę, fajnie by było gdyby byli razem. Idealnie do siebie pasują. - Zauważyłam. 
- Mhm. - Diana ziewnęła i schowała się pod pościel. - Możesz zgasić tę lampkę? 
- Nie. - Prychnęłam.
- Zgaś. 
- Nie.
- Zgaś to, nie! 
- Bo co? 
- Spadaj! - Wydarła się i po chwili wybuchła głośnym śmiechem. 
Zgasiłam lampkę i również wcisnęłam się pod kołdrę. Zamykając oczy miałam tylko jedną myśl w głowie, która nie dawała mi spokoju. Co Liam miał na myśli mówiąc, żebym uważała na Harry'ego. W dodatku dodał, że mam się nie dać jego manipulacjom. Dziwne... Z resztą, pewnie źle coś zrozumiałam. Przekręciłam parę słów i tyle. 









Siemka! <3
Haha, nie spodziewaliście się pewnie kolejnego rozdziału tak szybko, co? : dd
No i dobrze. Bo to taka niespodzianka na rozpoczęcie roku szkolnego. A może raczej nagroda pocieszenia, bo zapewne nikt się nie cieszy z tego, że idziemy znów do szkoły... -.-
Ale wiecie co? Ten pierwszy dzień w szkole dał mi wenę na kolejne rozdziały. : D
Tak wiem, dziwne. Ale to chyba dobrze, nie? ; )
Ten rozdział taki jakiś byle jakiś. Ale miałam na niego pomysł. Może nie w 100% do końca zrealizowałam go, ale mi się podoba. : p
Dziękuję za komentarze pod rozdziałem ósmym i w ogóle. < 3
Jeszcze takie małe ogłoszenie. Ponieważ bardzo fajnie się z wami bawiłam na urodzinach Liam'a to postanowiłam wziąć was także na imprezkę u Niall'erka (który swoją drogą wybrał mnie na osobę towarzyszącą, haha xd). Więc jeśli chcecie jechać to zbierać dupy bo jedziemy do Irlandi z tygodniowym wyprzedzeniem. : D
Haha, w końcu trzeba mieć jakieś marzenia, nie? : dd
Do zobaczenia wkrótce,
Kinga.



sobota, 1 września 2012

Ósmy.



Rozdział VIII





2 tygodnie później


Liam


Trzymając Danielle za jej ciepłą i delikatną dłoń starałem wyciągnąć nas jakoś z tego tłumu. Moja dziewczyna nie przepadała za takimi "niespodziankami" ze strony moich fanów. Zresztą w takim momencie mi również to nie odpowiadało. Nie dość, że byliśmy załadowani ciężkimi walizkami to na dodatek robiono nam zdjęcia i proszono o kilka słów do kamer. Mimo to na naszych twarzach widniał sztuczny uśmiech. Sztuczny, bo nie mieliśmy sił na nic oprócz snu. Całej nocy nie zmrużyliśmy oka, a w drodze do Londynu również nie udało nam się przespać choć kilku minut. Nim się zorientowałem, staliśmy już przy naszym vanie.
- Liam, możesz zapakować walizki do auta - Paul założył na nos ciemne okulary po czym otworzył bagażnik. - Danielle, proszę usiądź już w środku.
Dziewczyna puściła moją dłoń i okrążając samochód weszła do jego środka. Kątem oka zauważyłem jak macha do piszczących kilka metrów dalej małych dziewczynek. Po kolei wrzucałem ciężkie walizki do auta, aż w końcu ze spokojem mogłem usiąść obok Dan. Paul usiadł za kierownicą i odpalił silnik.
- Pasy.
Z niechęcią zrobiłem to o co poprosił. Po chwili poczułem na swoim policzku delikatne gilgotanie. Odwróciłem głowę i ujrzałem Danielle, która z zamkniętymi oczyma wtulała się w moje ramie. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ziewnąłem przeciągle.
- Szkoda, że musieliśmy tak szybko wracać - Dan westchnęła cicho. - Dziękuję Ci. To były najwspanialsze wakacje w moim życiu. - Uniosła wysoko głowę i z wielkim uśmiechem obdarowała mnie cudownym i delikatnym pocałunkiem.
- W moim także - Pogładziłem jej zaróżowiony policzek.


- Li... Kochanie, obudź się. - Ktoś nie dając mi spokoju szturchał mnie bezustannie. - Liam! Wstawaj!
- Dobra, już. Nie krzycz tak. - Przetarłem zaspane oczy i spojrzałem przed siebie. - Przecież nie spałem.
- Jasne. - Danielle zachichotała po czym odpięła moje pasy.
Po chwili dopiero zorientowałem się, że jesteśmy na miejscu. Uff, dom ciągle stoi , pomyślałem wychodząc z auta.
- Liam, bierz swoje walizki. Zawiozę Danielle do domu. - Paul wyszedł z auta uśmiechając się szeroko.
Spojrzałem znacząco na moją dziewczynę. Dochodziła prawie godzina 22:00.
- Myślałem, że zostaniesz na noc. - Westchnąłem. - Mógłbym Cię przecież jutro zawieść.
- Dzięki, Li, ale nie wiem czy zasnęła bym w tym domu wariatów - Zaśmiała się kładąc rękę na moim ramieniu. - Zadzwonię.
Przytaknąłem po czym mocno ją do siebie przytuliłem. Wyciągnąłem z bagażnika wszystkie torby należące do mnie i skierowałem się ku drzwiom do mieszkania. Jednak zanim wszedłem odprowadziłem wzrokiem odjeżdżające auto. Gdy w końcu zniknęło w ciemności wszedłem do środka. Już na samym progu usłyszałem głośną rozmowę chłopaków przerywaną co chwila gromkimi napadami śmiechu. Zamknąłem za sobą drzwi, a walizki odłożyłem na bok. Robiąc kilka kroków znalazłem się w salonie.
- A słyszeliście to? - Zayn wstał z miejsca i dławiąc się śmiechem wykonywał jakieś gwałtowne ruchy. - Och, Harry. Jeszcze nie przestawaj. - Malik zniżył ton głosu.
Wszyscy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki złapali się za brzuchy i kręcąc się na kanapie łapali oddech między śmiechem. Niall przytknął prawą dłoń do ust i zaczął się dusić. Momentalnie doskoczyłem do niego i klepnąłem go dwa razy w plecy. Chłopak odwrócił się i spojrzał po mnie.
- Zawsze zjawiasz się na czas. Jesteś moim aniołem. - Wymamrotał.
- Liam! - Wykrzyknął Louis i przemierzając pół pokoju rzucił mi się na szyję. - Stęskniliśmy się za Tobą.
Z wielkim uśmiechem na twarzy próbowałem go od siebie oderwać. Jednak to nie poskutkowało. Zayn i Niall wykorzystali mój moment słabości i równie mocno przywarli do mnie. Nie dałem rady już utrzymać się w pionie więc wszyscy razem runęliśmy na podłogę.
- Ała! Malik trzymaj łapę z dala od moich ust! - Wrzasną ledwo słyszalnie Blondynek.
- Nie mogę, no! Bransoletka zaplątała się w Twój aparat!
Zayn podniósł się do pozycji siedzącej i pociągnął Niall'a ku górze. Louis popatrzył na nich i wybuchnął głośnym i niepohamowanym śmiechem. Złapałem lewą dłoń Malika i próbowałem wyplątać ich jakoś z tej sytuacji.
- Pójdę po coś ostrego. - Zasugerował Tomlinson z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Niall spojrzał na niego i  z przerażonym wzrokiem próbował odplątać bransoletkę.
- Jest! - Wykrzyknąłem triumfalnie po czym wstałem z podłogi. Szczęśliwy Irlandczyk uderzył Zayn'a w twarz i również podniósł się do pionu.
- Ej! To nie moja wina, że w ten metal wszystko się wplątuje. - Mulat zachichotał i opadł na kanapę.
- Jeszcze pół roku i będę od niego wolny. - Stwierdził Horan siadając w fotelu.
- Myślę, że to się nada. - Do pokoju wszedł Lou, który trzymał w ręku wiertarkę.
- Już sobie poradziliśmy. - Podszedłem do niego odbierając mu przy tym narzędzie. - Skąd tyś to wziął?
- Harry ostatnio znalazł na ulicy. - Chłopak wzruszył ramionami, jakby było to coś naturalnego. Jasne, kto normalny zbiera śmieci... 
- Okej, nie ważne. - Stwierdziłem odkładając wiertarkę na bok. - Właśnie... Gdzie jest Harry? Nigdzie go nie widziałem.
Wszyscy nagle popatrzyli po sobie i momentalnie wybuchnęli śmiechem. Boże, z kim ja żyję? Usiadłem na kanapie obok Zayn'a, a Louis po chwili zrobił to samo.
- No? Nie powiecie mi z czego tak rżycie?
- Harry jest... On jest... - Zaczął Lou, jednak nie zdołał dokończyć gdyż po raz kolejny zalała go fala śmiechu. - Jak by Ci to tak...
- Harry się pieprzy z laską do góry. - Wycedził Niall. Po chwili złapał poduszkę w obie ręce i schował w niej twarz.
- Liam, szkoda, że nie słyszałeś jak... - Zayn wstał z miejsca i spojrzał na mnie. - Z resztą może jeszcze nie skończyli. Chodźcie, posłuchamy!
- Dobra! - Horan, cały czerwony, zerwał się z miejsca i podciągając spadające mu z tyłka spodnie kierował się ku górze. A Zayn za nim.
- Ej, dajcie mu spokój! - Wykrzyknąłem. - Która to w tygodniu? - Zapytałem Louis'a.
- Poczekaj - Chłopak zaczął wyliczać na palcach. - Chyba trzecia.
- Boże, Styles, opanuj tą dupę. - Pokręciłem głową.
Sam nie rozumiałem dlaczego on to właściwie robi. Praktycznie co noc przebywał z jakąś inną dziewczyną. Nie obchodzi go w ogóle to, czy ją zrani czy też nie. On liczy jedynie na dobrą zabawę, i jak to sam mówi - YOLO i do przodu. Tak nie powinno być. Jutro z nim pogadam.
- A tak właściwie to jak tam we Włoszech? Podobało się Danielle? - Zapytał Zayn siadając na swoje dawne miejsce. Niall zniknął w kuchni.
- Tak. Było niesamowicie.
Z wielkim uśmiechem na twarzy opowiedziałem chłopakom o całym tygodniu spędzonym z moją dziewczyną. Oni słuchali uważnie i niekiedy zadawali jakieś pytania. Gdy dochodziła godzina 24:00 postanowiłem zanieść do pokoju wszystkie torby i rozpakować je. Przechodząc długim korytarzem w stronę mojego pokoju usłyszałem dziwne dźwięki dochodzące z pomieszczenia na lewo. Na klamce od pokoju Harreh'a wisiała biała skarpetka. Idioto, kiedy Ci to minie? Zapytałem samego siebie i powoli dotarłem do siebie.
Po 30 minutach rozpakowywania ubrań w końcu zmęczony położyłem się do łóżka.






Diana


Minęły już dwa tygodnie od naszego pobytu w Londynie. Przez ten czas razem z Olą zdążyłyśmy zwiedzić prawie każdy zakamarek tego miasta. Prawie cały czas towarzyszyła nam Laura. Może dziwnie to zabrzmi, ale teraz traktuję ją jak przyjaciółkę. Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale łączy nas bardzo bliska więź. Z resztą Olka myśli tak samo. Kamil znalazł sobie pracę w małej kawiarni kilka przecznic dalej. Dziś był jego pierwszy dzień pracy tam. Natomiast mój tata ograniczył czas, który poświęcał poza domem i teraz znacznie dłużej przesiaduje z nami. Dany od dłuższego czasu zastanawia się czy nie zaprosić do nas Emily. Chciałby nam ją przedstawić. Sama nie wiem co o tym myśleć. Laura nie bardzo ją lubi. Miała dać jej szansę, ale nie wiem co z tego wyszło. Najprawdopodobniej nic, gdyż dziewczyna stara się omijać temat dziewczyny jej ojca. Z Harry'm spotkałam się jeszcze dwa razy. Stwierdzam, że jest bardzo fajnym chłopakiem. Mimo to nic więcej nie chciałam oprócz przyjaźni, co bardzo uraziło moją przyjaciółkę. Ola nadal nie przywykła do tego, że mam numer Harry'ego Styles'a. Teraz siedzi zapatrzona w plakat One Direction wiszący na ścianie.
- To kiedy ich tutaj zapraszamy? - Odezwała się w końcu.
- Co takiego? - Zaśmiałam się cicho poprawiając moją grzywkę.
- Ty nie widzisz jaką mamy szansę? - Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i posłała mi znaczące spojrzenie. Uniosłam brwi ku górze i splotłam dłonie na kolanach. - Znasz 1/5 One Direction, a ja nie znam praktycznie żadnego! Na dodatek Laura się z nimi przyjaźni i ani razu ich tutaj nie zaprosiła. Pytam się, do jasnej ciasnej, kiedy w końcu będę mogła poznać Niall'a żeby później się z nim ożenić i być matką jego dzieci?!
- Ty na serio masz coś z mózgiem. - Prychnęłam pukając się w czoło. - Jeżeli ich tak desperacko pragniesz -  Zachichotałam. - to pogadaj z Laurą. Może ich jakoś tutaj ściągnie.
- I tak uczynię. - Ola wstała z miejsca i dumnie wyszła z pokoju.
Nie minęło 10 minut a usłyszałam głośne krzyki z dołu. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam sprawdzić o co chodzi. Zbiegłam szybko po schodach i wpadłam do salonu. Zastałam tam Olę skaczącą po kanapie i Laurę stojącą przy oknie, która śmiała się głośno.
- Diana! Ratuj mnie bo zaraz umrę! - Ciemnowłosa opadła na kanapę i udała, że zemdlała.
- Idiotko. - Zaśmiałam się po czym wskoczyłam na nią. - Zgodziłaś się? - Pytanie skierowałam do Laury. Ta jedynie przytaknęła i wyszła z salonu. - W końcu poznasz tego słodkiego blondynka! - Zwróciłam się do Oli i zaczęłam molestować jej policzki.
- Dziewczęta, co tu się dzieje? - Usłyszałam radosny ton głosu mojego ojca.
- Nic tatusiu. Ola tylko zemdlała a ja ją właśnie reanimuję. - Wybuchnęłam głośnym śmiechem razem z Olką.
- Eh, nigdy was nie zrozumiem.


- A tak właściwie to co ustaliłyście? - Zapytałam gdy razem z Laurą i Olą siedziałyśmy u niej w pokoju. Blondynka wyjrzała zza laptopa i spojrzała na moją przyjaciółkę.
- Na razie nic. - Przyznała, za co dostała od Oli mocnego kuksańca w bok. - No sorry, jeszcze nie miałam głowy do tego. Może jakiś maraton filmowy?
- No coś ty. - Wtrąciłam się. - Nie lubię oglądać filmów. Może lody w centrum?
- Oszalałaś? - Prychnęła Ola siadając bliżej mnie. - Chcesz, żeby fanki ich obleciały? Co to to nie. - Pokiwała palcem i z zamyśleniem odwróciła głowę w stronę okna. - Wiem! Ognisko.
- Ognisko? - Laura odłożyła komputer na bok i uśmiechnęła się. Spojrzała na mnie pytająco.
- Dla mnie okej. - Stwierdziłam poprawiając moją beżową koszulkę. Ola pisnęła uradowana.
Laura wyjęła z kieszeni czarnego BlackBerry i wykręciła czyiś numer. Po kilku sekundach ciszy na jej skupionej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Cześ Zayn. - Zaczęła. - Co powiecie na ognisko? Tak, tam gdzie zawsze. A czy Liam już wrócił? O, to świetnie. Dzisiaj! No proszę Cię, na pewno... Przestań! - Zaśmiała się głośno. Spojrzałam na Olę, która posłała mi pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami. - Hmm... Dwudziesta pierwsza może być? Okej, dobra. Powiedz Niall'owi żeby zabrał gitarę. Dzięki. Pa.
- To co dziewczyny? Idziemy po żarcie! - Wykrzyknęłam i wstałam z miejsca.



Po dwóch godzinach spędzonych w TESCO w końcu wróciłyśmy do domu. Dany i mój tata nie mieli nic przeciwko urządzeniu ogniska. Zaproponowali nawet, że zawiozą na miejsce wszystkie potrzebne rzeczy. Laura powiedziała, że właśnie 'tam' zawsze urządzali z chłopakami ogniska i imprezy plenerowe. My z Olą nie miałyśmy nic tutaj do gadania. Obkupione dziesięcioma torbami żarcia weszłyśmy do domu. Dany od razu zapakował je do auta i razem z moim tatą pojechali na obrzeża Londynu. Dochodziła godzina 19:00.
- Pamiętajcie, żeby się ubrać cieplej. Pod wieczór nie będzie tak ciepło. - Laura spojrzała na mnie i Olę.
- Co ty gadasz? Przy chłopcach na pewno będzie gorąco. - Moja przyjaciółka pisnęła i pobiegła na górę.
- Czasami jest wkurzająca ale i tak ją kocham. - Stwierdziłam i z wielkim uśmiechem na twarzy ruszyłam za przyjaciółką do naszego pokoju. Laura szła tuż za mną, lecz po chwili zniknęła u siebie. Weszłam do pokoju i doznałam szoku. Jak ona zdołała to zrobić w ciągu niecałej minuty? Na środku pomieszczenia siedziała Ola, a wokół niej walały się sterty ubrać i butów.
- Niech zgadnę... - Założyłam ręce na piersi.
- Nie mam się w co ubrać. - Wyszeptałam w tym samym czasie to krótkie zdanie co moja przyjaciółka je wykrzyczała.
- Proszę Cię. Spójrz ile masz ubrań. - Westchnęłam i ukucnęłam przy niej. - Na pewno spodobasz się Niall'owi we wszystkim. - Zaśmiałam się. Ola spiorunowała mnie wzrokiem.
- Taka mądra jesteś. - Pokazała mi język.
- Idź w tym. - Wskazałam palcem na jasny sweterek i czerwone jeansy. - Proszę Cię, nie wydziwiaj.
- Pff. - Zdołała tylko tyle z siebie wydobyć.
Wstałam i rozejrzałam się po pokoju. Po chwili znalazłam już ciuchy dla siebie. Sięgnęłam po beżowy sweterek, który wisiał na krześle, bluzkę w kwiatki i ciemne jeansy leżące na łóżku. Ruszyłam do łazienki. Po 20 minutach ciepłego prysznicu przebrałam się w świeżą bieliznę i naszykowane ciuchy. Wysuszyłam mokre włosy by po chwili dokładnie je wyprostować. Co jak co, ale nienawidziłam loków. Od zawsze. Podkreśliłam oczy tuszem do rzęs, a na usta nałożyłam jasny błyszczyk. Wyszłam z toalety i skierowałam się do pokoju. Tam w progu wyminęła mnie Ola trzymająca w ręku jasny sweter i jeansy. Dobrze, że się zdecydowała. Uśmiechnęłam się sama do siebie i weszłam do pokoju. Bałagan (o dziwo) zniknął, jedynie w rogu pokoju stały dwie pary butów. Ola pewnie już je dla nas naszykowała. Wybrałam białe conversy i zaczęłam je zakładać.
- Gotowe? - Zapytała Laura wchodząc do pokoju. Pokiwałam przecząco głową.
- Ola jest w ła...
- Gotowe. - Zza Laury wyłoniła się uśmiechnięta brunetka trzymająca w ręku IPhon'a. Zrobiła mi fotkę i z triumfalną miną przyglądała się jej w telefonie.
- I tak to usunę. - Prychnęłam wychodząc z pokoju. Ola jeszcze założyła swoje beżowe botki i była gotowa do wyjścia.
Poprosiłam swojego tatę by nas zawiózł na miejsce. Nie bardzo wiedziałam gdzie będzie to ognisko, dlatego Laura wskazała nam drogę. Jechaliśmy już od ponad 30 minut. W końcu auto się zatrzymało. Znajdowaliśmy się jakieś 5 kilometrów od Londynu. Z tego miejsca doskonale było widać panoramę miasta.
- To o której mam po was przyjechać? - Zapytał mój tata wychodząc z samochodu. Wszystkie zrobiłyśmy to samo.
- Zadzwonimy. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Okej. Jakby co to jestem pod telefonem. - Rzucił i już z powrotem siedział w samochodzie. Po chwili ruszył z piskiem opon, a po niecałej minucie zniknął nam z pola widzenia.
- Gdzie będzie to ognisko? - Zapytała Ola rozglądając się dookoła. Wszędzie słychać było ciche granie świerszczy i inne takie odgłosy lasu. Od razu po moim ciele przeszły ciarki. Nienawidzę lasu. Tyle tu robactwa i w ogóle.
- Chodźcie. - Laura ruszyła przed siebie prowadząc nas wąską ścieżką. Co chwila wpadałam na jakąś pajęczynę albo na ramieniu siadał mi jakiś owad. Po jakichś pięciu minutach dotarłyśmy na miejsce.
- Ładnie tutaj. - Stwierdziłam rozglądając się.
Znajdowałyśmy się na dużej polanie, na której końcu stał mały drewniany domek. Tam chyba przechowują drewno, pomyślałam. Kilka metrów przed nami paliło się ognisko otoczone z każdej strony ławkami własnoręcznie robionymi.
- Dawno tu nie byłam. - Laura uśmiechnęła się promiennie. - Chodźcie, powyciągamy jedzenie na zewnątrz. Znając życie, Niall od razu wszystko pochłonie.
Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem i skierowałyśmy się ku chatce.

Wszystkie potrzebne rzeczy były już gotowe. Na małym stoliku ułożyłyśmy jedzenie (10 paczek chipsów, 10 paczek żelek, 5 napojów 2-u litrowych, i inne takie przekąski), obok, na ławce, położyłyśmy koce w razie gdyby komuś zrobiło się zimno. Spojrzałam na zegarek. Było 10 po 21:00.
- Punktualnością to oni nie grzeszą. - Stwierdziłam. Ola zachichotała po czym usiadła na ławce. Ja po chwili zrobiłam to samo. Laura podeszła do ogniska i dołożyła dwa kawałki drewna.
- Weź to ze mnie! Weź to! - Usłyszałam czyiś przeraźliwy krzyk. Wszystkie momentalnie zwróciłyśmy głowę w stronę lasu. - Liam, pomóż!
- Spokojnie! To Cię nie zje Louis!
- Przyszli. - Laura wybuchnęła śmiechem po czym ruszyła ku powoli wyłaniającym się zza drzew piątce chłopaków. Na plecach Harry'ego siedział przestraszony Louis trzymający w ręce jakąś dużą torbę. Za nim maszerował uśmiechnięty Zayn z kartonem piw. Tuż obok szedł Liam i Niall niosący gitarę. Laura przywitała się z każdym, po czym ruszyli w naszą stronę.
- O Boże... - Jęknęła Ola.
- Przestań. - Zaśmiałam się i wstałam z miejsca.
- Cześć dziewczyny! - Harry podniósł prawą dłoń do góry by nam pomachać. Pech chciał, że właśnie przez ten gest jego przyjaciel siedzący mu na plecach wylądował na ziemi.
- Moja dupcia! - Jęknął wstając powoli. Zdołał tylko posłać Styles'owi groźne spojrzenie po czym uśmiechnął się do mnie i Oli.
- Cześć. Widzę, że ognisko już się pali. - Stwierdził.
- Tak. - Sprostowałam. - Cześć chłopaki. - Pomachałam ku reszcie.
Zayn odłożył alkohol na bok i przywitał się ze mną i Olą, następnie to samo zrobił Liam i Niall. Lousi wypakował ze swojej torby piłkę do siatkówki, wielką paczkę kiełbasy, keczup i majonez. 
- Kto normalny je majonez z kiełbasą? - Zapytała Ola. Lou przybił z nią piątkę po czym spojrzał na blondyna. 
- Hej, przecież to jest dobre. - Uniósł brwi ku górze i wyciągnął z paczki jedną kiełbasę. 
- Wy się nie znacie. - Zaśmiałam się i spojrzałam na Horana, który uśmiechnął się do mnie szeroko. 
- Są tutaj jakieś kije? - Zapytał. 
- Nie. Skąd mogłyśmy wiedzieć, że przyniesiecie kiełbasę? - Laura usiadła obok Zayna na ławce i spojrzała na wszystkich.
- Przecież to ognisko. A na ognisku kiełbasa jest obowiązkowa. - Liam podszedł do stolika i również poczęstował się kiełbasą. Wymienił jakieś krótkie zdanie z Niall'em po czym poszli w kierunku lasu. Po chwili wrócili z kijami w ręku. Odłożyli je na bok, mówiąc że możemy brać ile chcemy. Było ich chyba z 20. Usiadłam z Olą na przeciw Laury i Zayna i spojrzałam na swoją przyjaciółką, która aż kipiała ze szczęścia. 
- Oni są boscy. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Ej, ludzie! Zaraz robi się ciemno. Gramy czy będziecie tak siedzieć na tych dupach? - Spojrzałam na Harry'ego, który wziął do ręki piłkę i rzucił nią w Lou. Z łatwością ją złapał i spojrzał na wszystkich zgromadzonych. 
- Co ty się pytasz ich. - Stwierdził patrząc na przyjaciela. - Ruszać się! Dalej! Gramy. 
Wszyscy momentalnie podnieśli się z miejsc. 
- Ale o co chodzi? - Niall z pełną buzią jedzenia i wystraszonym spojrzeniem patrzył na Tomlinsona. Wybuchnęłam głośnym śmiechem widząc jego brudną twarz od keczupu. Niebieskooki spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko połykając resztki jedzenia. 
- Dobra. Więc będzie tak - Styles podszedł do Liama. - Ty wybierasz drużynę i ja. 
- Okej. Więc - Liam potarł ręce i spojrzał na Louis'a - Ty, kochasiu, idziesz do mnie. - Szczęśliwy chłopak ustawił się za Payne'm. 
- Diana, wybieram Cię! - Harold uśmiechnął się do mnie i gestem ręki przywołał do siebie. 
- Nie jestem pokemonem. - Zaśmiałam się uderzając loczka w ramie. Harry pokazał mi język i odwrócił się w stronę Liam'a czekając na jego decyzję. 
- Ola. - Uśmiechnął się triumfalnie. No nie wiem czy będzie się tak szczerzył, gdy przegrają. Zaśmiałam się w myślach. 
- Niall, zostaw tą kiełbasę i choć. - Blondasek wstał z miejsca i ustawił się za mną. Przybiłam z nim piątkę po czym odwróciłam się. 
- Zayn. - Liam, coraz bardziej dumny ze swojego składu drużynowego, posłał wyzywające spojrzenie w kierunku Hazzy. 
- Laura. - Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i również przybiłam z nią piątkę. Harry odwrócił się do nas i z wielkim uśmiechem zaczął mówić - Wygramy to. Laura, ty odkąd pamiętam zawsze umiałaś grać. Niall, też jesteś dobry, chociaż ja lepszy. A ty, Diana? - Spojrzał na mnie. 
- No wiesz... - Zaczęłam budując napięcie. Widziałam, że Harry się zestresował. Spokojnie, koleś. To tylko zabawa. - Jestem lepsza niż wy wszyscy razem wzięci! - Wymierzyłam palcem w Harreh'a i zaśmiałam się głośno. 
- Mam nadzieję. - Niall poklepał mnie po ramieniu. - Bo jeżeli przez Ciebie przegramy... 
- To co mi zrobisz? - Uniosłam brwi ku górze i spojrzałam na blondaska. Ten tylko uśmiechnął się szeroko.
- Okej, gotowi?! - Louis podszedł do Styles'a trzymając w ręku piłkę. 
- A czy wy - Wskazał na przeciwną drużynę. - jesteście gotowi? 
- Jak najbardziej, Haroldzie. - Odparł Zayn i Liam jednocześnie.
Za siatkę służyła nam ławka, którą chłopcy ustawili na środku polany. Słońce już powoli zastępował księżyc, ale mimo to wszystko doskonale można było zobaczyć. Ustawiliśmy się drużynami na przeciwnych polach. Harry wziął piłkę i jako pierwszy miał zaserwować. 
- Zaczynamy! - Gwizdną Liam i już po chwili piłka weszła w ruch. 







*_*








Hejoł! Vas happenin'? : D 
Jest kolejny rozdział (w końcu!). : dd Może mi nie uwierzycie, ale napisałam go dzisiaj w ciągu dwóch godzin. Dziwne, bo przez ponad miesiąc nie mogłam nic konkretnego wymyślić. Bardzo długi mi wyszedł i w ogóle jakiś taki nie wiem... Dziwny. *_* Ale jest i to się liczy! : D Miałam zamiar pisać jeszcze dalej, jednak stwierdziłam, że dalsza część będzie w kolejnym rozdziale. Który, swoją drogą, będzie szybciej niż się możecie spodziewać. : P Na pewno nie przekroczy miesiąca przerwy. -.-. Dopiero wszystko się zaczyna więc bez obaw... : D 
Bardzo dziękuję wam za komentarze pod ostatnim postem. : D Świetnie się czułam widząc, że mimo wszystko nadal będziecie czytać mojego bloga. Jest jednak jakaś mała grupka ludzi, która będzie czytać te moje wypociny. : ) 
A co do tej imprezy urodzinowej Liam'a... Był zajebiście, nie? XD 
Jeszcze raz dzięki, i do zobaczenia wkrótce. ; * 
Kinga.